Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aż łza się w oku kręci. Pani Katarzyna z Zielonej Góry wspomina z "GL"

Redakcja
Przeglądałam stary atlas geograficzny. Gdzieś między jego kartkami znalazłam pożółkłe cztery strony dodatku do "Gazety Lubuskiej" Magazyn nr 42. Niestety, nie wiem, z którego roku. To był dodatek do wydania sobotnio-niedzielnego. Na pewno! Skąd się wziął w starym atlasie?

Pewnie szukałam hasła do krzyżówki. Pozostała nierozwiązana. Obok krzyżówki: zdjęcie Karela Gotta - "czechosłowackiego piosenkarza z 9-letnią córką", dowcipy rysunkowe Jujki i Ziarnkowskiego. Na obrazku - babcia czyta wnuczkowi bajkę na dobranoc "Kot w butach".Dziecko pyta: "A czy ten kot też dostał kartkę na buty?"
A na innych stronach? Psychozabawa "Czy jesteś atrakcyjny towarzysko?", "Z notatnika oficera śledczego MO" Zbigniewa Szydłowskiego. Wywiad z Markiem Grechutą. "Listy z Palmiarni" Andabady...

Boże! Łza się w oku kręci! Ile to lat? Jaka wtedy byłam, co się działo w moim życiu? Byłam studentką, czy jeszcze licealistką? Gdyby daty zamieszczano wówczas na górnym marginesie, dziś nie miałabym zagadki.

Całe moje życie towarzyszyła mi "Gazeta Lubuska", wcześniej "Zielonogórska". Z tą gazetą uczyłam się czytać zanim wzięłam do ręki Elementarz Falskiego. Pamiętam taką scenę: Siedzę na kolanach dziadka, na stole rozłożona "Gazeta Zielonogórska". Ja wodzę palcem po papierze, a dziadek z niebiańską cierpliwością odczytuje wskazywane przeze mnie wyrazy. To była wtedy moja ulubiona lektura! Dziadka już nie ma od dawna. Wspomnienie jest jak żywe. Trochę dzięki Gazecie, prawda?
Drukowano chyba każdego dnia repertuar kin, teatru i program TV i wybranych stacji radiowych, wiadomości, wywiady, felietony, ale najbardziej oczekiwany był dodatek sobotnio-niedzielny. Szaro-bury, ale zawsze najciekawszy.
Potem "Gazeta" była dla mnie łącznikiem ze światem i regionem. Taaak... Teraz wszechobecne media wypierają szeleszczący papier, ale sentymentalną podróż można odbyć tylko po pożółkłych stronach starych gazet.
Gazety codziennej nie trzyma się długo, nie przechowuje w domu. Ginie gdzieś w prozaicznym zabieganiu i chaosie każdego dnia. Pewnie dlatego tak wzruszyły mnie te cztery stare strony.
Dzisiejsza "Gazeta Lubuska" jest kolorowa, jakby mniejsza (a może to ja urosłam). Atrakcyjniejsza szata graficzna, różnorodne konkursy, zdrapki, reklamy, dodatki, program TV na cały tydzień, stały kontakt z czytelnikami, którzy ją współtworzą to tylko niektóre jej obecne atuty. Nadal jest łącznikiem ze światem i regionem, teraźniejszością i historią, przynajmniej dla mnie.
Pozostałam Jej wierna. Kupuję do dziś, przeglądam, czytam. A potem ginie gdzieś w prozaicznym zabieganiu, w chaosie każdego dnia, by na drugi dzień przy śniadaniu zaszeleściła nowa, pachnąca farbą drukarską.
I tak sobie myślę, że właściwie moja "Gazeta jest ciągle taka sama. Dojrzała jak ja, ale jej serce i charakter pozostały nietknięte zębem czasu. Jeśli obcuje się z kimś na co dzień, bez przerwy, to nie zauważa się drastycznych zmian, starzenia się. Dopiero konfrontacja ze starą fotografią pozwala dostrzec różnice. A z "Gazetą" związany jest pewien paradoks: postarzała się przecież, ale młodnieje każdego dnia. Szkoda, że z nami jest inaczej.

Złożyłam z pietyzmem naddarte i pożółkłe cztery strony dawnego egzemplarza mojej Gazety. Wróciła na swoje miejsce - do starego atlasu. Przeleżała tam tyle lat i cierpliwie czekała na chwilę renesansu. Pozwoliła mi na moment refleksji.
Jutro kupię "Lubuską" i kilka stron schowam do jakiejś książki. Może za kilkanaście, kilkadziesiąt lat znajdzie ją mój syn i też się wzruszy?...

Przeczytaj regulamin konkursu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska