- Podsumowaliście w OSP zeszły rok. Jaki był dla was?- Dobry. Przede wszystkim dlatego, iż czujemy, że jesteśmy pod dobrymi skrzydłami samorządu. Od lat wszystkie jednostki w gminie dostają sprzęt, a wyposażenie miejskiej OSP jest na poziomie...
- ...profesjonalnym?! - Powiedzmy: półprofesjonalnym. Miasto ma stara gaśniczego, forda gaśniczego z rzadkim urządzeniem power jet do gaszenia w pomieszczeniach, a także mercedesa ratowniczo-technicznego. No, ale przede wszystkim chlubimy się świetnie przeszkolonymi ochotnikami, w tym dziewięcioma fachowcami od ratownictwa wodnego.
- Słyszałem jednak, że wyskoczyły z nimi pewne kłopoty. Ci "wodni strażacy" są jedynymi fachowcami w powiecie, ale ponoć nie mogą brać udziału w akcjach, gdyż nie są w straży zawodowej.- Właśnie. Nie wiem czym to się skończy, mogę tylko dyplomatycznie powiedzieć, iż nad tym przepisem pracują prawnicy. Sprawa wygląda dość paradoksalnie, gdyż nasi koledzy-strażacy brali udział w kursie, a potem zdawali egzamin przed komisją państwową, która wydała im uprawnienia. Co z tego, że są w OSP?! Są jak zawodowcy.
ŚWIETNIE DAJĄ SOBIE RADĘ
ŚWIETNIE DAJĄ SOBIE RADĘ
W gminie działa 10 jednostek OSP, w tym jest dziewięć terenowych, jedna zakładowa, w "Romeo". Dwie z nich (Zbąszyń i Chrośnica) należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Na stanie jest 12 pojazdów, z czego jeden typu ciężkiego, sześć średniego i pięć lekkiego. Wszystkie jednostki mają własne strażnice, z czego pięć jest zimą ogrzewanych.
- Może więc warto powołać w Zbąszyniu zawodową jednostkę ratowniczo-gaśniczą?- Wszystkie czynności jakie wykonujemy są na poziomie zawodowym. 95 proc. akcji realizujemy sami, bez udziału państwowej straży pożarnej. Te pozostałe 5 proc., w których konieczna jest obecność profesjonalistów to są duże pożary, gaszeniem których winien kierować oficer PSP i akcje z udziałem podnośnika.
- Co wam przeszkadza przejść na zawodowstwo?- Pieniądze. Zawodowcy w gminie to są koszty, które musiałby wziąć na siebie samorząd gminny, a wiadomo, że nie weźmie. Gdzieś w Polsce próbowano sprawdzić ten wariant w wersji miejskiej straży półzawodowej. Udało im się wytrzymać rok. Niezbędnych byłoby około 10 etatów, dyspozycyjność, raz w miesiącu szkolenie... Słowem kupa szmalu.
- Ale ludzie przychodzą do OSP. Co ich przyciąga?- Może to zabrzmi górnolotnie, ale jest prawdziwe: chęć robienia dobra, pomagania innym, wreszcie pasja. Wielu jest wręcz zafascynowanych tym zawodem, zajęciem.
- O właśnie: zawodem. Ilu jest wśród was zawodowców, poza panem?- Jest nas czterech w gminie. Mateusz Klorek pracuje w Nowym Tomyślu, zaś Sławomir Korcz, podobnie jak ja, w Wolsztynie. Jest jeszcze emeryt strażacki, Mieczysław Wajman. Wszyscy zaczynaliśmy od drużyn młodzieżowych.
- Dużo was jest obecnie w gminie?- Około 380 czynnych ochotników, czyli w wieku 18-60 lat. Natomiast mamy też setki sympatyków w każdej miejscowości. Wśród strażaków są ludzie wszystkich niemal zawodów. Na wsi rolnicy, w mieście kolejarze, pracownicy Swedwoodu, elektrycy, murarze, mechanicy, co często nam bardzo ułatwia sprawę w czasie akcji.
- Czego wam życzyć w tym roku?- Zero pożarów, wyposażenia w zestaw ciężkich narzędzi do działań w wypadkach drogowych, nowych samochodów.
- Niech się zatem spełni. Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?