Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nastolatka z Oregonu znalazła nową rodzinę w Ochli

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
Młoda Amerykanka, Jennifer Young, z nową rodziną: Iwoną i Piotrem Jędrowiakami oraz ich córką Aleksandrą
Młoda Amerykanka, Jennifer Young, z nową rodziną: Iwoną i Piotrem Jędrowiakami oraz ich córką Aleksandrą Mariusz Kapała
Nie znała polskiego, ale chciała do Polski. Musiała jednak znaleźć nową rodzinę. I znalazła. W Ochli. Jennifer Young z USA ma nową siostrę i wie, że... kiszone ogórki wcale nie są zgniłe.

- A mogę do ciebie mówić: mamuś? - zapytała.
- Dlaczego akurat tak?
- Bo Ola tak do ciebie mówi - wyjaśniła nowa córka. Zza oceanu.
Chciała do Polski przyjechać. Ale gdzie zamieszka? Kto opieką ją otoczy?
Nowych rodziców znalazła jej... Ola. Przeczytała w internecie ogłoszenie o poszukiwaniach opiekunów dla Amerykanki. I przy obiedzie decyzja zapadła. Nie bez obaw. W końcu jedynaczka Ola miała mieć o rok starszą siostrę. Nieznaną do tej pory. Czy nowy domownik zaaklimatyzuje się w nowym kraju, nowej rodzinie i szkole? Czy uda się nawiązać dobry kontakt? Czy język, inna mentalność i przyzwyczajenia nie będą przeszkodą, by stworzyć prawdziwy dom?

Nie tylko te pytania kołatały się w głowach Iwony i Piotra Jędrowiaków z Ochli. Ich córka Aleksandra, uczennica Gimnazjum nr 1 w Zielonej Górze, wierzyła, że będzie dobrze. Sama też chciałaby wyjechać do USA albo do Anglii. Też będzie potrzebowała nowej rodziny na czas pobytu w obcym kraju. Szukała informacji na ten temat...
Na stronie organizacji Youth For Understanding (Młodość dla Zrozumienia) przeczytała o Jennifer Young z Madras (stan Oregon).
- Zaprośmy ją do nas - zaproponowała gimnazjalistka.
No i od lata w domu państwa Jędrowiaków słychać dwie córki. I dwa języki. Choć z każdym miesiącem coraz więcej rozmów odbywa się wyłącznie po polsku.

Stworzenie nowej rodziny to wyzwanie dla państwa Jędrowiaków, Jennifer i szkoły (I LO w Zielonej Górze), do której uczęszcza Amerykanka.
- Przed przyjazdem niewiele wiedziałam o Polsce. Że Warszawa to stolica. I że Polacy dużo piją... - przyznaje licealistka zza oceanu. - To stereotyp. Na miejscu przekonałam się, że Polacy są przede wszystkim bardzo, ale to bardzo inteligentni. I gościnni.
Jennifer przyznaje, że Polska kojarzyła się jej też z holocaustem. Chciała dowiedzieć się więcej o historii. Poznać język. Przecież do tej pory w Ameryce nie uczyła się żadnego obcego. Tam liczy się tylko angielski.
- Młodzi Polacy bardzo dużo się uczą. W Ameryce mamy trzy podręczniki, które zostawia się w szkole. Nie ma zadań domowych. Stopnie mają tylko charakter informacyjny. Nie decydują o ukończeniu nauki - opowiada Jennifer. - U nas wybiera się cztery przedmioty wiodące i trzy dodatkowe. Trzeba zdobyć 24 na 28 punktów, by dostać świadectwo ukończenia szkoły.

Amerykanka twierdzi, że w polskiej szkole nauczyciele więcej wykładają, w amerykańskiej raczej podpowiadają. Więcej jest projektów... Co ją jeszcze dziwi? Widok młodych ludzi na przerwach. Z książkami. By jeszcze coś doczytać, powtórzyć. Tego w USA nie ma. Podobnie jak uczniów palących pod szkołą.
- U nas jest większa dyscyplina. Tutaj uczeń się spóźnia, przeprasza i wchodzi do sali. W Ameryce od razu byłby u dyrektora i zostałby po lekcjach - dodaje.
Jennifer coraz więcej już rozumie. Początkowo przepisywała z tablicy litery, nie bardzo wiedząc, co oznaczają. Na szczęście jej wychowawczynią jest anglistka.
- Uczę ją polskiego. Tłumaczę to, co niejasne - mówi Katarzyna Narkiewicz. - Ważne dla mnie jest też jej samopoczucie. To młoda osoba, która nagle znalazła się w zupełnie innym świecie. Początkowo pytałam ją wielokrotnie, jak sobie radzi, odpowiadała zawsze z tradycyjnym amerykańskim uśmiechem: OK! Kiedy jednak rozmawiałyśmy długo o różnych sprawach, przyznała, że tęskni za mamą. Od tego momentu coś się zmieniło w naszych relacjach.

Początek był trudny, ale okazało się, że później łatwiej nie jest. Wszak I LO to najlepsze liceum nie tylko w mieście. Poziom wysoki. Klasa matematyczna. Dyrektor Ewa Habich przyznaje, że wszyscy nauczyciele też się uczą... uczyć. Bo po raz pierwszy w szkole znalazła się uczennica z Ameryki. Do tej pory to Polacy (znający dobrze angielski!) wyjeżdżali po nauki za ocean.
- Nie tylko dla nas to nowa sytuacja. Także dla szkoły. Jesteśmy wdzięczni pani dyrektor, że dzwoniła do nas często z pytaniem, co może zrobić, zmienić, by pomóc Jennifer - mówi Iwona Jędrowiak. - Niektórzy nauczyciele pozwalają odpowiadać po angielsku.

Nastolatka z Oregonu przyznaje, że klasa jest bardzo sympatyczna. Uczniowie wspierają ją jak mogą. Dobrze się z nimi czuje. Zawsze też może liczyć na pomoc swojej młodszej siostry Oli, którą podziwia m.in. za jej pasję związana z konną jazdą. Gimnazjalistka ma swojego konia, odnosi szereg sukcesów na zawodach. Teraz kibicuje jej powiększona rodzina.
- Częściej wychodzimy do kina, gramy w karty, pokazujemy to, czym możemy się pochwalić - zauważa Piotr Jędrowiak. - Wcześniej padały różne pomysły ze strony Oli. Teraz mnożymy je razy dwa. O nowej córce mówi: Jennifer jest bardzo cierpliwa, wesoła i... się nie denerwuje. A jak to w rodzinie, czasem wychowawcze rozmowy są trudne.
- Zależy nam, by przez ten rok Jennifer nauczyła się jak najwięcej. Nie tylko języka polskiego. Przecież w przyszłości to będzie jej kapitał - przyznaje pan Piotr.
- Już szukamy kontaktu z Polonią, by po powrocie do USA mogła nadal szlifować nasz język - dorzuca Ola, która początkowo pełniła rolę tłumacza. Ale kiedy jej siostra coraz więcej słówek łapała po polsku, przestała używać angielskiego.

Rodzina śmieje się z metody pani Iwony. Mówi tak długo, aż Jennifer zrozumie. Bywa, że trwa to i pół godziny, komicznie wygląda, ale przynosi efekty.
- Czasem ją pytam: rozumiesz? Tak - odpowiada. I za chwilę szepce do Oli: co mamusia mówiła? - śmieje się Iwona Jędrowiak.
Jennifer podziwia swoich nowych rodziców. Oboje prowadzą firmę, wożą córkę po Polsce, bo co chwilę są jakieś zawody. Trzeba wziąć przyczepę, konia i ruszyć na podbój. Zawsze znajdą czas dla dalszej rodziny, na spacery po lesie i zabawy z psem.
- Tu wszystko jest uporządkowane. Pobudka o 6.00, a o 22.00 cisza nocna - przyznaje Amerykanka. - W domu w Madras kładłam się wtedy, kiedy mi się spać zachciało.

Gość zza oceanu szybko zaakceptował zasady rodziny Jędrowiaków.
- Po raz pierwszy w życiu zbierałam grzyby. I sama je przygotowywałam - wspomina nastolatka. - Polubiłam też ogórki kiszone, których wcześniej bym nie tknęła. Jak i kapusty kiszonej.
Zachwycona była świętami. 12 potrawami. W USA takich nie ma. A na wigilijnym stole pojawia się mięso.
- Śliczną mieliśmy tu żywą choinkę. Ozdobioną pierniczkami - opowiada Jennifer. - Dom był pełen gości. Cudowna atmosfera. Zresztą Polacy są bardzo gościnni. Gdzie się nie pójdzie, tam wszyscy częstują, czym się da. Mówią, zjedzcie coś. Przypomina mi to moją babcię...
Wszystko to, co Jennifer polubiła w Polsce najbardziej, wysłała mamie w Ameryce. W świątecznej paczce znalazły się grzybki w słoiku, opisane po polsku i angielsku, pierniczki, wafelki i inne nasze przysmaki.

W Polsce nauczyła się pić herbatę. W amerykańskim domu w ogóle jej nie używała.
- Polubiłam też bardzo Zieloną Górę. Zwłaszcza starówkę. Mam tam swoją ulubioną kawiarenkę - przyznaje Amerykanka.
Jest mistrzynią gry w tenisa. Nikt jej nie pokona. Podobnie w kręgle. Ale nic dziwnego, jej prawdziwa rodzina posiada kręgielnię.
A czego u nas nie lubi? Zatłoczonego autobusu, którym wraca po lekcjach ze szkoły (rano zawożą ją nowi rodzice, którzy jadą do pracy do Zielonej Góry). Ciężko się przepchać do kasownika.
Niedawno spotkała się w Krakowie z innymi koleżankami i kolegami, którzy z tej samej organizacji wyjechali na rok do Polski. Była dumna, bo tylko ona i jeszcze jedna dziewczyna mówiła tyle po polsku. No i miała już tak dużą wiedzę o kraju Chopina.

Polubiła nawet... disco polo. Najpierw pytała: - Co to jest? Uwielbiam ją? Ona tu jest i tańczy dla mnie? Potem stwierdziła: Nawet fajne!
Po powrocie do USA zamierza dokończyć szkołę, w rok zaliczyć dwie klasy. Wcześniej myślała o farmacji. Teraz, podczas pobytu w Polsce, nie wie, czy spełni to zamierzenie. Ma wiele pomysłów na siebie. Czas pokaże, w którą stronę pójdzie. Roczny pobyt z nową rodziną na pewno odciśnie na niej piętno. Będzie naszą Ambasadorką!
- A my już wiemy, że będziemy za nią tęsknić - przyznają zgodnie Iwona, Aleksandra i Piotr Jędrowiakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska