Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Łazarz: Dziewczyna na medal

Dariusz Brożek
Ewa Łazarz umierała cztery razy. I za każdym razem zmartwychwstała w dymie, ogniu i huku eksplodującego trotylu.

To miał być rutynowy patrol. Zaraz po wyjeździe z bazy w Al Kut obok pierwszego hummera z polskimi żołnierzami eksplodowała mina-pułapka. St. kpr. E. Łazarz siedziała w drugim.

Wybuch odbijał się jeszcze echem po pobliskich zabudowaniach, kiedy wyskoczyła ratować żołnierzy z zaatakowanego pojazdu. - Zapomniałam o plecaku z medykamentami. Zdążyłam tylko krzyknąć kolegom z plutonu, żeby mi go rzucili, kiedy rozpętało się piekło. Strzelali i Irakijczycy i nasi. Nawet nie pamiętam w jaki sposób znowu znalazłam się hummerze - wspomina.

Zaatakowana kolumna ruszyła do przodu. Wtedy koło hummera międzyrzeczanki rozerwała się kolejna mina. A trzecia poszatkowała odłamkami burty jej furgonetki, kiedy tej samej nocy jechała do bazy Echo w Ad Divaniyah, gdzie stacjonowało dowództwo Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku.

- Niektórzy żołnierze byli na kilku misjach i ani razu nie zostali ostrzelani. A jej patrol był atakowany trzy razy w ciągu jednej doby. Na szczęście żadnemu z naszych żołnierzy nic się nie stało. Ale szczęście dopisuje najlepszym. A ona z pewnością jest jedną z najlepszych ratowniczek w naszym wojsku. I udowodniła, że kobiety są dobrymi żołnierzami - opowiada jej były dowódca gen. bryg. Mirosław Różański, który podczas ósmej zmiany w Iraku dowodził tzw. Brygadową Grupą Bojową w Al Kut.

A to był moździerz...

St. kpr E. Łazarz jest żołnierzem 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu i Wędrzynie. W Iraku służyła od lutego do sierpnia ub.r. Ostatnią eksplozję miny-pułapki przeżyła pod koniec misji, kiedy wracała z Kuwejtu. I kolejny raz wyszła z zasadzki bez szwanku. - Równie niebezpieczne były ataki moździerzowe na nasze bazy. Jednej nocy spadło na nas 60 rakiet i granatów. Dlatego niektórzy spali w podziemnych schronach - opowiada.

Pierwszy atak artyleryjski międzyrzeczanka przeżyła w Ad Divaniyach, gdzie pojechała z plutonem na operację Czarny Orzeł. Stała z żołnierzami z tacą po posiłek, kiedy usłyszała charakterystyczne pukniecie.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to echo odpalanego moździerza. Pociski islamistów dolatywały do bazy w trzy sekundy. A sekundę po wystrzale koło niej było już pusto. - Stałam z tacą i kombinowałam, o co chodzi i gdzie wszyscy zniknęli, kiedy na terenie bazy spadł pocisk - wspomina.

Wzięła się w garść

Gwiazda Iraku

To pamiątkowe odznaczenie ustanowione z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nadawane żołnierzom, policjantom i cywilom za nienaganną służbę w polskich kontyngentach wojskowych poza granicami państwa. Na razie otrzymało je 15 osób.

Do udziału w misji E. Łazarz namówił kolega z jednostki. On był jednak na czwartej zmianie, a ona poleciała na ósmą, kiedy islamiści dzień w dzień atakowali polskie patrole i bazy. Po tygodniu coś w niej pękło. I się rozmazała. Tak zwyczajnie, po babsku. Traf chciał, że był przy tym dowódca grupy bojowej. - Generał powiedział, że mam się wziąć w garść. Więc się wzięłam - mówi.

E. Łazarz została przydzielona do tzw. QRF. To angielski skrót nazwy Siły Szybkiego Reagowania. Jej pluton uczestniczył w operacjach przeciwpartyzanckich, misjach bojowych i konwojach. Wzięła udział w blisko 90 akcjach. - Była jedyną kobietą w naszym kontyngencie, która wyjeżdżała na patrole - zaznacza kpt. Szczepan Głuszczak z 17. WBZ.

Pani Ewa jest ratownikiem medycznym, dlatego na patrole zabierała torbę z medykamentami, która waży 25 kg. To więcej niż moździerz. Do tego pistolet wist, hełm, kamizelkę kuloodporną i żołnierski ekwipunek. Czyli kolejne 25 kg na barkach ratowniczki, która waży 64 kg. I to w pustynnym upale dochodzącym do 50 stopni Celsjusza, albo w nagrzanym jak piekarnik hummerze....

Wybrała jednak zieleń

St. kpr Ewa Łazarz jako pierwsza kobieta w historii naszych sił zbrojnych dostała właśnie nowe odznaczenie wojskowe - Gwiazdę Iraku.

Odebrała ją z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Podobną gwiazdę w Pałacu Prezydenckim odebrał sierż. Krzysztof Michalak, który w Iraku dowodził jej plutonem. - Ewa zasłużyła na nią, bo jest bardzo dobrym żołnierzem - komentuje.

W samych superlatywach o swej podwładnej wypowiada się ppłk Zbigniew Aszkielaniec, szef służb medycznych w 17. WBZ, który służył z nią w Iraku. - To bardzo dzielna dziewczyna - mówi.

Ratowniczka służy w ,,Siedemastce'' od ponad dwóch lat. Jest absolwentką policealnego studium medycznego w Kłodzku. Po szkole chciała zostać policjantką. Dostała się nawet na staż absolwencki w komendzie policji, lecz po dwóch miesiącach niebieski mundur przestał się jej podobać. Dlatego zamieniła go na zielony.

Przeszła kurs medyczny w Łodzi, a później zdała testy i rozpoczęła pracę w 17. WBZ. Razem z nią służy tam ponad 20 kobiet-żołnierzy. Teraz chce zostać studentką Akademii Medycznej.

Tymczasem jej koledzy niebawem rozpoczną przygotowania do misji w Afganistanie, gdzie w przyszłym roku ma wylecieć kilkuset żołnierzy z Międzyrzecza i Wędrzyna. - Jak będzie trzeba, to pojadę z nimi - deklaruje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska