Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry, kreuje się na markę miasta. Choć w serialu "39 i pół" miał tylko epizod, to nie jest człowiekiem drugiego planu. Pamiętamy, jak kiedyś na plakatach reklamujących wielkie imprezy kulturalne w mieście, nazwisko Kubickiego było czcionką najbardziej dającą po oczach. Większą niż gwiazdy…
Z kolei tego lata doprowadził radnych opozycji do białej gorączki dwoma gigantycznymi billboardami. Plansze wisiały w najbardziej ruchliwych miejscach Zielonej Góry - na deptaku i skrzyżowaniu Kupieckiej z Boh. Westerplatte. Na obrazku był prezydent i napis "Słowa dotrzymałem". Nawiązujący do obietnicy, z jaką Kubicki szedł do wyborów. Mówił, że wybuduje zielonogórzanom basen. I wybudował.
Adam Urbaniak, szef rady miejskiej, wypomniał jednak prezydentowi sklerozę. Z tego powodu, że ani słowem nie wspomniał na plakacie o udziale radnych w powstaniu wodnej inwestycji. Byłaby niemożliwa bez zapisania w budżecie pieniędzy na ten cel.
Kubicki kontrował, że napisał na plakatach, co chciał - bo zapłacił za nie z własnej kieszeni. Ten trop podłapał Jacek Budziński, miejski radny PiS, który ze szczególnym zacięciem przygląda się również marketingowym działaniom prezydenta.
Kubicki zareagował w swoim stylu. Zwołał specjalną konferencję prasową, podczas której machał fakturą za oba plakaty. " Billboardy nie są finansowane z publicznych pieniędzy. Zapłaciłem za nie 14 tysięcy 640 złotych z własnej kieszeni" - przekonywał. Zachęcał, że kto nie wierzy, może sprawdzić fakturę. Sprawdziliśmy. Była na nazwisko prezydenta i opiewała na tyle, ile powiedział.
- Faktura to żaden dowód, można ją wystawić na każdego. Wiarygodny jest dowód wpłaty lub wyciąg z konta - uważa Budziński i wciąż naciska na Kubickiego. Ten zaprosił go na spotkanie, żeby wyjaśnić wątpliwości i pokazać odpowiednie dokumenty.
Zobacz też: Ona jedna i ich dwóch - czyli kandydaci do prezydenckiego fotela Zielonej Góry
- Byłem u niego w sumie dwa razy. Niczego się nie dowiedziałem - opowiada radny. - Nie widziałem nawet tej faktury, którą tak machał przed dziennikarzami. A tym bardziej dowodu wpłaty. Rozumiem, że z prywatnego konta Kubickiego. Nie chcę, by je wszystkim pokazywał. Wystarczy, że ja zobaczę. Oczywiście z zamazanym numerem. To chyba nie jest problem, bo ponoć jest taki rachunek. A ja pozbyłbym się brzydkich podejrzeń, że na billboardy poszły jednak pieniądze publiczne.
Kubicki powtarza, że każdy może przyjść i zobaczyć rachunki. Nie są żadną tajemnicą. Ale zastrzega, że Budzińskiemu to on już nic nie będzie pokazywał.
- Bo nie muszę - dopowiada. - Zapłaciłem jako prywatna osoba, a nie prezydent. Jeśli pan radny naprawdę ma tyle wątpliwości, niech idzie na Partyzantów (tam mieści się komenda miejska policji - red.) i złoży na mnie doniesienie.
To zainteresowanie plakatami udzieliło się jednak i Kubickiemu. Bo wczoraj zdradził nam, że
bardzo intrygują go billboardy posła Jerzego Materny, który z ramienia PiS-u jest jego kontrkandydatem w wyścigu do prezydenckiego fotela.
Wczoraj pisaliśmy o tym, jak zarządzająca zewnętrznymi planszami firma AMS, odmówiła prezentowania plakatów, w których poseł atakuje Kubickiego. Konkretnie poszło o to, że mogły zostać naruszone jego dobra osobiste w związku z pytaniem "Czy wiesz, że: "Menadżer" Kubicki zadłużył Zieloną Górę na 230 ml zł. To 2000 zł na jednego mieszkańca! (…)".
- Będę hazardzistą - mówi prezydent. - Proszę kolegów z PiS-u, żeby się ze mną założyli. O milion złotych - że na tyle nie zadłużyłem miasta. O swój majątek - że sam zapłaciłem za te dwa billboardy. Ataki na mnie to forma kampanii wyborczej. Ale w stylu szopki politycznej. Bo PiS normalny był tylko wtedy, gdy prezes Kaczyński brał leki…
Zobacz też: Więcej o Zielonej Górze przeczytasz w serwisie dziennikarstwa obywatelskiego Moje Miasto Zielona Góra
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?