Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kopnęli i już

HENRYKA BEDNARSKA 0 95 722 57 72 [email protected]
- Gorzej niż psa go potraktowali. Jak starą rzecz do wyrzucenia na śmieci. Żeby ze szpitala nie przyjąć go do domu?! - sąsiedzi ciągle są zszokowani.

W pierwszej szpitalnej sali na kardiologii tłum odwiedzających. Na korytarzu ledwie udaje się wyminąć dyskutujących chorych. W piątce przy łóżkach też stoją bliscy. Obok łóżka Stefana stojak z kroplówką. 77 lat, włosy siwiutkie jak gołąbek, skóra aż żółta, wychudzone palce rąk. I oczy, po przebudzeniu trochę nieprzytomne, później nieokreślone. Jakby próbowały coś przekazać. - Chciałby pan pojechać do domu? - pytam. Ale odpowiedzi nie ma. Zamiast niej Stefan chwyta moją dłoń. Nie puści do końca tej dziwnej "rozmowy".

Kopnęli i już

Na kardiologii gorzowskiego szpitala Stefan jest już trzy miesiące. Miał wyjść po dziesięciu dniach. Na początku maja karetka odwiozła go do domu w miasteczku pod Gorzowem. Ale żona i syn go nie wpuścili. Stefan wrócił do szpitala. - Przecież nie mogliśmy zostawić pacjenta pod drzwiami - mówi wicedyrektorka lecznicy Joanna Jasińska.
Wszystko widzieli sąsiedzi. - Boże, co za kretynka! Żeby własnego męża nie wpuścić! - młoda kobieta nie kryje oburzenia. Stefana zna jako miłego starszego pana, który ciągle chodził na ryby. Miły. Jedyny z tej rodziny, jak mówią sąsiedzi. Żona i syn tylko przemykają do domu. Trzask klucza w drzwiach i koniec kontaktu ze światem. - A niech się zamykają, ile chcą. Ale jak można było męża i ojca nie wpuścić do mieszkania. Jego mieszkania, bo on 20 lat temu dostał je z zakładu - podkreśla sąsiad z naprzeciwka. Ten z góry wali bez ogródek: - Ja bym tak, k..., zabił ją od razu. Nie trzymał na świecie. I nie miałbym wyrzutów sumienia. Bo człowiek nie jest starą rzeczą, którą wyrzuca się na śmieci.
Sąsiad z naprzeciwka zauważa, że potraktowali Stefana gorzej niż psa. Znudzili się, kopnęli i już. - I tylko emeryturę biorą. Nie uważam takich ludzi - zaznacza. Dlatego jak widzi sąsiadkę na balkonie, odwraca się od niej. Żeby nie powiedzieć czegoś przykrego.
Ich inny świat. Różni się już na spisie domofonu. Tylko pod ich numerem nie ma nazwiska. Syn Stefana lekko uchyla drzwi i właściwie od razu je zamyka. Żona wysłuchuje pytania, dlaczego nie przyjęła męża. - Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie - rzuca.
Wyzywa reporterkę, grozi i trzaska drzwiami.

Jak mogą spać?!

W gorzowskim szpitalu każdego roku przyjęcia chorego do domu odmawiają trzy, cztery rodziny. W zielonogórskiej lecznicy zdarza się nawet pięć takich przypadków rocznie. - Kilka dni temu rodzina nie wpuściła pacjenta, którego odwiózł sanitariusz. Na drugi dzień poszły tam pielęgniarki i przekonały rodzinę - opowiada Adriana Wilczyńska ze szpitala w Zielonej Górze. Wicedyrektorka Jasińska z Gorzowa jest przerażona takim postępowaniem rodzin. Żeby tak robić, trzeba nie mieć sumienia. Jak taka rodzina może kłaść się spać - mówi.
W przypadku Stefana szpital poprosił o interwencję ośrodek pomocy społecznej i prokuraturę. - Koleżanka rozmawiała z rodziną, ale negocjacje spaliły na panewce - mówi zastępca kierownika. Pracownica ośrodka poszła na urlop. Stefan wciąż leży w szpitalu.
- Im dłużej jest u nas, tym gorzej. W domu miałby bodźce, by wstać, ruszyć się i byłby w lepszej kondycji - ocenia ordynator kardiologii Wiesław Supiński.

Znęcanie czy nie?

Do zabrania Stefana nie zmusi rodziny także prokuratura. - Nie ma takiej prawnej możliwości. Prowadzimy postępowanie z artykułu o znęcaniu się fizycznym i psychicznym - tłumaczy Jolanta Waśniowska z gorzowskiej prokuratury. Po szczegóły odsyła do rejonu. Tam słyszymy, że sprawa nie jest oczywista. Bo czy zaniechanie opieki to już znęcanie? Ma to wyjaśnić postępowanie. A czas biegnie. Tylko dla Stefana chyba stanął w miejscu.
Jakimś rozwiązaniem byłoby umieszczenie chorego w domu pomocy społecznej (opłata za pobyt to 1,5-2 tys. zł; z emerytury chorego zabiera się 70 proc., resztę dopłaca rodzina). Ale na DPS zgodzić się musi albo Stefan, co przy jego ograniczonej świadomości może być trudne, albo rodzina. A ta z nikim nie chce rozmawiać. - Możemy też sami wystąpić do sądu o umieszczenie chorego w DPS - tłumaczy zastępca kierownika ośrodka pomocy. - Jeśli rodzina nie zechce dopłacić do pobytu, zrobi to gmina. Ale jeżeli się da, ściągniemy od nich pieniądze. Wiem, że syn tego pana pracuje. Podobno ma też córkę.
Tylko żeby sprawa ruszyła, pracownica ośrodka odpowiedzialna za rejon Stefana musi wrócić z urlopu, co ma się stać w poniedziałek.

Jak w telewizji

Stefan ma nie tylko córkę, ale i drugiego syna. Docieramy do obojga. Marek mieszka w prostej linii co najwyżej kilometr od domu rodziców. Nie wiedział, że ojciec jest w szpitalu. Ostatnio był u rodziców dwa lata temu. - Nic mnie nie ciągnie. Ciągle się kłócą. O co? Ojciec kiedyś pił, w latach 80., i mamie to utkwiło - mówi. I dziwi się, że młodszy brat nic nie powiedział mu o problemach ojca.
Jeszcze bardziej zaskoczona jest córka Maria, mieszkająca w miejscowości oddalonej o kilkanaście kilometrów. - Co ta mama wyprawia! Jutro tam pojadę, porozmawiam. Jeśli mnie wpuści... - zawiesza głos. Z przerażeniem chłonie informacje, że przez trzy miesiące nikt ojca nie odwiedzał. Że je i pije to, co da szpital, współpacjenci zostawiają mu napoje. Że załamał się psychicznie. - Czuje się odrzucony. Człowiek ogląda takie rzeczy w telewizji i się wzrusza. A tu coś takiego spotkało mojego ojca - nie dowierza Maria.
Deklaruje rozmowę z matką, nawet zabranie ojca do siebie, bo DPS nie wchodzi w grę. - Ojciec nie zechce. Nam będzie trudno, ale jakoś sobie poradzimy - mówi. Następnego dnia, już w rozmowie telefonicznej, potwierdza, że była u mamy. Od niej usłyszała, że ojciec jest po wylewie, sparaliżowany i ma wiele chorób (co nie jest prawdą). Z bratem Markiem wybiera się więc do szpitala. Czy zabierze ojca? - Muszę najpierw porozmawiać z lekarzem - odpowiada.
Jak w telewizji. Człowiek się wzrusza...
PS Imiona Stefana i jego dzieci zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska