MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małżeństwo walczy o swoje pieniądze

Redakcja
Mimo napisu na bramce wejściowej tartaku "zaraz wracam", właściciel od ponad roku nie był w Przewozie. Podany numer telefonu milczy.
Mimo napisu na bramce wejściowej tartaku "zaraz wracam", właściciel od ponad roku nie był w Przewozie. Podany numer telefonu milczy. Karol Bronk
Elżbieta i Stanisław Wróblewscy mimo, że ponad rok temu wygrali sprawę sądową ze swoim byłym pracodawcą, wciąż nie mogą doczekać się zaległych pieniędzy. Komornik nie może zacząć licytacji maszyn. A życie przecież kosztuje.

Małżeństwo pracowało w tartaku od lat siedemdziesiątych. W 2009 roku przedsiębiorstwo zakupiło dwóch emerytowanych wojskowych z Poznania. Zakład przetrwał tylko rok.
- Oni nie umieli zarządzać - stwierdza zdenerwowana kobieta - bo jak można doprowadzić firmę z odbiorcami w rok do ruiny. Zresztą jeden ze wspólników zrezygnował ze współpracy już po kilku miesiącach.

Przez chaos organizacyjny firma traciła klientów. Szef zaczął nie płacić pensji pracownikom oraz reszcie odbiorców. W końcu zwolnił wszystkich pracowników. Państwo Wróblewscy po zwolnieniu z pracy założyli sprawę w sądzie przeciw ich byłemu pracodawcy, gdyż nie otrzymali wypłaty za sześć miesięcy. Wygrali w pierwszej i drugiej instancji. Mimo korzystnego wyroku pozwany nie zapłacił pieniędzy do dziś. Firma jest winna małżeństwu pensje za sześć miesięcy pracy. Jednak właściciel nie mieszka pod podanym adresem, a jego konta są puste. Do tej pory wraz z odsetkami dług wobec E. i S. Wróblewskich wynosi ponad 20 tysięcy złotych. A pieniądze bardzo by się im przydały. Jedynie pan Stanisław ma rentę.
- Wszystko miało iść już pod młotek. Na sprzedaż. Dostaliśmy od komornika pismo jakie maszyny mają pójść na licytację i ich wycenę. Na terenie gminy ludzie pytają o te maszyny, bo chętnie ktoś by kupił. Jesteśmy właściwie bez środków do życia. Mąż ma 800 złotych renty, a ja pracuję tylko dorywczo. I to wszystko. A jeszcze mamy pożyczkę do spłacenia. A życie i opłaty? - pyta zdenerwowana E. Wróblewska - Jest nam ciężko i parę groszy by się przydało. Chociaż pożyczkę by człowiek spłacił.
- Nie wiemy co się dzieję dalej z tą sprawą. Pani komornik powinna ogłosić przetarg, pospłacać wierzycieli. Wygraliśmy rozprawę. Oddaliśmy sprawę do komornika. I było jakieś światełko nadziei. I do tej pory nic - dodaje mąż.

Żarski komornik Dorota Nieciecka mówi, że rozumie sytuację materialną państwa Wróblewskich, ale pojawiła się przeszkoda prawna i nie można zacząć licytacji maszyn z upadłego tartaku.
- Informowałam wierzycieli o tym fakcie - stwierdza.
Pani Elżbieta wyjaśnia, że chodzi, że założenie nowej sprawy o ustanowienie kuratora do spraw doręczeń dla byłego szefa, który by za niego odbierał korespondencję, gdyż wraca ona do komornika z notką "nieodebrana".
- I dodatkowo musimy zapłacić 40 złotych od osoby. To tylko możliwe w naszym kraju - mówi oburzony mężczyzna
- Znów mamy pisać w tej sprawie do sądu. A przyznanie kuratora trwa nawet do roku czasu, jak zdążyłam się dowiedzieć. Ponownie odsuwa się data odzyskania należnych nam pieniędzy. Po powodzi "siadł" nam dom. Dach się przechyla a jedna ściana zaczyna pękać. Należne pieniądze bardzo by się przydały - stwierdza na koniec kobieta.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska