Morsy budzą się z wiosenno-letniego letargu już w październiku. Ich największa aktywność przypada jednak na zimowe miesiące, gdy pod stopami skrzypi śnieg, a w uszy szczypie przenikliwy mróz. W takich warunkach morsy czują się znakomicie. Paradoksalnie, pogoda jak wczoraj nie sprzyja ich dobremu samopoczuciu. Przenikliwy wiatr, plusowa temperatura powietrza i ledwo 3 stopnie w wodzie - niekorzystna różnica. W takiej aurze morsom jest zimniej niż w białym puchu. Dlatego już 25 marca dąbiejscy miłośnicy kąpieli w lodowatym jeziorze zakończą sezon. My odwiedziliśmy ich wczoraj.
Trzon dąbiejskich morsów tworzą zielonogórzanie. Ale na czele stoi Darek Łazan, mieszkaniec Dąbia, nazywany prezesem. To on sześć lat temu założył tu morsowisko i rozpoczął kąpiele. Przez rok zanurzał się w samotności. Dziś w towarzystwie ponad 30 podobnych pasjonatów.
Przed wejściem do wody cała grupa biegnie do lasu. Ciało musi się rozgrzać. Później jest stopniowe zanurzenie. Niesforne morsy, które skaczą do wody z pomostu, robią błąd. - To może być zbyt duży wstrząs dla ich organizmu - tłumaczy mors Darek. Choć w grupie dominują panowie, są też panie, nazywane foczkami. Dominika Łazan i Marta Piłat to już doświadczone foki, które kąpią się od kilku lat. Pani Danuta dołączyła do grupy niedawno, wczoraj kąpała się trzeci raz.
Dominika i Marta przyszły z transparentem dąbiejskiego klubu. - To świąteczny prezent dla taty - wyjaśnia Dominika. Prezent wymyśliła mam i siostra.
Janusz Jarząbek morsuje od listopada. - Z zamiarem nosiłem się dwa lata, przeczytałem artykuł w lubuskiej - to był pierwszy bodziec. Mówi, że bodziec do przebudzenia, by szanować życie i zdrowie. Kolejny? Kolega Robert, któremu opowiedział o swoich dylematach. Pewnej soboty zadzwonił: - Zbieraj się, jutro jedziemy do Dąbia. Tak panowie dołączyli do dąbiejskiej grupy. Mors Robert porusza się na wózku. To niewielka przeszkoda w lodowatych kąpielach. Koledzy zawsze pomogą w wejściu do przerębli.
Eugeniusza Tobisa w morsowanie wkręcił syn Michał. Mors Eugeniusz przed laty biegał dla kondycji, sport kochał od zawsze. Pracował też na Syberii, 500 kilometrów od Uralu, bywało, że przy minus 40 stopniach. Do morsowania przygotowanie miał zatem znakomite. Mors Michał szykuje się na kwiecień do półmaratonu. Kąpiele w lodowatej wodzie traktuje po części jako odnowę biologiczną dla organizmu. Podobnie jak mors Janusz, który prowadzi siłownię. - Mięśnie regenerują się niemal natychmiast.
Tomasz Rabenda zaczął się kąpać rok temu, w styczniu. Podkusiła go koleżanka. Tak się wciągnął, że jeździ teraz nawet na morsowe parady w międzynarodowej obsadzie. To wspólne kąpiele w Mielnie nad Bałtykiem. Jak zanurzał się pierwszy raz, czuł... zimną wodę. Później było już lepiej. - Jeśli zaczynamy morsować, róbmy to z kimś przygotowanym - rada od morsa Tomasza.
Wspólne kąpiele. Picie w przerębli noworocznego szampana. W grudniu dąbiejskie morsy zamieniają się w Mikołajów, wchodząc do wody w czerwonych czapkach. Ostatnio zrzucili się nawet na prezenty dla dzieci z Domu Dziecka w Cybince.
Co tydzień w Dąbiu zbiera się blisko 30 osób, niektórzy przyjeżdżają częściej. Niedługo morsy pójdą na zasłużony, półroczny odpoczynek. - Wtedy bardzo brakuje kąpieli - przyznają zgodnie. W sezonie amatorów lodowatych kąpieli można zastać nad miejscowym jeziorem w okolicach godziny 10.00. Zanurzają się o 10.30. Każdy zainteresowany może przyjechać na zakończenie sezonu, czyli 25 marca. Można też zajrzeć na stronę internetową: http://www.morsydabielubuskie.dbv.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?