Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarno to widzę, czyli „spieprzaj dziadu”. O książce Andrzeja Zybertowicza

Marcin Kędryna
Marcin Kędryna
Andrzej Zybertowicz
Andrzej Zybertowicz Fot. Agnieszka Bielecka / Polska Press
Andrzej Zybertowicz napisał książkę. Choć może nie jest to precyzyjne określenie, gdyż książka to wywiad z nim przeprowadzony przez Jaremę Piekutowskiego, któremu udało się coś, co mnie się zwykle nie udaje – potrafi profesorskie monologi przerywać, zadając bardzo zresztą rozsądne pytania. Zazdroszczę.

Zybertowicz od lat mówi – podobnie zresztą, jak grupa zachodnich intelektualistów – o zagrożeniach związanych z rozwojem wielkich internetowych korporacji. Teraz będzie moja (niewykształconego prostaka) interpretacja.

Oni wiedzą wszystko

Pojawienie się i rozwój mediów społecznościowych przewróciło zupełnie sposób międzyludzkiej komunikacji. Dotychczasowe regulacje zupełnie do tego sposobu nie przystają. Nowe korporacje bardzo szybko stały się silniejsze niż państwa, gdyż z jednej strony są często od państw bogatsze, z drugiej strony są w stanie kontrolować przekaz, pewne informacje promować inne wyciszać, najważniejszego polityka świata mogą na przykład zbanować.

Z trzeciej zaś, najważniejszej chyba strony, przez ostatnie lata zdołały zebrać o ludziach niewyobrażalną wręcz liczbę informacji. Nigdy żadna służba specjalna, żadne państwo tak wiele o ludziach nie wiedzieli. O tym, co jedzą, i jak to wygląda, gdzie fizycznie przebywają, co czytają, co ich kręci, co ich brzydzi, o czym marzą, co i za ile kupili, i co o tych zakupach sądzą. Wszystko wiedzą.

Zybertowicz uważa, że to źle. A jeszcze gorzej, że nie kontrolują tego demokratycznie wybrani politycy. Jednocześnie mamy kłopot, bo przez sposób działania społecznościowych mediów posypała nam się demokracja. Wielkim internetowym korporacjom, z powodów biznesowych, zależało na rozhuśtaniu społecznych emocji, podkręcaniu konfliktów, budowie tzw. komunikacyjnych silosów.

Rozmawiają ze sobą wyłącznie ludzie o podobnych poglądach

Ludzie odzwyczaili się od dyskusji. Dziś wymienia poglądów praktycznie nie istnieje, wymieniać się można co najwyżej inwektywami. Rozmawiają ze sobą wyłącznie ludzie o podobnych poglądach. Nie zgadzać się mogą, co najwyżej do rozmiarów głupoty ludzi o poglądach odmiennych, ale to też nie za bardzo, bo osoba niewystarczająco radykalna w poglądach może być oskarżona o symetryzm, a za takie rzeczy dzisiejsze panie Defarge, jakżeby chętnie, śladami swojej dickensowskiej patronki, prowadziły na szafot. Demokracja nam się posypała, bo nasi politycy poszli w to jak w dym. Mówią więc to, czego chcą słuchać ich wyborcy, nie przejmując się specjalnie, ile to ma z rzeczywistością wspólnego.

Elektorat i tak zapomni, o co chodziło

Pisząc ten tekst jednym okiem oglądam telewizję. Tematem akurat sprawa Tomasza L., pracującego w warszawskim ratuszu rosyjskiego szpiega, byłego członka Komisji Likwidacyjnej WSI. Sprawę komentują politycy, akurat trafiłem na opozycyjnych. Mniejsza z tym który właśnie powiedział coś w stylu: zawsze, gdy się pojawia nazwisko Macierewicz za chwilę wychodzą rosyjskie interesy. Tomasza L. do Komisji Likwidacyjnej WSI, a komisje były dwie, weryfikacyjna – kierowana przez Antoniego Macierewicza i likwidacyjna – kierowana przez Sławomira Cenckiewicza, powołał ją Radosław Sikorski. Ale jakie to ma znaczenie, skoro wiadomo, że nikt nie pamięta, że komisje były dwie, nikt nie pamięta, że Radek Sikorski był pisowskim ministrem, ważne, iż można powiedzieć, że Antoni Macierewicz to ruski agent. Zresztą o każdym dziś to można powiedzieć. Parafrazując ojca Amaury'ego: oskarżmy wszystkich, elektorat rozpozna swoich. A jutro i tak zapomni, o co konkretnie chodziło.

Dziś rano Mazurek rozmawiał z jakąś panią z niegdysiejszej Nowoczesnej o cesarskich cięciach. Że PiS chce odebrać cesarskie cięcia. Mazurek mówi, że jest ze dwa razy więcej takich zabiegów niż za PO i że neonatolodzy mówią, że to za dużo. Pani poseł: ale politycy się tym nie powinni zajmować, na co Mazurek cytuje panią profesor neonatologii, na co pani poseł, że to nie jest mężczyzn i polityków sprawa, na co Mazurek… aż się w końcu czas skończył.

Albo trzy miliardy na propagandę. Bo już trzy, choć w projekcie zapisano dwa miliardy siedemset. Trzy brzmi bardziej. Mówią to ludzie, którzy dwa zdania wcześniej komentowali występy polskiej reprezentacji. Mecze, które oglądali dzięki prawom, które za ciężkie pieniądze kupiła TVP. Prawda jest taka, że nawet jeżeli się zgodzimy, że TAI to rządowa tuba, to 206 milionów na TAI to ułamek całej kwoty. Mógłbym wymieniać, na co te pieniądze poza sportem idą, ale czy to ma sens? W każdym razie, parę miesięcy temu wymienieni wyżej politycy twierdzili, że warunkiem poprawy stanu TVP jest usunięcie prezesa Kurskiego. „Kury” nie ma. W jego miejsce jest nieco pozbawiony właściwości intelektualista z Żywca i co? I nic. I to samo.

Czarno to widzę

Andrzej Zybertowicz wzywa do poddania wielkich korporacji demokratycznej kontroli. Ja tam czarno to widzę, gdyż demokratyczną tę kontrolę sprawowaliby wyłonieni w nowej rzeczywistości politycy. Politycy 3.0. Profesor widzi jakieś szanse. Ja – niespecjalnie. Czarno to wszystko widzę. Pani dr Fedyszak-Radziejowska w takich sytuacjach mówi, że łatwiej będzie ze świata odchodzić. Może na mnie już pora, bo gdy ostatnio jechałem przez Zieloną Górę wyskoczyła mi przed auto pani z tekturą w rękach, na której napisane było „Spieprzaj dziadu”. Może to i racja, lat mam co prawda pięćdziesiąt, ale coraz mniej do tego świata przystaję.

(*) Andrzej Zybertowicz , Jarema Piekutowski „Cyber kontra real. Cywilizacja w technopułapce”, Wydawnictwo Nowej Konfederacji 2022

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czarno to widzę, czyli „spieprzaj dziadu”. O książce Andrzeja Zybertowicza - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska