- Gdy jest sobota, to "Lubuskiej" sprzedaję nawet kilkadziesiąt sztuk - mówi nam Grażyna Rosiak. Prowadzi Żabkę przy ul. Mieszka. - W pobliżu jest Lidl, ciut dalej Kaufland, a ja na brak klientów nie narzekam. Dziennie jest ich 600 - dodaje z uśmiechem gorzowian-ka, na co dzień mieszkająca na os. Słonecznym.
Klienci przychodzą tu niemal co kilkadziesiąt sekund. I co kilkadziesiąt sekund rozbrzmiewa słynny charakterystyczny "żabkowy" dzwonek.
Przeczytaj też: Kto jest za Gorzowem? A kto za Wielkopolskim?
Jedną z klientek jest Mirosława Siwiak, żona byłego sędziego żużlowego: - Przychodzę tu po moje ulubione ciastko - mówi, pokazując muszelkę z kruchego ciasta zatopioną w czekoladzie. W tym czasie znów słychać: dzyń - dzyń - dzyń.
- Już się do tego dzwonka przyzwyczaiłam - mówi sprzedawczyni. Nic dziwnego! Pani Grażyna pracuje tu od dziesięciu lat. To też wystarczający czas, by zaobserwować, jak zmienia się dzielnica.
Jeszcze kilka kat temu strach było przechodzić tą częścią miasta. Dlaczego? Na rogach okolicznych ulic oraz w pobliskich bramach można było spotkać osoby, które - delikatnie mówiąc - nie we wszystkich wzbudzały zaufanie. Poza tym o ulicy głośno było w lipcu zeszłego roku, gdy mieszkający przy niej Ramzes O. wyszedł z domu i zdemolował kilkanaście samochodów. Następnie zaatakował policjantów i został przez nich postrzelony.
Dziś Ramzes O. przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Pijących alkohol w bramach też jest mniej niż dawniej.
- Dużo ludzi poumierało, dużo powyjeżdżało do pracy za granicę. Okoliczne środowisko już się "przeczyściło". Tu już nie ma awantur. Jest spokój. Nie ma się co bać. Śmiało można zaglądać w tę okolicę. Jest bezpiecznie - zapewnia sprzedawczyni.
Przeczytaj też: Poznań rości sobie pretensje do Gorzowa?
Jakie są największe bolączki okolicy? - W pobliżu jest sąd, urząd wojewódzki. Chodzi tu dużo ludzi. Część z nich zachodzi do mnie i pyta, gdzie tu w pobliżu jest... toaleta. To najczęstsze pytanie - opowiada pani Grażyna naszemu dziennikarzowi.
A czym poza tym żyje ulica? W ostatnich miesiącach okoliczni mieszkańcy bardzo mocno przeżyli śmierć ks. Witolda Andrzejewskiego, wieloletniego proboszcza w pobliskim kościele. - Przez kilka dni ludzie wtedy chodzili wzruszeni. Każdy mówił, że ks. Witold jak nikt potrafił rozmawiać z ludźmi - opowiada sprzedawczyni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?