Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mobbing w szkole? Takie są oskarżenia

Redakcja
Troje pracowników oskarżyło o mobbing dyrektorkę Zespołu Edukacyjnego nr 3 w Zielonej Górze.
Troje pracowników oskarżyło o mobbing dyrektorkę Zespołu Edukacyjnego nr 3 w Zielonej Górze. Piotr Jędzura / archiwum
Troje pracowników oskarżyło o mobbing dyrektorkę Zespołu Edukacyjnego nr 3 w Zielonej Górze. Kobieta się broni. Broni jej też wiceprezydent miasta.

Sprawa jest bardzo poważna, a ostateczne słowo będzie należało do Wydziału Pracy Sądu Rejonowego w Zielonej Górze. To tam wpłynął pozew pracowników ZE nr 3. Twierdzą oni, że nowa dyrektorka stosowała wobec nich mobbing i domagają się po 50 tys. zł zadośćuczynienia. Obecnie wszyscy są na zwolnieniach lekarskich.

Z całą trójką spotkaliśmy się w poniedziałek w redakcji. Żadna z tych osób nie zgodziła się na ujawnienie swoich danych. Nawet imiona są fikcyjne.

Pani Agata zapewnia, że od początku liczyła na współpracę z nową dyrektorką. - Ale ona cały czas się mnie czepiała, często na mnie krzyczała. Dawała do zrozumienia, że powinnam odejść na emeryturę. Pani dyrektor traktowała mnie jak asystentkę w prywatnej firmie. Zdarzało się, że już po godzinie 22 wysyłała do mnie maile z poleceniami służbowymi. Dlatego nie mogłam wykonywać swoich obowiązków jako sekretarz szkoły, a zajmowałam się dokumentacją pani dyrektor. Jakby tego było mało, cały czas byłam poniżana - relacjonuje pani Agata.

Zobacz też: Skarga o mobbing na dyrektora szkoły wraca do radnych

Pani Małgorzata przekonuje, że też liczyła na dobrą współpracę z nową dyrektorką, ale już po dwóch tygodniach usłyszała, że powinna zrezygnować z funkcji. Powodem miało być wprowadzenie nowej struktury zespołu. O zwolnieniu swojej zastępczyni dyrektorka poinformowała nauczycieli. - Ostatecznie podpisałam porozumienie i zgodziłam się zrezygnować ze swojej funkcji z końcem grudnia 2015 roku. Teraz tego żałuję. Miałam pracować w świetlicy, ale pani dyrektor zaproponowała przedszkole. A przecież ja przez 31 lat tam nie pracowałam. Traktowanie, z jakim się spotkałam ze strony nowej dyrektor, było nieludzkie - uważa pani Małgorzata.

Pan Jerzy przyznaje, że początki współpracy z nową dyrektorką były obiecujące. - Szybko to się jednak skończyło. Zgodnie z umową z poprzednią panią dyrektor pracowałem 10 godzin dziennie przez cztery dni. Nowa dyrektor wymusiła, bym przychodził przez pięć dni. Dodatkowo za dorobione klucze płaciłem z własnej kieszeni. Nie dostawałem też pieniędzy za korzystanie z własnego samochodu w celach służbowych. Z czasem zrozumiałem, że chcą się mnie pozbyć - stwierdza pan Jerzy.

Małgorzata Prońko, dyrektorka ZE nr 3, po długiej chwili namysłu odpowiada, że nie będzie oczerniała swoich ludzi na łamach prasy. - Przychodząc tutaj, nie miałam świadomości, co się tutaj wyprawia. Dlatego zanim podjęłam jakąkolwiek decyzję, rozmawiałam z ludźmi. Nie wszyscy chcieli ze mną rozmawiać. Dlatego dobrze, że sprawą zajmie się sąd. Tam będę mogła powiedzieć więcej - tłumaczy dyrektorka Prońko. I dodaje, że sekretarka i pozostałe osoby, które złożyły pozew w sądzie, miały wykonywać tylko te prace, które wynikają z ich obowiązków. - Niczego ponad to nie polecałam - zapewnia.

Zobacz też: Policjant żali się na szefa. Zarzuca komendantowi mobbing

- Czy krzyczała pani na pracowników, kazała im wykonywać polecania w nocy, żądała, by przeszły na emeryturę lub się zwolniły? - pytamy.

- Nigdy nie krzyczałam na pracowników, nie poniżałam ich, a moje polecenia wynikały jedynie z przyjętych obowiązków - zarzeka się dyrektorka Prońko. I podkreśla, że kiedy 1 września 2015 roku podejmowała pracę, jej celem było podniesienie autorytetu szkoły. A ten jest obecnie katastrofalny. Wielu rodziców przenosi swoje dzieci do innych placówek, podstawówka i gimnazjum nie będą miały pierwszych klas. To zaskakujące, bo w rejonie ZE nr 3 mieszkają tysiące osób, a w przedszkolu jest ponad 340 dzieci. Problem w tym, że zdecydowana większość trafia do innych szkół.

- Chcę to zmienić, poprawić jakość pracy wychowawczej i dydaktycznej, bo jeśli tak się nie stanie, to szkoła zwyczajnie zniknie i wszyscy stracimy pracę - stwierdza dyrektorka Prońko.

Wiceprezydent Wioleta Haręźlak nie wierzy w zarzuty pod adresem dyrektorki Prońko. - Ona jest jak nowa miotła, która zaczęła wymagać i rozliczać. A że niektórzy się z tym nie zgadzali, bo dotychczas było im zbyt dobrze, to zaczęły się problemy - ocenia wiceprezydent Haręźlak. I zaznacza, że w ZE nr 3 od lat trwa konflikt, a pracownicy są podzieleni. W konsekwencji szkoła umiera, poziom jest tak niski, że dzieci z pobliskich bloków - a osiedla Przyjaźni czy Śląskie należą do największych w mieście - uciekają do innych placówek.

- Będąc w szkole, przekonywałam zespół, by zamiast się kłócić, zaczęli ze sobą rozmawiać i pracować dla dobra dzieci. Inaczej stracą pracę. Dodawałam, że nic nie ma na stałe, że jeśli nauczyciel dostaje dodatkowe obowiązki, to powinien je przyjąć. Jestem przekonana, że sąd odrzuci oskarżenia o mobbing, bo tam takiego nie było - uważa wiceprezydent Haręźlak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska