Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacka Braciaka powrót do domu

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
archiwum GL
Kiedy postanowiłem, że zostanę aktorem, przyszedłem do domu i oznajmiłem to babci. Ta popatrzyła się na mnie z politowaniem i odpowiedziała: Wnusiu, aktorem to był Eugeniusz Bodo.

- Miłość do książek zaszczepił we mnie dziadek - opowiadał podczas spotkania z mieszkańcami Strzelec Kraj.Jacek Braciak. - Dziadkowie mieszkali w Żółwinie. Kiedy wszyscy pracowali w polu, ja zostawałem z nim w domu. Miałem cztery, pięć lat, a on podsuwał mi książki. Na trzeciej stronie w "Moim drugim ożenku" Józefa Mortona zaznaczyłem opis, jak chłop na furmance chędożył sąsiadkę. Miałem wtedy pięć lat…

Kiedy byłem mały, bawiłem się w Indianina. Szyłem mokasyny ze starego tornistra i strzelałem z łuku do sióstr. To była idylla i czas nieskrępowanej młodości. W naszym domu było skromnie, ale dobrze. Później Rzekcin był miejscem, z którego chciałem uciec. Mieliśmy ciocię w Gorzowie. Tam było cudownie. Świeży chleb, woda z kranu, ciepłe kaloryfery… Teraz przyznaję, że moje życie zatoczyło koło i Rzekcin to miejsce, gdzie czuję się najszczęśliwszy.

- Po podstawówce wybierałem szkołę średnią. Powiedziałem sobie: do liceum nie pójdę, bo tam są mięczaki, do zawodówki też nie, bo tam głąby. Pójdę do technikum, tam są wszyscy! Później się okazało, że w technikum trzeba jakieś części maszyn poznać i zaliczyć praktyki, na które przychodziło się w berecie. Któregoś dnia pan Jedliński od praktyk, którego nazywaliśmy Arabem, spytał mnie: Mały, gdzie masz beret? Nie wziąłem, więc przyniósł mi perukę w stylu afro i kazał założyć.

- Przed egzaminem do szkoły teatralnej z walizki wyjąłem białą koszulę od dziadka. Taką z płótna, na trzy guziki. Po pierwszym etapie wyszła Maja Komorowska, położyła mi rękę na twarzy i swym charakterystycznym głosem powiedziała: Wszystko będzie dobrze. Dzięki dziadkowi zszokowałem komisję na etapie teoretycznym.

Zdziwili się, że chłopak z Rzekcina zna literaturę iberoamerykańską i jest tak oczytany. Kiedy dostałem się na uczelnię, to było spełnienie moich marzeń. Myślałem, że cały świat leży u mych stóp. Ale w Warszawie szybko okazało się, że mam dużo do nadrobienia, że mówię "jak spod budki z piwem". Na początku miałem kłopoty, by się tam odnaleźć. Potrzebowałem czasu. Zawsze mówiłem prawdę. Nauczycielka przedmiotu o nazwie umuzykalnienie pisała notatki o każdym studencie. Przy moim nazwisku było: Braciak - bezczelny, chuligan.

To dlatego, że trzeba było być grzecznym za wszelką cenę. Ja byłem szczery, a wtedy takie zachowanie uchodziło za brak kultury i impertynencję. Magistrem nie jestem, bo nie napisałem pracy. Aktorstwo to nie jest zawód magistrów.

- Gdy byłem na czwartym roku, w Teatrze Powszechnym szukali najmniejszego aktora w Polsce do roli syna Asi Ziółkowskiej. Zgadnijcie, kogo wybrali? Wiktora Zborowskiego, ale go wygryzłem (śmiech). Tak zaczęła się moja współpraca z teatrem.

Dziś grywam na scenie rzadziej. Ostatnio, gdy Artur Barciś bardzo zapragnął wystąpić w Tańcu z gwiazdami. TVN płacił mi, bym go zastąpił. Oj, przyznaję, że było mi to bardzo na rękę. Teraz też czasami go zastępuję. Gdy otwiera stację benzynową, supermarket, albo kiedy recytuje wiersze w jakimś GOK-u. Kiedyś powiedziałem o sobie szmata serialowa. Ci, którzy mają poczucie humoru, nie obruszyli się. W życiu coś robi się dla pieniędzy, a coś dla honoru domu. Marzy mi się, by stanąć po drugiej stronie kamery. Reżyserka wydaje mi się bardzo ciekawa, a to co robię nudzi mi się.

- Do listopada gram jeszcze w Prosto w serce. W tym zawodzie potrzebna jest wielka determinacja. Po Brzyduli przez siedem miesięcy nie miałem żadnej propozycji. Żadnego telefonu, ani pół dnia zdjęciowego. Była wtedy sroga zima, więc odśnieżyłem podwórko, a później chyba pół Saskiej Kępy. W teatrze jest wiele prób. W filmie nie trzeba próbować, ale czasami czeka się 11 godzin na jedno ujęcie. Dlatego trzeba mieć do aktorstwa dystans, umieć żyć poza tym światem. Ja przychodzę do domu, ściągam jesionkę i zapominam.

Mam wymarzoną rolę. To postać porucznika Hoszowskiego z powieści Warunek Eustachego Rylskiego. Autorytet aktorski? Jeśli chodzi o metody pracy, to podziwiam i szanuję Krzysztofa Stroińskiego. Mistrzem absolutnym jest za to dla mnie Robert De Niro. To przykład, że można być gwiazdą bez udzielania się w kolorowych pisemkach.

- Piłka nożna, stare samochody i książki. Tak spędzam wolny czas, to moje hobby. Kiedyś próbowałem swych sił w sporcie. Grałem w Łuczniku i miałem zakrwawione stopy, bo korki były zawsze za małe. A pamiętacie Wacka Braciaka? Ojciec grał w piłkę nożną bardzo długo. Na Stilon do Gorzowa jeździł pociągiem ze stacji w Zwierzynie. Kiedy byłem z nim, chwytał mnie za rękę, by przyspieszyć kroku. To był mój jedyny kontakt cielesny z ojcem. Gdy spieszyliśmy się na pociąg…

Jacek Braciak: Aktor. Za rolę w Edim dostał Złotego Lwa na festiwalu w Gdyni. Na swym koncie ma wiele ról teatralnych, filmowych i serialowych. Ostatnio występuje też w reklamie jednego z banków z Markiem Kondratem. Gra Jacusia, który boi się wziąć kredyt. - Ja nigdy nie wezmę tego kredytu, bo za każdą chwilę wahania dostaję niebagatelne pieniądze - żartował podczas spotkania.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska