Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Całe życie z wodą

RENATA OCHWAT 0 95 722 57 72 [email protected]
Ratował topielców, przewoził księży na ranne pociągi, miał własną firmę i aż do emerytury pracował w Gorzowie. Tu zmarł i został pochowany. Tyle udało nam się ustalić o Pawle Zacharku, legendarnym przewoźniku przez Wartę. "Gazeta Gorzowska" w 1959 r. nazwała go Gorzowskim Charonem i tak mówi się o nim do dziś.

Jeszcze do niedawna o Zacharku wiadomo było niewiele. Mieszkał w Gorzowie, woził ludzi przez Wartę, a potem nagle zniknął. Wielu myślało, że po oddaniu do użytku mostu kolejowego wyjechał z Gorzowa. Jedyna wzmianka o nim pochodzi z gazety z 1959 r. - Przecież on nigdy stąd nie wyjeżdżał. Tu go pochowano. Byłem na pogrzebie. Jeszcze go widzę, jak leży w wodniackim mundurze z trzema złotymi paskami na rękawach - wspomina Wincenty Jabłoński, ostatni przełożony Zacharka w nieistniejącej już gorzowskiej ekspozyturze Żeglugi Bydgoskiej. Gorzowianin z ul. Słonecznej skontaktował się z nami po artykule z 29 kwietnia - 1 maja "Wodny człowiek", gdzie po raz pierwszy przedstawiliśmy sylwetkę legendarnego przewoźnika.

Całe życie z wodą

Paweł Zacharek urodził się 14 grudnia 1916 r. na ojcowskiej barce w Bydgoszczy. Miał brata Brunona. Do II wojny światowej pracował na barkach. Do Gorzowa trafił za bratem w 1944 r. Po przybyciu do miasta przewoził gorzowian przez Wartę. Skracał drogę z Zawarcia na prawy brzeg, bo nie było mostu kolejowego. W pamięci wielu zachowało się i to, że ratował tonących. Razem z rodziną mieszkał na barce przy brzegu. Pływał do 1965 r., czyli do chwili oddania mostu kolejowego z wygodną kładką dla pieszych. Miał nawet pieczątkę: "Przewóz Łodzią, Paweł Zacharek, Gorzów, ul. Fabryczna". Stempel do dziś znajduje się w posiadaniu Stefana Kluja z ul. Gwiaździstej. - Znalazł ją mój syn, kilka lat temu w mieszkaniu przy ul. Słonecznej. Sprzątał wówczas mieszkanie po zmarłej, samotnej osobie. Nie pamiętam Zacharka, ale traktuję tę pieczątkę jak relikwię - mówi gorzowianin.

Był milczkiem

W 1965 r., po otwarciu mostu kolejowego, Zacharek zatrudnił się w Żegludze Bydgoskiej. - Mój ociec był jego szefem i przyjacielem. Obaj byli milczący, jak to ludzie z barek - wspomina W. Jabłoński. Zacharek, już jako kapitan żeglugi śródlądowej, pływał dużą barką o wyporności około 430 ton. - Kursował wtedy na Zachód, do Niemiec, Holandii, Belgii, Luksemburga. Dobrze zarabiał, bo dostawał diety w dewizach - opowiada W. Jabłoński. On sam w 1981 r. został kierownikiem gorzowskiego oddziału Żeglugi Bydgoskiej. Zastąpił na tym stanowisku swego ojca, Kazimierza. I w taki sposób został ostatnim szefem legendarnego przewoźnika. - Zacharek na zimę 1981-82 został na Zachodzie. Wtedy też w Bydgoszczy ktoś w kadrach przyjrzał się dokładnie jego papierom i stwierdził, że przekroczył wiek emerytalny. A on zawsze mówił, że musi jeszcze pływać, bo nie ma wypracowanych lat pracy. Te z prywatnej działalności nie liczyły mu się do emerytury - opowiada W. Jabłoński. Tej zimy jednak w żegludze nikt nie chciał słuchać wyjaśnień kapitana. Zacharek przeszedł na emeryturę. Do końca życia, czyli do 6 marca 1991 r., mieszkał w Gorzowie. Spoczął na cmentarzu przy ul. Żwirowej. - Czasami kładziemy mu kwiatek lub zapalmy świeczkę - kończy wspominki W. Jabłoński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska