Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Giną pszczoły! Zginiemy i my?

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Franciszek Maj, pszczelarz ze Starej Wsi pod Nową Solą, właśnie zasila słabą rodzinę produkcyjną zapasowym rojem
Franciszek Maj, pszczelarz ze Starej Wsi pod Nową Solą, właśnie zasila słabą rodzinę produkcyjną zapasowym rojem Tomasz Gawałkiewicz
"Gdy zginie ostatnia pszczoła na kuli ziemskiej, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia". Tak twierdził Einstein. Albert Einstein. Lubuscy pszczelarze nie mają dla nas dobrych wieści. Owady zaczęły znikać.

Dzień jak co dzień. W ulu aż huczy. Kilkadziesiąt tysięcy pszczół uwija się jak w ukropie. Nagle zapada głucha cisza. W ulu zostaje tylko matka, kilka robotnic i umierające z głodu larwy. I nigdzie ani śladu ciał owadów. One po prostu zniknęły!

- U mnie zdarzyło się to jesienią, straciłem 80 rodzin - opowiada Franciszek Maj, pszczelarz ze Starej Wsi pod Nową Solą. - Wówczas ul jest wypełniony miodem. I to najdziwniejsze. Pszczoły strażniczki zazwyczaj desperacko walczą w obronie zapasów, na które mają chrapkę owady z innych rojów lub osy. Tymczasem do opuszczonych uli nie chciały wlatywać inne pszczoły. Jakby były przeklęte...

Tej wiosny owadów w paski było jak na lekarstwo. Ręce załamują plantatorzy, sadownicy, właściciele przydomowych ogródków. Owoców nie będzie.

Zbiorowa rzeź owadów

Pan Franciszek właśnie zasila słabą rodzinę produkcyjną zapasowym rojem. Wokół słychać uporczywe bzyczenie. Ten maj był dla pszczół doskonały, zebrały rekordową ilość miodu wielokwiatowego. I zdawać by się mogło, że do szczęścia nic więcej nie jest potrzebne. Ale pszczelarze - i to nie tylko w Lubuskiem czy w Polsce - z niepokojem nasłuchują bzyczenia. Boją się ciszy... A powód do strachu jest. We Francji pszczoły wymierają, zbiory miodu spadły o 35-40 procent, a liczba uli zmniejszyła się o 450 tysięcy. We Włoszech mówi się o zbiorowej rzezi owadów, zbiory miodu spadły o połowę. Za oceanem sytuacja jest katastrofalna. Spośród 6 milionów pszczelich rodzin pozostało jedynie 2,3 miliona. Nagłe wymieranie pszczół dotarło do Niemiec, Szwajcarii, Hiszpanii, Portugalii i Grecji.

- Oczywiście znamy pojęcie rojów patologicznych, które nagle się wyprowadzają - dodaje Maj. - Do tego zmusza je albo głód, albo pszczelarz za bardzo im dokucza. Ale żeby na taką skalę...

Dziś mówi się już o zjawisku zagłady rojów (colony collapse disorder - CCD), ale nad jego przyczynami głowią się sztaby naukowców. Nie, nie dlatego, że bardzo będzie nam brakowało miodu. Ten produkt pracy owadów stanowi ledwie margines pożytków. Już Einstein pisał: "Gdy zginie ostatnia pszczoła na kuli ziemskiej, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia. Nie będzie pszczół, to nie będzie zapylania, nie będzie zapylania, nie będzie roślin, nie będzie roślin, to nie będzie zwierząt...". Około 40 procent naszej żywności jest bezpośrednio zapylana przez pszczoły. Bez tych owadów w szybkim tempie wyginie spora część roślin, stracimy 90 procent owoców. Pszczoły zapylają około 80 procent roślin na ziemi. Zagrożona zostanie cała populacja zwierząt, a równowaga w przyrodzie będzie naruszona w katastrofalnym stopniu.

Efekt? W USA pszczelarstwo stało się już biznesem. Obwoźni pszczelarze za grube pieniądze "wypożyczają" sadownikom swoje owady w celu zapylenia sadów i pól. W niektórych regionach Chin z powodu pustych uli sadownicy zapylają drzewa... pędzelkami. A jedna pszczoła w czasie jednego oblotu odwiedza kilkaset kwiatów. Żeby wyprodukować kilogram miodu, owady wykorzystują nektar z kilku milionów kwiatów.

Ranking zabójców

- Co i rusz słyszymy kolejne teorie - mówi Ignacy Żegleń, prezes Lubuskiego Związku Pszczelarzy. - Według jednych to są pestycydy, drudzy mówią o znanych powszechnie chorobach pszczół, jeszcze inni o promieniowaniu telefonii komórkowej. Co gorsza, nie znamy skali zjawiska. Gdy rozmawiamy z pszczelarzami, opowiadają, że ich dotknęło. Kiedy poprosiliśmy naszych członków o konkretne dane o stratach, co było potrzebne do przygotowania ogólnopolskich szacunków, potwierdzenie otrzymaliśmy od czterech.

W rankingu prawdopodobnych zabójców pszczół na pierwszej pozycji jest chemia, a zwłaszcza pestycydy. Weźmy imidacloprid - środek sprzedawany pod nazwą Gaucho lub Admire. Tworzy na nasionach cieniutką warstewkę ochronną, zabezpieczającą rośliny przed szkodnikami. Nawet minimalna obecność tego preparatu, stosowanego w ponad stu krajach, powoduje zakłócenia orientacji u owadów. Jeśli nawet trafią do ula, zatruwają miód i choruje cały rój. Jakby tego było mało, pszczelarze uważają, że specyfik zabija także pszczoły karmione cukrem z takich buraków. Wobec kolejnych zakazów używania producenci czyszczą magazyny i sprzedają po okazyjnej cenie. A nawet po zaprzestaniu używania trucizna przez wiele lat pozostaje w ziemi i w cukrze.

Inna z hipotez mówi o efekcie synergii, czyli zabójczego działania kilku chemicznych środków. Zwolennicy kolejnej teorii są przekonani, że winna jest telefonia komórkowa. Promieniowanie zakłóca system nawigacyjny pszczół, które nie mogą trafić z powrotem do ula.

Hodowcy ze styropianu

Lubuscy pszczelarze oczywiście wiedzą, że winny jest tak czy inaczej człowiek. I część winy skłonni są złożyć na karb niektórych kolegów. Żegleń mówi o niezrzeszonych hodowcach, którzy nie leczą owadów z warrozy. Ich pszczoły zarażają inne.

- Tak, ale 20 lat temu lek kosztował 3 złote, przed rokiem 28, a dziś 50,6 - ripostuje jeden z pszczelarzy. - Czy naprawdę koszty produkcji aż tak wzrosły? I gdzie tu jest państwo? Kiedyś kontrolowano pszczelarzy pod kątem walki z chorobami, a teraz? W takiej sytuacji, gdy wiadomo, że nadchodzi globalny kryzys, państwo nie robi nic, aby nas dotknął w mniejszym stopniu.

Inny mówi o wielkiej, efektownej lawecie, kupionej za unijne pieniądze dla lubuskiego związku. Nie była ani razu wykorzystana, bo nie ma ciągnika. Może te pieniądze, ponad 20 tys. zł, powinny być skierowane na rozwój pszczelarstwa?

Maj jednym tchem wylicza przyczyny wymierania pszczół. I podaje przykłady z życia wzięte. O rolniku z okolic Rudna, który zapomniał o obowiązku uprzedzania pszczelarzy o opryskach; o styropianowych ulach, które nie "oddychają" i po zimie są wilgotne; o niekompetentnych i pazernych hodowcach. Do tego brak pożytków, na których mogłyby "paść" się pszczoły. Bo rolnicy, którzy uprawiają ziemię dla dopłat, powinni siać... chabry. I jeszcze wymierający pszczelarze, których jest coraz mniej, a uli w mieście jest więcej niż na wsi. Ale przede wszystkim opowiada o hodowcach, którzy zapominają, że żeby mieć miód, trzeba dbać o pszczoły. Weźmy pobliską pasiekę, 24 ule. Motylica zżerała ule, za późno nakarmione owady... Nic dziwnego, że tu bzyczenia nie słychać.

- Popatrzmy na pszczoły trochę cieplej - apeluje Maj. - My jesteśmy bardziej uzależnieni od nich niż one od nas.

***

W artykule poświęconym pszczelej tragedii pewien naukowiec stwierdził, że zjawisko wymierania rojów to nowy sposób przyrody, nowa broń przeciwko człowiekowi i jego szaleńczej, bezmyślnej dewastacji środowiska. Po prostu popełni samobójstwo, uśmiercając w ten sposób również swojego największego wroga - człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska