- Wałęsa nosił Matkę Boską, a co pan ma w klapie?
- Znaczek Solidarności i gapę, czyli symbol skoczka spadochronowego.
- Był pan w komandosach?
- Dawne czasy!
- Aż tak źle jest polskiemu pracownikowi, że na czele związku musi być komandos?
- (Uśmiech) Nie, ale to są mojej wspaniałe, przeszłe sprawy i stąd ten symbol. A że Bóg i delegaci chcieli tak, że zostałem przewodniczącym, to chyba dobrze?
- Trafił pan na trudny czas. Mit Solidarności już nie niesie. Ludzie, pracownicy, związkowcy chcą konkretnych działań. Nie legendy. Zgadza się pan z tym?
- Tak. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale wie pan, ja lubię wyzwania. I zamierzam temu sprostać. Zgadzam się też, że ludzie nie oczekują już pięknej legendy. Chcą, by związek był sprawną maszyną, przypominającą coś w rodzaju firmy ubezpieczeniowej na wypadek problemów w pracy. I na tym w dzisiejszych czasach ma polegać nasz praca. Mamy dawać wsparcie prawne, administracyjne, organizacyjne. Jeśli będziemy robić to dobrze, to i legenda się obroni i będzie na nią czas i miejsce. Musimy pogodzić piękne tradycje z nowoczesnymi czasami.
- Nowoczesne czasy są takie, że w środku Europy w XXI w. w kraju należącym do Unii Europejskiej pracownicy np. jednego z gorzowskich marketów zakładali związek nocą, w tajemnicy.
- Tak, znam podobne przykłady. Oto inny: kierowcy z dużej firmy transportowej skrzyknęli się i postanowili założyć związek. Umawiali się długo, bo każdy był w trasie, a trzeba było zgrać terminy. Zgrali, zaczęli przyjeżdżać w jedno miejsce. Wie pan, co zrobiło kierownictwo firmy? Ustawili gości z kamerami, którzy stali przed wejściem i nagrywali wchodzących.
- Pana pierwsza myśl?
- Była taka: dziś niektórzy pracodawcy działają gorzej niż SB! Esbecy to się chociaż chowali i filmowali z ukrycia. Tyle mieli przyzwoitości (śmiech).
- Nie przeraża pana, że takie rzeczy się dzieją? Że wiele samorządów w Polsce w pogoni za ściągnięciem inwestora godzi się niemal na wszystko, a potem ludzie pracują w wielkich fabrykach i boją założyć związek?
- To niebezpieczny trend. Władze miast nie mogą robić w ten sposób, że po ściągnięciu koncernu biją sobie brawo i mówią: - Macie robotę, o resztę martwcie się sami. Urząd nie powinien kończyć swojej aktywności na tym etapie. Jest odpowiedzialny za swoich mieszkańców! A oni słyszą często: nie podoba się, to dziękujemy, na wasze miejsca mamy sto innych chętnych.
- Pięknie brzmi, ale co mają zrobić ci, którzy właśnie w takiej firmie pracują?
- Nie bać się.
- O, wspaniale, zlękniona kobieta, która za marną pensję utrzymuje rodzinę i modli się, by nie wylecieć z roboty, ma się nie bać? A konkretniej?
- W każdej grupie pracowników jest lider, prawda? Człowiek, który ma odwagę, występuje w imieniu innych, czasami potrafi się postawić. Trzeba go odnaleźć i razem z nim zwrócić się do lokalnego biura Solidarności. Pomożemy, poprowadzimy za rękę, damy wsparcie, nie zostawimy samych. W tym momencie nie jest się już jednostką, która - przepraszam za kolokwializm ,,fika”, tylko jest się członkiem potężnej, wielotysięcznej organizacji, która nie odpuszcza.
- Tylko po co w ogóle próbować walczyć o swoje?
- Bo to jedyna droga. Jeśli będziemy znosić upokorzenia i łamanie prawa, to prędzej czy później albo sami porzucimy pracę, albo nas zwolnią.
- Czemu zakłady pracy boją się związków? Pytam pana, bo ich zdanie znam: psujecie firmy, rozkładacie je.
- Tak, tak, znam te argumenty. Problem w tym, że dobry pracodawca chce związków. Bo dzięki nim ma z kim rozmawiać w przypadku problemów. I nie boi się tego partnera, bo działa fair wobec pracowników.
- Kto się boi związków?
- Ci, którzy chcą coś ukryć albo nie są do końca uczciwi. Powtarzam z całą odpowiedzialnością: w ułożonej, dobrej, uczciwej firmie związki to pomocna organizacja, która porządkuje wiele spraw. W złym zakładzie owszem - może przeszkadzać.
- Dziękuję.
Piotr Duda. Ma 49 lat. Mieszka w Gliwicach. Zanim w zeszłym roku zaskakująco wygrał z Januszem Śniadkiem walkę o dowodzenie ,,S” był przewodniczący oddziału śląsko-dąbrowskiego. Ma 26-letniego syna, który jest żołnierzem w oddziale specjalnym i 23-letnią córkę, która rozkręciła własny biznes. Żona P. Dudy zajmuje się domem. - Kocham moja pracę. Robię to, co lubię, uczciwie na tym zarabiam i mogę za te pieniądze utrzymać bliskich. Czego więcej chcieć? - mówi P. Duda.
Czytaj też: Wiktor Sobociński: Władze przespały początek lat 90.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?