Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielona Góra: Sukces rodziców i gazety. Chorzy szybciej dostaną orzeczenia

Katarzyna Borek Ilona Burkowska 68 324 88 18 [email protected]
- Dzięki temu, że "Gazeta Lubuska” nagłośniła nasz apel i zajęła się tematem, w końcu zaczęłyśmy być traktowane poważnie - mówią mamy niepełnosprawnych dzieci.
- Dzięki temu, że "Gazeta Lubuska” nagłośniła nasz apel i zajęła się tematem, w końcu zaczęłyśmy być traktowane poważnie - mówią mamy niepełnosprawnych dzieci. Szymon Papież
Chorzy będą szybciej dostawali orzeczenia, dzięki którym mogą godnie żyć i się leczyć. To za sprawą artykułów w "Gazecie Lubuskiej". Bo to my nagłośniliśmy opieszałość działania powiatowego zespołu ds. niepełnosprawności.

- Pomóżcie nam, rodzicom dzieci niepełnosprawnych, które na orzeczenie w Powiatowym Zespole do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności w Zielonej Górze czekają po kilka miesięcy. W naszym codziennym życiu jest ono niezbędne, bo na jego podstawie otrzymujemy z pomocy społecznej pieniądze na życie - poprosiły nas matki. Bo sama choroba nie wystarczy, by dostawać wsparcie od państwa. Trzeba ją potwierdzić właśnie orzeczeniem wydawanym przez zespół. Ten ma na to miesiąc, góra dwa. Ale w Zielonej Górze normą było pięć, sześć, a nawet siedem miesięcy!

- Przez ten czas nie dostajemy ani grosza. Jak żyć? Jak rehabilitować dzieci? Jak wykupić leki, gdy zaczyna brakować na chleb?! - rozpaczały kobiety. Mówiły, że ich los w ogóle nie obchodzi urzędników i "Gazeta Lubuska" jest ostatnią deską ratunku. Obiecaliśmy, że nie zawiedziemy (w artykule "Matki wołają o pomoc" z 24 września) i że przyjrzymy się pracy zespołu ds. orzekania o niepełnosprawności. Tym bardziej, że to nie tylko największa tego typu jednostka w Lubuskiem (obsługuje ponad 266 tys. mieszkańców Zielonej Góry, powiatu ziemskiego i krośnieńskiego), ale też chyba najbardziej krytykowana ostatnio przez naszych Czytelników. Przez matki i przez dorosłych niepełnosprawnych. Bo oni bez wydanego na czas orzeczenia tracą nie tylko świadczenia, dofinansowanie do pieluchomajtek czy aparatów słuchowych, ulgi komunikacyjne. Tracą również pracę.
Ustaliliśmy, że na koniec września na załatwienie czekało ok. 2.700 wniosków. A przez trzy kwartały tego roku w terminie rozpatrzono zaledwie 13 proc. W zespole zapytaliśmy, czy jest sposób, by szybciej dostać się na komisję. Usłyszeliśmy, że trzeba być umierającym...
Wtedy przysięgliśmy sobie: zmienimy to!

Nie było dobrze

Z wyjaśnień zespołu wynikało, że opieszałość w wydawaniu orzeczeń ma przyczyny finansowo-organizacyjne. Bo wniosków jest wiele, a brakuje pieniędzy na opłacanie posiedzeń komisji, które je rozpatrują. Zaczęliśmy więc od analizy finansów. I okazało się, że w pierwszym półroczu 2011 na zadania ściśle związane z orzekaniem zespół wydawał 40 proc. budżetu. W tym samym okresie br. - już tylko 27 proc. Resztę pochłonęło jego... utrzymanie.
Jednocześnie pod koniec zeszłego roku - z którego zostało ok. 550 zaległych wniosków - siedmioro pracowników zespołu (liczącego 8,5 etatu) otrzymało roczne nagrody uznaniowe. W łącznej wysokości 6.050 zł brutto. Pieniądze pochodziły z oszczędności.
Ustaliliśmy również, że nowa siedziba zespołu kosztowała 12.894 zł (od października 10.315 zł). Stara - 7.500 zł.

Sprawdziliśmy także, czy wniosków naprawdę było tak dramatycznie więcej, by właśnie z tego powodu niepełnosprawni miesiącami czekali na komisje. Wyszło nam, że w pierwszym półroczu 2011 przyjęto 3.700 wniosków. W tym samym okresie br. - 3.976. To 7,46 proc. więcej.
Tyle że wykładnią pracy zespołu jest liczba wydanych orzeczeń. A tu wydolność spadła z 3.735 do 2.905. To 28,6 proc. mniej.
Podliczając: instytucja, której szef skarżył się na "szturm" klientów i brak pieniędzy, mając 276 wniosków więcej, wydała ponad 800 orzeczeń mniej.
Ujawniliśmy to w artykule "Zespół jest niepełnosprawny" ("GL" z 19 października).

Krok ku dobremu

W momencie, gdy tylko zaczęliśmy interesować się zespołem, mocno zajęli się nim również politycy. Przykładowo: w dniu oddawania artykułu do druku w delegaturze urzędu wojewódzkiego w Zielonej Górze odbyło się spotkanie przedstawicieli samorządów, których mieszkańcy podlegają pod zespół. W poniedziałek doszło do kolejnych rozmów. Zapadła decyzja: od 1 stycznia 2013 powiatowy zespół przekształci się w miejski (pod nadzorem prezydenta Zielonej Góry). Ma się przenieść do budynku przy ul. Długiej, który jest własnością miasta.
- Gdy nie trzeba będzie płacić czynszu, będzie więcej pieniędzy na orzekanie. Liczymy też na lepszy nadzór nad ich wydawaniem - oceniła Maria Miłuch, szefowa rady ds. osób niepełnosprawnych, która nalegała na zmianę statusu zespołu.

- To krok ku dobremu. Wszystko dzięki artykułom w "Gazecie Lubuskiej", a także dzięki nagłośnieniu długiego terminu oczekiwania przez samych niepełnosprawnych - przyznał Jan Świrepo, wicewojewoda.
Miejska instytucja, tak jak powiatowa, będzie obsługiwała mieszkańców Zielonej Góry oraz powiatów krośnieńskiego i zielonogórskiego. W tej chwili zespół pracuje bez wytchnienia, by nadgonić wielomiesięczne opóźnienia w realizacji wniosków. Do końca roku czas oczekiwania ma wynosić maksymalnie dwa miesiące. Czy ktoś odpowie jednak za opieszałość? Za to, że tylko 27 proc. pieniędzy szło na pomoc niepełnosprawnym?
- Nie wiem. Musimy przeanalizować sytuację - powiedział nam Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry. - Ludzi nie interesuje źródło kłopotów, ale ich rozwiązanie. Dlatego obiecuję: zrobimy wszystko, by nie działa im się więcej krzywda.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska