Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domy pękają, bo ruch za duży - alarmują Czytelnicy z osiedla Malarzy w Zielonej Górze

Danuta Kuleszyńska
To zdjęcie przysłał Czytelnik Ryszard Krzyżanowski. Ulica Gierymskich jest wąska na 3,5 kroki. Gdy jedne auta jadą, inne muszą poczekać w zatoczce.
To zdjęcie przysłał Czytelnik Ryszard Krzyżanowski. Ulica Gierymskich jest wąska na 3,5 kroki. Gdy jedne auta jadą, inne muszą poczekać w zatoczce. Czytalnik Ryszard Krzyżanowski
- Jeszcze trochę, a dojdzie do katastrofy budowlanej! - Ryszard Krzyżanowski z ul. Braci Gierymskich pisze do nas maila, przysyła zdjęcia i prosi o pomoc. - Bo miasto nas lekceważy, a urzędnicy decyzję podejmują zza biurka! - mówi.

Osiedle Malarzy to domki ustawione w szeregach. Uliczki tu wąskie, osiedlowe, w większości jednokierunkowe. Taka też była kiedyś ul. Braci Gierymskich: pięła się w górę w kierunku Francuskiej. Ruch był niewielki, mieszkańcom żyło się spokojnie.

Czasy te pamięta dobrze Anna Wróblewska. Do domku pod numerem 3 wprowadziła się jakieś 25 lat temu. Czyli wtedy, gdy osiedle powstawało.

- Przez wiele lat Gierymskich była uliczką jednokierunkową - przekonuje. - W końcu pracowałam wtedy w biurze projektów i wiem, jak to osiedle zostało zaprojektowane. Mowy nie było, by tak wąską drogą jeździło się w dwóch kierunkach. To byłby jakiś absurd!

Dziś ul. Braci Gierymskich jest dwukierunkowa. Kiedy zmieniono organizację ruchu? Tego mieszkańcy dokładnie nie pamiętają.

- Chyba jakieś piętnaście lat temu, gdy pobudowano zatoczki mijankowe. Od tamtej pory ulica zmieniła swój status z osiedlowej na przelotową. Mkną tędy samochody na Przyjaźni omijając Wojska Polskiego, bo tak szybciej. Mieszkańcy Zacisza wożą dzieciaki do szkoły, skróty robią sobie z Cegielni i z osiedla Leśnego. Jeżdżą duże auta dostawcze, a czasami nawet tiry. Bywa, że szkolny autobus też się na Gierymskich pojawia - wylicza Ryszard Krzyżanowski. I przysyła do redakcji zdjęcia, jakie zrobił na ulicy w pobliżu swego domu.

- A już największy ruch jest przed ósmą rano i około szesnastej - dopowiada Anna Wróblewska. - Wtedy z garażu wyjechać nie można, bo ulica jest zatkana. Raz naliczyłam 20 samochodów!

To prawda: uliczka jest wąziutka. Zmierzyłam: szeroka na trzy i pół kroki! Zmieści się tylko jedno auto. Gdy drugie jedzie z naprzeciwka, trzeba usunąć się w tył i zaczekać w zatoczce. Zatoczki są co kilkadziesiąt metrów. Nie ma chodnika, a domy stojące wzdłuż ulicy prawie wchodzą na jezdnię.

- Obliczyłam, że z mojego okna do jadącego samochodu mam zaledwie pięć metrów. A garaż jest na wyciągnięcie ręki! - ubolewa A. Wróblewska.
I zaprasza do siebie. Żeby pokazać popękane ściany w mieszkaniu. Skąd się wzięły te pęknięcia?

- Z nadmiernego ruchu na ulicy - kobieta nie ma żadnych wątpliwości. - Zaczęły się pojawiać kilka lat temu. Proszę, niech pani zobaczy - pokazuje.

Pęknięcia są w kuchni, przedpokoju, w łazience. Ciągną się wzdłuż okien, nad drzwiami...
- Drzwi wejściowe co jakiś czas trzeba frezować, bo się nie domykają - pokazuje ścięty fragment. - Mój dom po prostu siada!

Najgorzej jest w garażu. Ściany rozeszły się na kilka centymetrów. W szczeliny można spokojnie włożyć całą dłoń. Pęknięcia idą wzdłuż i wszerz. Betonowa posadzka też jest popękana. - Boję się, że kiedyś to wszystko runie!

Podobnie w innych domach. Lokator spod "piątki" niedawno robił remont, załatał wszystkie dziury. Ale na ścianach znów pojawiły się rysy.

Generalny remont cztery lata temu zrobił też Ryszard Krzyżanowski. - Pieniądze poszły w błoto - denerwuje się. - Proszę tylko spojrzeć na te pęknięcia!
- Są nie tylko od strony ulicy, ale pomału przenoszą się do naszych pokoi z tyłu. Idą nie tylko wzdłuż, ale i wszerz - Barbara Krzyżanowska oprowadza po mieszkaniu.

Pan Ryszard alarmuje: - Jeszcze trochę, a dojdzie do katastrofy budowlanej.

Mieszkańcy Braci Gierymskich są przekonani, że pęknięcia ścian w ich domach, to efekt nadmiernego ruchu na ulicy. W grudniu 2007 r. po raz pierwszy interweniowali w tej sprawie. Napisali petycję do prezydenta miasta. Domagali się wprowadzenia na ich ulicy ruchu tylko w jednym kierunku. Najlepiej od szkoły podstawowej nr 18 w dół do Malczewskiego.

Dwa miesiące później dostali odpowiedź. Henryk Napierała, zastępca kierownika biura zarządzania drogami, poinformował, że "na całym osiedlu obowiązuje zakaz poruszania pojazdów o masie powyżej 2,5 ton". Dodał, że przyczyną pęknięć w budynkach mogą być... progi zwalniające. I zadecydował o usunięciu takiego progu na wysokości posesji od numerów 1do 7.

- Próg zlikwidowano, a domy jak pękały, tak pękają - wściekają się mieszkańcy. I ślą kolejne petycje.

W lipcu tego roku złożyli w urzędzie następny wniosek o zmianę organizacji ruchu. I znów przytoczyli swoje racje. " (...) W ostatnich tygodniach trwa proces zasiedlania dwóch budynków wielomieszkaniowych przy ul. Malczewskiego, w których zamieszka kilkadziesiąt rodzin.- piszą. - Oznacza to dalsze zintensyfikowanie ruchu komunikacyjnego na ul. Braci Gierymskich"

Ale miasto znów pozostało głuche na ich wołania. Biuro zarządzania drogami UM poinformowało w lakonicznym piśmie, że "nie wyraża zgody na zmianę ruchu z dwukierunkowego na jednokierunkowy". Dodaje, że ulica "została wybudowana jako dwukierunkowa z zatokami mijankowymi dla samochodów osobowych, obowiązująca organizacja ruchu jest zgodna z przepisami ministra infrastruktury(...)".
O popękanych domach nie ma ani słowa.

- Żaden urzędnik nie pofatygował się do nas. Nie zobaczył, jak wygląda i ruch na ulicy, i nasze budynki. Jak można tak ważne dla mieszkańców decyzje podejmować zza biurka! - burzy się Krzyżanowski. - Miasto wyraźnie nas lekceważy.

Dzwonię do biura zarządzania drogami. Naczelnika Piotra Tykwińskiego nie ma, jest na chorobowym. Z kolei Henryk Napierała (ten, który decyzje odmowne wydawał mieszkańcom) pojechał w teren. - I nie wiadomo, kiedy wróci - odpowiada sekretarka.

Z kolei Tomasz Nesterowicz, szef gabinetu prezydenta sprawy nie zna. Ale obiecuje rozeznać się w temacie. Nie rozeznał, bo - jak nas poinformował po godz. 15.00 - nie spotkał się z urzędnikami. - Z panem Napierałą umówiony jestem na czwartek rano - dodaje.

- A może urzędnicy powinni jednak pofatygować się do mieszkańców, porozmawiać, zobaczyć jak wyglądają domy, jak ulica? - dopytuję.

- Nie ma takiej potrzeby, bo ruch uliczny to jedno, a pęknięte budynki to zupełnie inna sprawa - odpowiada Nesterowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska