Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Starowieyski zachwycał się u nas grzybami, zamkami, naftowymi szybami...

Zdzisław Haczek 0 68 324 88 25 [email protected]
1998 r. Franciszek Starowieyski przez pięć dni w galerii Art szkicuje "Raptus Europae”. Dzieło oczywiście antydatuje o 300 lat, bo XVII wiek jest ulubioną epoką artysty.
1998 r. Franciszek Starowieyski przez pięć dni w galerii Art szkicuje "Raptus Europae”. Dzieło oczywiście antydatuje o 300 lat, bo XVII wiek jest ulubioną epoką artysty. fot. Paweł Janczaruk
Franciszek Starowieyski zmarł w poniedziałek w Warszawie. Malarz trzy razy przyjeżdżał do zielonogórskiej galerii Art. Pozostawił niesamowite wrażenia.

10 września 1998 r. Jeden z najsławniejszych polskich malarzy szkicuje w zielonogórskiej galerii Art przy pl. Pocztowym. Na pobliskim rynku winobraniowy zgiełk. Spod ręki artysty już wyszły kobiece piersi... To szkic obrazu "Raptus Europae", którego odsłonięcie wywoła konsternację w polskim przedstawicielstwie w siedzibie Unii Europejskiej w Brukseli.

- No bo co oni tam zobaczyli? Goła baba, z wielką d..., siedzi na byku, którego trzyma za rogi - śmieje się szefowa galerii Maria Idzikowska. - Ta kobieta to była Polska, która ujeżdża byka, czyli Europę.

Byk pokazał klatę
Byk. Jan Byk - taki pseudonim artystyczny wymyślił sobie Franciszek Starowieyski. Jest rok 1980. Maria Idzikowska wybrała się z mężem Bogdanem w Bieszczady. Autostopem. Jak to studenci. Po drodze zajeżdżają do Kazimierza nad Wisłą. A tam przed galerią tłum: krzyki, śmiechy, kapelusze. - Udało mi się wejść do środka, a tam stoi on - z nieodłącznym kieliszkiem wina w ręku, z naręczem kwiatów.

Wokół kłębią się wielbicielki. Stoi uśmiechnięty, w niebieskiej koszuli. Rozpiętej, pokazuje umięśnioną klatę - tak pani Maria zapamiętała swoje pierwsze spotkanie z Franciszkiem Andrzejem Bobolą Biberstein-Starowieyskim. Wtedy mieszkał w Paryżu. Do Kazimierza wpadł tylko na wernisaż.

Pieczętuje się herbem

Lata 90. Maria Idzikowska zaprasza artystę do galerii Art w Zielonej Górze. Potem dowie się od tutejszych twórców, że Starowieyski najpierw ich podpytywał, co to za galeria, kto ją prowadzi. Dopiero potem dał się zaprosić.

Jest wrzesień 1998 r. Winobraniowy tydzień. Malarz co rusz odrywa się od pracy. Każe się wozić po Ziemi Lubuskiej. - Wszystko chciał zobaczyć: zespoły pałacowo-parkowe, kościoły, lasy... I wszystkim się zachwycał - wspomina M. Idzikowska.

W pierwszej kolejności Bogdan Idzikowski wiezie artystę do Żar. Tam gdzie zamek Bibersteinów - wszak to ich herbem pieczętuje się szlachetnie urodzony w 1930 r. w Bratkówce na Podkarpaciu malarz.

W kościółku w Klępsku pod Babimostem artysta klęka przed chrzcielnicą. - Patrzcie, jakie cuda! - wzdycha. Potem na kongresie architektów w Gdańsku, wskazując zabytki Ziemi Lubuskiej, wygarnie: - Cudze chwalicie, a swego nie znacie!

A oni kozaki w mech

Któregoś dnia idzie pan Franciszek ul. Drzewną w Zielonej Górze. Wpada w zachwyt nad zrujnowaną kamienicą, w której okna od lat zabite dyktą. - I tłumaczy mi, jak znakomicie architekt wszystko zakomponował, jaki mamy tu rytm dachu, okien - mówi Maria Idzikowska. - Potem apelował do prezydenta Listowskiego, żeby niczego nie zmieniać, że takie niesamowite zabytki tu mamy.

Innego dnia pan Franciszek ma apetyt na kozaki. W sklepie myśliwskim kupuje kalosze. Już mają ruszać w las, ale F. Starowieyski jeszcze chciałby zobaczyć, jak tu ropę naftową się wydobywa. No to telefon do dyrektora PGNiG Stanisława Niedbalca. Jadą do wsi Zawisza pod Bytnicą. Pół dnia malarz lata ze specjalistami wokół urządzeń.

W końcu przypomina sobie o grzybach. - Wtedy kolega w tajemnicy kupił od chłopa koszyk kozaków z czerwonymi łepkami. Powsadzaliśmy to w mech. Naprowadziliśmy Franka. Ale się ucieszył! Choć podstęp odkrył - wspomina M. Idzikowska.

Trzy razy w Zielonej Górze

Franciszek Starowieyski przyjeżdżał na zaproszenie Marii Idzikowskiej do Zielonej Góry trzy razy. Dwa razy był na plenerze w Bukowym Dworku pod Łagowem.

Zapalony kolekcjoner. Pytał o zegary kaflowe. Ale tarczę tatarską też się zadowolił.
- Strzelał francuszczyzną, po niemiecku mówił biegle. Serdeczny. Jeździliśmy do niego do Warszawy, do Kazimierza - mówi M. Idzikowska. - Wczorajsza wiadomość nas załamała...

Namalowane w Zielonej Górze "Jajo wieczności" artysta zabrał do Warszawy. Szkic "Raptus Europae" zostawił. Jest teraz w Art Galerii Marii Idzikowskiej przy ul. Fabrycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska