To się po prostu nie mieści w głowie! W mieszkaniu Stanisława Mazura przy ul. Zachodniej 43 ulatnia się gaz. Konkretnie: w kuchni, bo nieszczelna jest jedna z rur. Czuć go, jak tylko przekroczy się próg. Pan Stanisław zaprasza do środka. I pokazuje rozgrzebane miejsce.
- Zaczęło się jakieś pół roku temu, gdy gazownia wymieniła nam liczniki na nowe - opowiada. - Najpierw myślałem, że sąsiedzi z dołu robią remont i że ten gaz po prostu idzie do góry. Raz go czuć więcej, raz mniej.
17 listopada w całym pionie przeprowadzono rutynową kontrolę przewodów. Fachowiec potwierdził: pod "siódemką" gaz wycieka na złączach rur. I polecił zawiadomić administrację osiedla. Pracownik zjawił się tego samego dnia. - Popatrzył, powiedział, że rura nie należy do spółdzielni i sobie poszedł. - A przecież wystarczy tylko dokręcić śrubę i będzie po problemie - denerwuje się Mazur.
Żeby śrubę dokręcić, trzeba zdjąć licznik, bo innego dojścia nie ma. Licznik zdjąć może wyłącznie gazownia. Mazur zadzwonił więc do pogotowia. Specjalista z Rejonu Dystrybucji Gazu w Zielonej Górze przyjechał 18 listopada. I potwierdził nieszczelność instalacji. Zalecił wykonanie generalnej próby szczelności. I... sobie poszedł.
- Powiedział, że rura do nich nie należy, więc jej nie dokręcą. Że ma to zrobić administracja.
- To prawda - przyznaje Wiesław Nadolny, kierownik rejonu. - Zgodnie z przepisami za stan instalacji gazowej w budynku odpowiada jego właściciel, w tym przypadku spółdzielnia. My zajmujemy się wyłącznie gazomierzami i kurkiem głównym na zewnątrz bloku.
Nadolny dodaje, że pogotowie mogłoby usunąć usterkę, ale ktoś musi im za to zapłacić. Proponuje też inne wyjście: lokator pisze podanie do spółdzielni, żeby zdjęła licznik. Spółdzielnia pisze prośbę do gazowni o wyrażenie zgody na jego zdjęcie. Gazownia sporządza protokół i zgodę wydaje. Administracja dokręca śrubę na złączach. Lokator pisze do spółdzielni, żeby założyła gazomierz. Spółdzielnia występuje o to do gazowni. Gazownie przyjeżdża, zakłada, plombuje. I po sprawie.
- A co będzie, jeśli w tym czasie budynek wyleci w powietrze?
- To później będziemy się tym martwili.
Stanisław Mazur chwyta się za głowę. Boi się o życie swoje i lokatorów. Gaz zakręca kluczem francuskim, a odkręca, gdy gotuje herbatę. 19 listopada pisze do administracji osiedla i spółdzielni, żeby "coś z tym wreszcie zrobili". Dni mijają, odpowiedzi żadnej nie dostaje.
- W poniedziałek lub we wtorek dostanie - słyszymy od kierownika osiedla Zawadzkiego (nazwiska kierownika podać nie możemy, bo groził nam sądem). Co spółdzielnia napisze? Tego nie chce zdradzić.
- Usuniecie tę usterkę? - dopytuję.
- To element wewnętrzny mieszkania - odpowiada. - Proszę się zapoznać z regulaminem spółdzielni. Tam wyraźnie pisze, za jakie usterki odpowiadamy.
- No to kto ponosi winę za to, że gaz się ulatnia?
- Nie wiem czyja to wina, nie jestem sędzią.
Stanisław Mazur jest w szoku. - Jak można zostawić człowieka z takim problemem?! Wszyscy umywają ręce...
To rzeczywiście skandal. Mieszkańcy Zachodniej 43 nawet nie wiedzą, że żyją na bombie gazowej. Mazur, żeby ludzi nie straszyć, nic im nie powiedział. Zegar tyka, a my pytamy: kto weźmie na siebie odpowiedzialność, jeśli czteropiętrowy budynek wyleci w powietrze?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?