Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Zmarzlik jest skazany na sukces?

Paweł Kozłowski
Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów ma ogromny talent poparty ciężką pracą, która przynosi efekty.
Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów ma ogromny talent poparty ciężką pracą, która przynosi efekty. BOGUSŁAW SACHARCZUK
Z minitoru na duży motocykl przesiadł się w wieku 13 lat. Teraz został najmłodszym zwycięzcą GP w historii. Bartosz zawsze był pierwszy.

Jego przygoda z żużlem zaczęła się tak naprawdę 24 sierpnia 2002 r. Bartek miał wtedy siedem lat, a jego brat Paweł kończył tego dnia 12. W Barlinku (rodzina Zmarzlików mieszka w pobliskich Kinicach) chłopcy pierwszy raz zobaczyli pokaz jazdy na miniżużlu.
Mama Dorota długo wahała się, czy dać zgodę synom, ale w końcu uległa namowom. Tata Paweł dla pasji chłopców porzucił swoje hobby - myślistwo i strzelanie w konkurencji sportowej (w jego ślady miał pójść starszy z synów, ale zamarzył o żużlu). W trójkę spędzali wiele godzin nad motocyklami w prywatnym warsztacie, a koło domu Pawłowi seniorowi udało się wybudować porządny tor. Na treningi przyjeżdżał do nich ówczesny zawodnik Stali Gorzów Marek Hućko, który jeździł żużlowką, a chłopcy obok niego śmigali na motorkach. Dziś rodzina tworzy zgrany team, co być może jest i będzie kluczem do sukcesów Bartosza.
O braciach mówiło się, że obaj mają talent (kiedy na dobre wciągnęli się w miniżużel, pod choinką znaleźli... kevlary), ale to młodszy miał być obdarzony tą iskrą, która zaprowadzi go na szczyt. Choć nie wiadomo, co by było, gdyby Pawła w juniorskim wieku nie dopadło tyle przykrych kontuzji. A ta najbardziej poważna wydarzyła się w trakcie finału Srebrnego Kasku w Bydgoszczy. Nie było im dane jeździć w juniorskiej parze Stali i podwójnie wygrywać biegi, o czym marzył Bartosz. Dziś starszy z braci pomaga Bartkowi w parku maszyn i tam tworzą świetny duet.

- Bartkowi wszystko wychodzi. Jest odważny, szybko złapał technikę jazdy i rozumie co się do niego mówi. To bardzo ważne, bo gdy będzie słuchał, będzie się rozwijał - mówił mi blisko 10 lat temu Bogusław Nowak, były doskonały żużlowiec Stali, a wtedy trener w GUKS Speedway Wawrów. Na rozmowę namówiłem go po wizycie w Kinicach.

Do odwiedzin u państwa Zmarzlików przekonał mnie Mirosław Wieczorkiewicz, doskonały fotoreporter żużla z Gorzowa. Mirek i jego syn Michał (pracuje z Duńczykiem Michaelem Jepsenem Jensenem) nie mylili się mówiąc o Bartku, że to talent, który rzadko pojawia się w sporcie.

To był styczeń 2005 r. Niespełna 10-letni chłopak przechodził wtedy rehabilitację po zerwaniu więzadeł krzyżowych w kolanie. Pierwszej poważnej kontuzji w życiu oczywiście się nie przestraszył i już na stole operacyjnym zapowiedział, że dalej będzie jeździł. Już wtedy krążyła opowieść o tym, jak Bartek poprosił tatę, by ściągnął hak z motorka i dla frajdy na minitorze zaczął kręcić kółka... w prawo. Mając zaledwie dziewięć lat, przy niewielkiej pomocy brata i dziadka, zebrał i przygotował do sprzedaży prawie trzy tony złomu! Tata trochę dołożył i było na wymarzonego czterokołowca. Co dzień rano, przed wyjściem na lekcje, z tornistrem na plecach, wsiadał na quada, by zrobić kilka kółek koło domu. Taki miał rytuał.

Z miniżużlem Bartosz pożegnał się na dobre już jako 13-latek. Zdecydowały względy logistyczne. Starszy brat jeździł już na żużlu i trenował przy Śląskiej. Rodzice rozerwać się nie mogli i bardzo trudno byłoby im pogodzić starty obu synów. Dlatego młodszy szybko przesiadł się na dorosłą maszynę. - Widać było w nim talent czystej wody, ale sukcesy to też zasługa jego pokory, skromności oraz tego, że słucha starszych. Ważną rolę odgrywają także jego rodzice, którzy robią wszystko, by pozostał takim samym chłopakiem, jak dotychczas - podkreśla trener Stali Piotr Paluch, kilka dni po największym sukcesie Bartka - wygranej w Grand Prix Polski w Gorzowie.

Mając zaledwie 19 lat i 140 dni został najmłodszym zwycięzcą turnieju GPw historii. Junior nie ukrywa, że wiele czerpie od Tomasza Golloba, który jest jednym z jego sportowych mentorów (w 2005 r. wzorem do naśladowania dla braci był Tony Rickardsson, m.in. za to, że nie przejmuje się porażkami). A więc słowa Nowaka sprzed blisko 10 lat się sprawdzają.
Drugi raz rodzinny dom państwa Zmarzlików odwiedziłem we wrześniu 2012 r. Kilkanaście dni po tym, jak Bartosz złamał nogę podczas finału drużynowych mistrzostw świata juniorów w Gnieźnie. Długo musiałem prosić panią Dorotę, by pozwoliła na krótką rozmowę. Wypadek wyglądał źle, ból był okropny. A Bartosz? Już dwa dni po operacji - kiedy w końcu się wyspał - wstał, zjadł porządne śniadanie i poszedł do warsztatu, by posiedzieć na motocyklu...

Sukces sprzed tygodnia nie przewrócił Zmarzlikowi w głowie. - Chciałbym jeździć w GP na stałe, ale wiem, że cykliczne turnieje to nie to samo, co jednodniowe zawody na swoim torze, na którym mogę dopasować ligowy motocykl. W przyszłym roku chciałbym się sprawdzić w eliminacjach do mistrzostw świata, ale w tej chwili na występy w Grand Prix mnie nie stać - przyznaje 19-latek.
Przypadek Taia Woffindena pokazuje też, że do GP trzeba dorosnąć. Czy Zmarzlik to żużlowiec skazany na sukces? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy zapewne niebawem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska