Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barka spłynie z falą

Dariusz Chajewski
Matką chrzestną statku była Joanna Hakkers, żona właściciela „Orientu”
Matką chrzestną statku była Joanna Hakkers, żona właściciela „Orientu” fot. Mariusz Kapała
Często stoczniowcy nawet nie mają pojęcia pod jaką banderą będzie pływała wykonana w Nowej Soli jednostka. Ta zwodowana w czwartek należeć będzie do holenderskiego armatora.

W czwartek, kilkanaście minut po 12.00, "Orient" zakołysał się lekko na powierzchni Odry. Koniec wieńczy dzieło - po sześciu miesiącach budowy, kadłub barki, zbudowany w nowosolskiej stoczni, popłynie do Holandii.

- Oczywiście, że jestem wzruszona, w końcu nie co dzień zostaje się matką chrzestną statku - stwierdziła, tuż przed rozbiciem o kadłub butelki szampana, Joanna Hakkers, żona właściciela "Orientu".

Barka nosić będzie to imię ponieważ wszystkie jednostki męża mają taką nazwę.

Nie z kartonu

Gdy szampan spływał po kadłubie, projektant statku zażartował, iż teraz widać, że nie został zbudowany z kartonu. A nie został. To 475 ton pływającej blachy. Barka powinna ważyć kilkanaście ton więcej, ale po raz pierwszy w tej konstrukcji pokład zbudowano z lekkiej stali szwedzkiej. Zaoszczędzono na wadze akurat tyle, aby mogła zabrać dwa kontenery więcej.

- Gdyby chodziło nam o cenę, już dawno współpracowalibyśmy z Chińczykami - zapewnia Peter de Waardt holenderski brooker, który organizuje budowę barki. - Macie naprawdę bardzo dobrych fachowców. Szkoda, że żegluga śródlądowa jest u was w powijakach. Wiemy coś o tym, bo współpracujemy już dwadzieścia lat.

Żałuje także prezes nowosolskiej stoczni Andrzej Grzybowski. Gdyby pracował na rzecz polskich armatorów, robiłby jednostkę w całości. Tymczasem dziś w Nowej Soli wykonywany jest tylko kadłub. Reszta zostanie zamontowana w Holandii. Potem jeszcze tylko przegląd rejestracyjny i "Orient" wyruszy na śródlądowe trasy całej Europy.

Płyń po wodach

Kadłub ma 86 metrów długości i jest to najdłuższy z tych montowanych w Nowej Soli w jednym kawałku. Mimo wszystkich prób szczelności pierwsze zejście kadłuba na wodę wywołuje emocje. Zjechał na wózkach z pochylni dostojnie. To dobra wróżba.

Jednak nie ruszy w dół rzeki natychmiast. Przede wszystkim poziom wody ledwie wystarcza na potrzeby jednostki. Dlatego aby zyskać pewność, że nie osiądzie na dnie, specjalnie, na to wodowanie opróżniono zbiorniki w górze rzeki. Z tą sztuczną falą wezbraniową kadłub popłynie na północ.

- Tam już leżą blachy na następną barkę - mówi pracujący w stoczni od lat Stefan Pyszkiewicz. - Dobrze, że mamy robotę. Teraz nawet do nas wracają i chcą znów pracować ci, którzy wyjechali za granicę.

Stocznia, tak naprawdę ostatnia w Lubuskiem firma związana z Odrą, radzi sobie znakomicie, ma pełen portfel zamówień na przyszły rok, w tej chwili dopinane są zlecenia na kolejny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska