Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas pandemii to swoiste rekolekcje, okazja do refleksji, odnowienia siebie. Rozmowa z Andrzejem Kasperkiem, pisarzem i nauczycielem

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Andrzej Kasperek
Andrzej Kasperek Łukasz Gawroński
Czy ja piszę książkę o pandemii koronawirusa? Uchowaj Boże! Toć Barańczak przestrzega w swym wierszu: Najgorzej, jeśli przeżyje pisarz:/będzie zapychał całkiem bezkarnie/plagiatem z Defoe/ albo Camusa/ puste księgarnie - mówi Andrzej Kasperek, nowodworski pisarz i nauczyciel.

Niedawno udostępnił Pan w mediach społecznościowych wiersz Stanisława Barańczaka, z połowy lat 90. Poeta przewiduje w nim zarazę w czasach współczesnych. Miał zdolności profetyczne?
To „Nowe zarazy", wiersz z tomu „Chirurgiczna precyzja". Opatrzyłem go żartobliwym komentarzem, to cytat z „Ferdydurke". Osławiona lekcja polskiego, w czasie której prof. Bladaczka mówi o Słowackim: „Wieszczem był! Wieszczył!". Dziś w profetów już nie wierzymy, ale wiersz Barańczaka jest dowodem na siłę literatury. To bardzo precyzyjny opis ludzkich zachowań w czasie zarazy, ale poeta daje także słowa nadziei:
Ja jednak wierzę w laboratoria
i w to, że wre w nich dzień
i noc praca:
nie bez powodu je Nobli gloria
przecież ozłaca.

Co nam pozostało? Wiara w naukę, w lekarzy… To bardzo smutne jeśli pomyślimy, ile wysiłku niektórzy włożyli w deprecjonowanie nauki, lekarzy, nauczycieli… A teraz tylko w uczonych i służbie zdrowia nadzieja. Jedni ludzie nabroili, bo przecież to człowiek jest odpowiedzialny za rozplenienie się koronawirusa po świecie, a inni muszą to naprawić. Znowu odwołam się do poezji. Wisława Szymborska napisała w wierszu „Koniec i początek":
Po każdej wojnie
ktoś musi posprzątać.
Jaki taki porządek
sam się przecież nie zrobi.

Jeden z artystów powiedział kiedyś, że do twórczego procesu potrzebuje dawki emocji. Dziś ich nie brakuje. Zaraza od zawsze inspirowała artystów?
Tak, to był zawsze wielki motor dla pisarzy (Boccaccio, Defoe, Camus, Marquez), malarzy (Bruegel) czy reżyserów (Bergman). Wymieniam największych. „Dekameron", od którego zaczyna się europejska proza, to sto opowieści snutych w czasie, kiedy „mór począł w przedziwny sposób okrutne spustoszenia czynić". Opowiadają je sobie ci, którzy uciekli przed zarazą. Trudno sobie wyobrazić rozmiar „czarnej śmierci", czyli epidemii dżumy, która pochłonęła około stu milionów ofiar w Europie. Zmieniła ona nasz kontynent. Tak jak morderczy wirus zmienia go obecnie. Włoski pisarz Paolo Rumiz apeluje dramatycznie do młodych: „Waszym zadaniem jest ocalenie Europy od barbarzyństwa, konfliktu społecznego". I opłakuje generację, która umiera, pokolenie „mężczyzn i kobiet, którzy na powojennych gruzach stworzyli wspólną Europę, odbieraną nam teraz przez plagę". Bolesne słowa! Czarna śmierć zainspirowała później Pietera Bruegla. Jego „Triumf śmierci" to arcydzieło. Poza apokaliptycznym obrazem zagłady i istnym katalogiem ludzkich zachowań (strach, przerażenie, ucieczka) i upiornym danse macabre, w którym wirują wszystkie stany, jest w nim odrobina nadziei. Trzeba spojrzeć w prawy dolny róg. Zobaczymy tam rycerza, który dzielnie staje do walki i parę zakochanych on gra na lutni, ona podaje mu nuty… Zawsze mnie wzrusza ta scena. Ale obok widzimy też zastawiony stół, tylko biesiadników już nie ma… To był nietrafny sposób na zarazę. Choć kilkaset lat później Aleksander Puszkin go zachwalał:
Utońmy w pijanym
bezrozumie
I pijatyką na wesoło
Oddajmy cześć i chwałę
Dżumie.

Ja wolę przekaz Bruegla sztuka może przynieść nam ocalenie i ukojenie nawet w czasach horroru.

Pisze Pan już książkę o pandemii koronawirusa? Pojawiła się inspiracja w czasie izolacji?
Uchowaj Boże! Toć Barańczak przestrzega w swym wierszu:
Najgorzej, jeśli przeżyje pisarz:
będzie zapychał całkiem
bezkarnie
plagiatem z Defoe
albo Camusa
puste księgarnie.

Zostawiam to innym. Teraz piszę żartobliwe opowiadanie o poniemieckim diable błąkającym się w delcie Wisły i kończę książkę „Żuławy w literaturze polskiej". Czy wie Pan, że Jan Kochanowski w „Pieśni IV" (z „Ksiąg wtórych") pisze o „żuławskich urodzajach"? To mnie zajmuje. Robię swoje; jak zawsze… I wierzę, że ludzkość poradzi sobie z pandemią…

Trzeba być optymistą w tych trudnych czasach. Bardzo lubię powiedzenie Marcina Lutra: „Gdybym wiedział, że jutro będzie koniec świata, to jeszcze dzisiaj posadzę jabłonkę".

W powieści „Dżuma" Alberta Camusa dr Rieux przeżył, choć poraniony. Dr Li Wenliang z Wuhan, który ostrzegał jako pierwszy przed koronawirusem, przez co miał kłopoty, mógł być rzeczywistym odzwierciedleniem Rieuxa. Jednak nie przeżył. Świat sztuki odda mu hołd?
Być może. Kochamy zmarłych bohaterów. Lubimy stawiać im pomniki, ale za życia odmawiamy im pomocy, szkalujemy ich, spotykają się z hejtem… Powieść Camusa to najlepszy obraz zarazy w sztuce, jaki znam. Szerokie spektrum postaw ludzi wobec zła, różne sposoby walki z nim, a poza tym piękna metafora filozofa. I to znakomite zdanie kończące powieść: „Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach: że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście". Nie łudźmy się, zło nigdy nie zginie…

Skoro rozmawiamy o „Dżumie", to warto wspomnieć, że sporo ludzi czuje dziś potrzebę spisania swoich przeżyć (także w mediach społecznościowych). Jako literata, intelektualistę, pedagoga cieszy Pana powrót do tej zapomnianej nieco formy utrwalania dziejów? Dlaczego akurat teraz chcemy zapisywać swoje odczucia, przeżycia?
Ludzie zawsze mieli potrzebę utrwalania swych przeżyć, aby ich czas nie zaćmił i niepamięć. W XVII w. Jan Chryzostom Pasek spisywał swe czyny, choć nie był pewny, czy przeczyta to choćby rodzina. Szczególnie ważne stawało się to w czasie wojny i zagrożenia życia. Bohaterka opowiadania z „Medalionów" przeszła piekło, ale mówi: „chciałam żyć. Dlaczego? To pani powiem: po to, żeby powiedzieć wszystko tak, jak pani teraz mówię". Dać świadectwo to rzecz bardzo ważna, żeby coś po nas zostało. Wtedy mamy prawo powiedzieć: „nie wszystek umrę". Świetny reżyser Marcel Łoziński kazał swym studentom ze szkoły filmowej kręcić dziennik zarazy, mają utrwalać rzeczywistość. Może z tych zapisków, nieważne, czy na papierze czy w innej formie, powstaną później wielkie dzieła?

Rozmawiamy w przerwie lekcji online, które prowadzi Pan dla uczniów nowodworskiego ogólniaka...
Dobrze mi się uczy w ten sposób, sam jestem zdziwiony jak dobrze. Oczywiście, jest to sytuacja przymusowa i nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z uczniami. Ale trzeba starać się, aby uczniowie nie stracili tego czasu, nie wolno odpuszczać!

Zadziwia mnie frekwencja, często stuprocentowa. Bardzo zadowolony jestem z aktywności uczniów, często angażują się uczniowie, którzy w klasie nie odzywają się, tu nagle pokazują się z innej strony. Jestem dumny z moich uczniów, od pierwszaków po maturzystów, że w tak dojrzały sposób traktują tę sytuację.

Ale taka forma uczenia jest bardzo pracochłonna dla uczniów i dla nauczycieli. Wymaga ode mnie mnóstwo przygotowań do każdej nowej lekcji. Potrzeba też zwolnienia, nie ma co się oszukiwać, że w ciągu 45 minut pracy zdalnej uda się zrealizować wszystko, co zaplanowaliśmy. Wcale nie powinno nas to stresować. Może lepiej rozłożyć materiał inaczej, nie gonić tak… Spróbować zainteresować uczniów. Zawsze uważałem, że dewizą pracy nauczycielskiej powinny być słowa: „po pierwsze nie nudzić". Taki belferski wariant lekarskiego: Primum non nocere. Udało mi się przeprowadzić ciekawe lekcje poświęcone nowelistyce pozytywistycznej. Dla niektórych „Janko Muzykant" to szczyt obciachu, „Miłosierdzie gminy" czy „Mendel Gdański" to straszliwe nudy. Ale jak się postaramy to może to być świetny punkt wyjścia do rozważań o nierówności społecznej, wykluczeniu, nietolerancji, antysemityzmie… A kiedy poprosiłem maturzystów o krótką rozprawkę na temat „Co to jest postawa wyprostowana w życiu i jak ją zachować w czasach pandemii?", związany z omawianym (zdalnie oczywiście) wierszem Zbigniewa Herberta „Przesłanie pana Cogito", to przeczytałem w nadesłanej mailem pracy uczennicy: „O postawie wyprostowanej powinien pamiętać każdy człowiek każdego dnia. To ona nas uczłowiecza…". Wtedy chce się pracować - mamy dobrych i mądrych uczniów. Dajmy im szansę!

Czy jest Pan wierzący? Pytam, bo Wielki Piątek to szczególny dzień. Zauważa Pan analogię do obecnych dni? Mrok, smutek, strach, strata, ale potem nadzieja i odrodzenie? Czeka nas społeczne zmartwychwstanie?
To pytanie z kategorii intymnych, ale odpowiem. Tak, jestem wierzący i praktykujący. Wiara odgrywa w moim życiu ważną rolę. Ale paradoksalnie, bycie dziś w Polsce katolikiem to wcale nie jest prosta rzecz… Czas pandemii to swoiste rekolekcje, otrzymaliśmy niepowtarzalną okazję do refleksji, rozmyślań, odnowienia siebie. Może warto z niej skorzystać. I nie chodzi mi tu tylko o strach przed śmiercią i wywołany przezeń rachunek sumienia. To okazja by zwolnić, zastanowić się nad sobą i innymi, może odbudować relacje z bliskimi.

Mamy do czynienia z ogromnym kryzysem. Zgodnie z greckim pochodzeniem tego słowa to okres przełomu, przesilenia, zmiany, to decydujący zwrot. Może doprowadzi do otrzeźwienia, do przemyślenia najważniejszej sprawy dokąd zmierzamy jako ludzkość? Tak po prostu chciałoby się, żeby wyniknęło z tego coś dobrego. Oby…

Wielkanoc, wiosna, symbol odrodzenia, nie tylko w sensie religijnym, ale też materialnym, codziennym. My trochę tej materii jesteśmy pozbawieni, bo trudno jest w czasie narodowej kwarantanny zadbać o kwiaty na balkonie czy porządki. Czy czegoś nas ten czas nauczy? Będziemy lepsi? Wiele osób obiecuje sobie przez telefon, że się mocno „wyściska" po tym wszystkim...
W sensie najbardziej ludzkim tego nam teraz bardzo brakuje, tych banalnych rzeczy: przytulania, spaceru, spotkań z kolegami, wyjścia do kina, lasu czy na plażę. Nagle okazało się, że jest to dla nas bardzo ważne. Kochanowski miał rację: „Nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". I nie dotyczy to tylko zdrowia. Dopiero brak pewnych rzeczy uświadamia nam, jak są dla nas istotne. A wtedy okazuje się, że takie przytulanie poprawia samopoczucie, wzmacnia odporność, łagodzi napięcie i stres… Czy będziemy lepsi? Chciałbym w to wierzyć, ale patrząc na morze hejtu, które wylewa się na nauczycieli prowadzących telewizyjną szkołę śmiem wątpić. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć tego, co się dzieje w głowie hejtera. Teraz też nie wiem. A może, jak mówi poeta, to mowa „nierozumnych i nienawidzących siebie bardziej może od innych"? Czy nikomu nie zdarzyło się przejęzyczyć?
Czy naprawdę trzeba się pastwić nad nauczycielką, która pomyliła średnicę z obwodem? Ja myślę, że to lapsus wywołany stresem, a nie ignorancja. A dlaczego nikt z TVP tego programu nie przejrzał, nie poprawił? Jezus zamiast wydawać wyroki, wypowiedział słowa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem". Oj, dzisiaj wielu rzuca. A przecież ta pani ma swą godność, rodzinę, uczniów. I co? Nic nas to nie obchodzi, poczujemy się lepiej jak się poznęcamy, odreagujemy stres, frustracja będzie mniejsza? A ten zaszczuty lekarz z Kielc, który popełnił samobójstwo? Lekarz, u którego wykryto koronawirusa, ale przecież nikogo nie zaraził, był odpowiedzialny, zrobił test, nie przyjmował pacjentek. Ciekawym, czy ktoś z hejterów, którzy go krzyżowali zastanowił się potem nad tym, który gwóźdź wbił? To czas próby. Wisława Szymborska w wierszu „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej" napisała: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono". Zawsze, kiedy analizuję ten wiersz mówię do uczniów: „Jeśli jesteście wierzący, to módlcie się, żeby nigdy wam się taki moment próby nie zdarzył".

Ale teraz żyjemy w czasie wielkiego sprawdzianu naszego człowieczeństwa. Jaki będzie jego wynik? Nikt nie wie. Chciałbym, żebyśmy byli bardziej uważni, żebyśmy zwolnili (nie wszystko musi być natychmiast), żebyśmy mieli w sobie więcej empatii i żeby słowo solidarność wróciło do naszego słownika.

A że wyszła mi tu całkiem niezła antologia poezji, to zakończę słowami Tadeusza Różewicza z wiersza „List do ludożerców":
Kochani ludożercy
Nie zjadajmy się
Dobrze
Bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę.

Epidemie groźnych plag to w historii ludzkości. Rozwój medycyny pozwolił ograniczyć znacząco śmiertelność, a niektóre z chorób wręcz zepchnąć na margines.

Epidemie na przestrzeni wieków. Zestawienie najbardziej śmie...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czas pandemii to swoiste rekolekcje, okazja do refleksji, odnowienia siebie. Rozmowa z Andrzejem Kasperkiem, pisarzem i nauczycielem - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska