Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów Wlkp.: Wywiad z Władysławem Komarnickim

Tomasz Nieciecki Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
Ma 63 lata. Pochodzi z Kresów. Prezes Stali od 2005. Twórca firmy Interbud West. Podkreśla, że nie dorobił się na inwestycjach w mieście, np. na budowie bulwaru stracił 750 tys. zł. Ojciec mu zawsze powtarzał, że musi być w życiu uczciwy. - I tego przestrzegam.
Ma 63 lata. Pochodzi z Kresów. Prezes Stali od 2005. Twórca firmy Interbud West. Podkreśla, że nie dorobił się na inwestycjach w mieście, np. na budowie bulwaru stracił 750 tys. zł. Ojciec mu zawsze powtarzał, że musi być w życiu uczciwy. - I tego przestrzegam. fot. Aleksander Majdański
Popala cygara, ale tylko w momentach wielkiej radości. Na ścianie w gabinecie ma cygarowe zdjęcie z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem.

- Wie pan, że prezydent jest na pana wściekły za Centrum Edukacji Artystycznej? Zerwaliście umowę na budowę. W dodatku wywinęliście się od 6 mln zł kary.
- Do szału doprowadza mnie to, co politycy opowiadają o CEA (prezes wymachuje rękoma i grzmi - red)! Ale wytrzymałem to i nawet żadnego oświadczenia nie złożyłem.

- To jak to było z tym CEA?
- Wszystko zgodnie z prawem!

- Ale zarówno prezydent, jaki i zwykli gorzowianie mają prawo być wściekli, że Interbud West wykorzystał kruczek prawny (już dziś uchylony przez Trybunał Konstytucyjny), żeby wyplątać się z umowy, która przestała mu się opłacać. Nie wstyd panu jako gorzowianinowi?
- Odwróćmy pytanie. Co byście zrobili na moim miejscu?
- Proszę nie uchylać się od odpowiedzi.
- Gdybym zapłacił miastu 6 mln zł kary, musiałbym wyrzucić 300 ludzi na bruk. To była wyjątkowa sytuacja, po raz pierwszy od 1989 r. w Polsce ceny w budownictwie poszły w górę w sposób wariacki i nie byłem w stanie stawiać CEA za cenę zaproponowaną miastu w przetargu. Straciłbym minimum 30 mln zł. Wybrałem drogę mediacji (sprawa trafiła do Krajowej Izby Gospodarczej, gdzie doszło do ugody, żadna ze stron nie zapłaciła odszkodowania, gdyż miasto także nie spełniło jednego warunku umowy - nie pokazało zabezpieczenia finansowego inwestycji; na podstawie nowych przepisów już tego nie musi robić - red.).

- Prezydent nie mówił panu: ,,Władek, co ty wyrabiasz, przecież jest umowa?''
- Nie. Absolutnie.

- Przecież się przyjaźnicie. Nie powiedział tego jak kolega koledze?
- Przyjaźnimy się. Ale w sprawach biznesowych to nie ma nic do rzeczy. Znamy się od ponad 20 lat, kiedy Tadeusz Jędrzejczak nie był ani posłem, ani prezydentem. Być może 95 proc. przedsiębiorców próbowałoby korzystać z tej znajomości. Ale nie ja! Nigdy! Dbałem o to, żeby nie stwarzać prezydentowi żadnego dyskomfortu, np. w sprawie CEA prosiłem o mediacje różne instytucje, żeby nikt nie powiedział, że załatwili to między sobą jak koledzy. Wiem też, że prezydent dba o miasto i gdyby prawo mu na to pozwalało, wydobyłby od nas 6 mln zł odszkodowania, nie bacząc, co będzie z naszą firmą.

- Mówi pan, że nigdy nie wykorzystał znajomości z prezydentem... A ile dzięki niej miasto daje dużo pieniędzy na klub żużlowy?
- To nie Władysław Komarnicki poszedł do prezydenta z prośbą o prezesurę w klubie, ale Tadeusz Jędrzejczak przyjechał do mnie. Klub szedł wtedy w kloakę, pod ratusz przyszło kilkuset kiboli, rzucali butelkami i krzyczeli: ,,Jak nie będzie żużla w Gorzowie, to was nie będzie!''.

- To był szantaż.
- Ale nie ja to wymyśliłem... Odpowiedziałem prezydentowi, że jestem ostatnim człowiekiem, którego powinien prosić o prowadzenie klubu.

- To dlaczego pan się zdecydował?
- Po prostu mam w sobie coś takiego... A zamiast żebrać na kolanach o pomoc dla klubu, powinienem odcinać kupony od swojego sukcesu zawodowego, leżeć na plaży wentylem do góry i spacerować z żoną brzegiem polskiego morza. Jakbyście zapoznali się z 15 procentami tego, co od rana do nocy robię dla żużla, upilibyśmy się razem, a rano byście zapłakali nad moim losem...

- To po co to panu?
- Jak to rzucę, Stal zdechnie.

- Co miasto ma z żużla?
- Kiedy nie robi się jakichś badań w Polsce, zawsze wszyscy mówią, że Gorzów kojarzy się z żużlem.

- Gdybyśmy przez tyle lat ładowali pieniądze we wspinaczkę, to byśmy byli słynni ze wspinaczki. To jest kwestia wyboru.
- Tylko jakby pan był prezydentem i widział, że grupka obserwuje wspinacza, a potem zobaczył to, co przychodzi na stadion, to zawsze by pan wybrał żużel.

- Bo kibice to wyborcy!
- To nieprawda! Ostatnio napisaliście w wywiadzie z Jędrzejczakiem, że zawsze publicznie dziękuję za żużel prezydentowi. A jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żebym nie dziękował najpierw radnym. Zawsze mówię tak: dziękuję radzie i prezydentowi.

- I dziwnym trafem na scenę wchodzi wtedy prezydent, a nie radni!
- Bo by musieli wejść całą radą! Oni są mądrzy na tyle, że widzą, że znalazł się jeden leszcz - nazywa się Władysław Komarnicki. Bo ja się czuję jak leszcz...

- Ale sukcesy klubu dają panu satysfakcję?
- Nie zawsze.

- A jak pan czyta o sobie słowa kibiców: ,,Komarnicki nasz Pan'', mile to pana łechce?
- Nie, bo czuję, że mnie wciąga coś, na co nie mam wpływu. Znajdźcie mi kogoś, kto powie, że poprowadzi to lepiej niż Komarnicki i niech to wszystko weźmie.

- Na modernizację stadionu miasto wydało już 20 mln zł. Czy przy Śląskiej będą kolejne inwestycje, np. zadaszenie?
- Mądrość prezydenta Jędrzejczaka polega na tym, że on ma wizje i je wciela w życie. Było wielu śmiesznych prezydentów w historii tego miasta, on jest najlepszy. Nawet radni opozycyjni przyznają mu, że rozbudowa stadionu była potrzebna. Kolejne etapy będą, gdy uda nam się na piśmie zdobyć potwierdzenie, że będziemy mogli organizować imprezy o znaczeniu międzynarodowym.

- Pytamy nie bez kozery. Na żadnej imprezie w minionym sezonie nie było przy Śląskiej kompletu.
- Organizacją imprez masowych, np. koncertów, powinni zajmować się zawodowcy. Albo będzie to robił klub, albo wyznaczona przez nas firma. Za miesiąc zdecyduje o tym nasz nowy młody dyrektor, który ma głowę pełną ciekawych pomysłów.

- Jak długo zamierza pan budować drużynę na gwiazdach z zewnątrz?
- Stal, która była w latach 70., już nigdy nie wróci. Dziś jest inny świat. Postawić tylko na swoich, to spaść do drugiej ligi. Niech pan zapyta, czy kibice tak by chcieli. Będą wygwizdywać ten pomysł od rana do nocy.

- A co z Pawłem H., który na dyskotece uderzył butelką w głowę policjanta po służbie?
- Musi wygrać najważniejszy wyścig - swoje życie. On cały czas obwinia o wszystkie niepowodzenia innych, a nie siebie. Paweł nie rozumie, co to jest praca.

- A musiał dotąd rozumieć? Miał w klubie ogromne pieniądze, przymykaliście oczy na jego szaleństwa...
- Dochodziły do mnie różne słuchy, ale początkowo mu wierzyłem, że ludzie mówią nieprawdę o nim, bo mu zazdroszczą. Oczy mi otworzył incydent z dyskoteki. Wtedy zobaczyłem, że ma dwa oblicza. My za dużo za nim biegaliśmy. Teraz on musi sam przyjść i powiedzieć: pomóżcie mi.

- Co pan myśli o procesie prezydenta Jędrzejczaka? Zostanie skazany za działanie na szkodę miasta i firm budowlanych czy nie?
- Nie znam szczegółów sprawy, ale głęboko wierzę, że prezydent nie zrobił niczego nieetycznego, niczego, co mogłoby się dla niego skończyć wyrokiem.

- Czy kiedykolwiek ktoś próbował na panu wymusić łapówkę?
- Nie.

- A czy pan komuś proponował?
- Nie. Miałem, jeszcze w Przemysłówce, takiego starego szefa, który mi mówił tak: ,,Dopóki nie weźmiesz i nie dasz, będziesz spał spokojnie i nikt nie zapuka ci do domu (prezes łomocze palcami w stół, jakby do drzwi dobijała się policja - red.). A jeśli zrobisz coś niezgodnego z prawem, ale nieświadomie, zawsze się wybronisz''. I ja to stosuję w całym moim życiu.

- Jest pan spełniony? Czuje się pan bogatym człowiekiem?
- Dzisiaj w Polsce przedsiębiorca, który nie korzysta z układów, z interesów ze Skarbem Państwa, a do tego ograniczają go przeróżne rozporządzenia, wbrew pozorom nie jest za bardzo bogatym człowiekiem. Ja też nim nie jestem.

- To co jest wyznacznikiem bogactwa? Ma pan wielki dom, dobry samochód...
- Czy po 42 latach pracy to jest wydarzenie?! Nigdy nie zwracałem uwagi na dobra, bo nawet gdybym miał duże pieniądze, to nie miałbym czasu ich wydać.

- To czemu pan sobie nie da spokoju?
- Gdyby mi się udało odciąć klub, to już mam tyle czasu (prezes przecina dłonią powietrze na wysokości twarzy - red.)

- Chodzi to panu po głowie?
- Od kilku lat. Ale jeśli dziś zostawiłbym klub, wrzuciłbym go w takie problemy, jakie miał, gdy go brałem. Przecież przez pierwsze cztery lata jeździłem po Polsce i żebrałem po przyjaciołach o pieniądze, bo prezydent nie dał mi w tym czasie złotówki. Zmieniło się dopiero, jak się wściekłem i zapytałem jego i radnych: czyj to jest klub?! Na pewno nie Komarnickiego. Ja nie muszę się tym zajmować. Jak ktoś mnie wkurzy, to najpóźniej za dwa lata przekażę pewnemu młodemu człowiekowi świetnie prosperujący klub. A jak miasto powie, że już się klubem nie interesuje, to w tym samym dniu składam rezygnację. Bo jak ktoś mówi, że żużel sam się utrzymuje, gada bzdety. Bez miasta nie będzie w Gorzowie żużla.

- Dziękujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska