Kino Newa, wtorek 6.45. W sali projekcyjnej pod ścianą kilkadziesiąt osób. Pomału przesuwają się do przodu. Ustawiam się za panią Hanią. Na seansie słynnego uzdrowiciela jestem pierwszy raz i nie wiem co robić.
- Niech pani nic nie mówi, on wszystko wie - szepcze pani Hania, na oko pod sześćdziesiątkę. - Chwilkę podotyka i następny. Taśmowo to idzie.
- Dziś jest dużo ludzi, więc szybko dotyka - wtrąca kobieta w białym swetrze. - Ale miesiąc temu była nas garstka, więc dotykał dłużej.
- Trzeba mu zapłacić? - dopytuję.
- Tam stoi puszka i wrzuca się co łaska - ruchem głowy pokazuje "biały sweter". - Zwykle dziesięć złotych, ale są i tacy, co po stówie płacą.
- Niektórzy, choć wyglądają na bogatych, to nic nie wrzucają - dopowiada pani Hania.
Ma wielką siłę
Na seanse z uzdrowicielem pani Hania chodzi od lat. Cierpi na bóle kręgosłupa, wcześniej miała zwapnienia w piersiach. Po kilku spotkaniach zwapnienia zniknęły, a bóle są rzadsze.
- Jak pani chce być zdrowsza, to trzeba przyjść kilka razy - przekonuje. - Bo jeden seans nic nie da.
Adam Raszkiewicz przychodzi profilaktycznie. Od ponad 30 lat! - Najpierw do Poznania jeździłem - opowiada. - A odkąd on przyjeżdża do nas, staram się nie opuścić żadnego seansu. Harris ma w sobie wielką siłę biologiczną. Jak mnie dotyka to nic nie czuję, ale potem zawsze jest mi lepiej.
- Trzeba wierzyć, że pomaga i ja wierzę - wtrąca elegancka kobieta około czterdziestki, która spieszy się do pracy w biurze. - Od roku ani razu nie byłam na zwolnieniu lekarskim, a wcześniej chodziłam co kwartał, tak mnie kręgosłup bolał.
Przyjeżdża z Kenii
Kolej na mnie. Harris szybko przesuwa dłonie: dotyka z przodu, z tyłu, po nogach, kładzie na głowie... Kilkanaście sekund i po wszystkim. Niczego nie czuję. Z magnetofonu sączy się muzyka, na stole stoi puszka, leżą zaproszenia na następny seans.
- Dzień dobry i do widzenia, tylko tyle po polsku umiem - tłumaczy, gdy go zagaduję w krótkiej przerwie.
Zawsze jest sam. W walizeczce na kółkach wozi radiomagnetofon, puszkę, zaproszenia... Zawsze pojawia się przed czasem. - Dziś był zaraz po szóstej - Wanda Kawala z podziwem kiwa głową. - Jak tylko przyjechał, zrobiłam mu herbatę.
Skromny, uśmiechnięty, w czerwonej kamizelce i szarych spodniach. Spieszy się, bo przed nim jeszcze droga do Świnoujścia. A potem dalej. Mówi, że na co dzień mieszka w... Kenii, że do Europy przyjeżdża raz w miesiącu. Mówi, że śpi po 2-3 godziny na dobę, że energię dostaje od Boga, a potem oddaje ją ludziom.
- Dlaczego pomagasz chorym? - pytam.
- A dlaczego budzisz się każdego dnia? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Pomagam, bo urodziłem się po to, by pomagać.
Kolejne spotkanie z Clivem Harrisem odbędzie się 5 stycznia 2009 r o 7.00.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?