Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz pitawal!

Wiesław Zdanowicz
Tomasz Holod/ Polska Press
Przestępczość na przełomie wieków przybrała na sile wraz z przeobrażeniami politycznymi w kraju. W wielu spokojnych, wydawałoby się, ludziach wyzwalał się wtedy dziki pęd do łamania prawa i wszelkich zasad życia społecznego.

W kilku wydaniach tygodnika przypomnieliśmy niektóre z głośniejszych swego czasu zdarzeń kryminalnych z naszego terenu. Dzisiaj w tym cyklu zamieszczamy relacje z poruszających opinię publiczną incydentów, które rozegrały się dziesięć lat temu, w 2005 roku.

Mały fiat z portfela emeryta
Wieczorem 18 lutego 2005 roku w Łagowie doszło do rozboju na jednym z miejscowych samotników. Do jego mieszkania weszła czwórka młodych „niedopitków”, która z emerytury starszego pana chciała sfinansować sobie zakup małego fiata. Niestety, emeryturka rozpłynęła się trochę wcześniej. Dziadek spokojnie już spał, gdy nastolatkowie postanowili go odwiedzić. Chłopaki zarzucili mu na głowę kurtkę, by ich nie rozpoznał, a dziewucha przeszukała jego kieszenie. Znalazła 57 zł. Mogły starczyć jedynie na zabawkę, dlatego bandziorzy ich nie spożytkowali, a nazajutrz policjanci je odzyskali. Sąd nie miał wątpliwości. Wobec dorosłych zastosował dozór policyjny, a dwoje nielatów odesłał do wydziału rodzinnego i nieletnich.
Po zakończeniu śledztwa, 6 maja, świebodzińska prokuratura oskarżyła dwóch mężczyzn w wieku 18 i 19 lat o to, że feralnego wieczoru użyli przemocy wobec starszego pana. Pokrzywdzony wówczas roztropnie nie protestował i siedział nieruchomo, ponieważ obawiał się reakcji sprawców, którzy miesiąc wcześniej zastraszali go żądaniami wypłaty dla nich comiesięcznego haraczu, a w przypadku odmowy - zagrozili mu spaleniem!

Bandyci grozili i pobili łańcuchem

5 maja 2005 roku na drodze publicznej pomiędzy Smardzewem, a Jeziorami doszło do rozboju na mieszkańcu Lubinicka. Mężczyzna jechał ze spacerową prędkością ze Smardzewa. W feralnym momencie zza jego pleców wysunął się samochód osobowy, który na jego wysokości zwolnił, natomiast siedzący w nim osobnik uderzył go łańcuchem, ze specjalnym uchwytem, po plecach. Następnie kierujący pojazdem zajeżdżał ofierze drogę, chcąc zmusić do zatrzymania. Widząc, co się dzieje, pokrzywdzony porzucił rower i salwował się ucieczką do pobliskiego lasu. Na niewiele to się jednak zdało, bowiem napastnicy mu nie „odpuścili”, pobiegli za nim i tam go ponownie poturbowali. Ponadto groźbami wymusili na nim wydanie pieniędzy w kwocie 300 zł i telefonu komórkowego. Policja szybko zatrzymała trzech uczestników napadu, natomiast ich kompana - głównego sprawcę zdarzenia poszukiwała przez kilka dni. Decyzją sądu, cała paczka znalazła się za kratami aresztu.
Uliczny rozbój w biały dzień

9 września 2005 roku na ul. Kawaleryjskiej w Świebodzinie czterej napastnicy otoczyli przypadkowego przechodnia. Uderzając w twarz i kopiąc doprowadzili mężczyznę do stanu bezbronności. Potem spokojnie zabrali mu 50 zł i czmychnęli w siną dal. Policja szybko ustaliła bezpośrednich sprawców rozboju. Jednym z nich był świebodzinianin, z wyglądu około 50-letni, dobrze znany funkcjonariuszom, wcześniej już karany. Ustalono także drugiego napastnika, 25-letniego wtedy mieszkańca Świebodzina, równie dobrze jak kompan znanego stróżom prawa.

Jakby tego było mało, w odstępie zaledwie tygodnia od feralnego rozboju, poszkodowanego przez „bandę czworga” napadł i pobił syn jednego z podejrzanych kumpli!

Z nożem, szkłem i łomem „na solo”

Niemal w tym samym czasie do niebezpiecznego zdarzenia doszło w jednym z mieszkań przy ul. Głogowskiej w Świebodzinie. Dwaj bandziorzy, używając noża, szkła i łoma, pobili mężczyznę - powodując u niego rany cięte na głowie i plecach. Jak się okazało, wcześniej wszyscy przebywali w mieszkaniu pokrzywdzonego i wspólnie biesiadowali przy szklaneczce czegoś „mocniejszego”. W pewnym momencie pomiędzy biesiadnikami zaiskrzyło tak bardzo, że wywią- zała się sprzeczka. Pijanice wyszły na dwór na tzw. solo. W szarpaninie silniejszy okazał się gospodarz. W tej sytuacji obaj zgodnie zaproponowali ugodę i kolejne... piwo. Wrócili do domu, a następnie do awantury. Zaatakowany trafił niebawem do szpitala.

Sam swoim hobby zadał sobie śmierć
12 września 2005 roku na drodze pomiędzy Buczami a Mostkami doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Na stojący na poboczu, prawidłowo zaparkowany i sygnalizujący postój światłami awaryjnymi samochód ciężarowy, najechał rowerzysta, uderzając opuszczoną głową w tył naczepy. W wyniku odniesionych obrażeń poniósł śmierć na miejscu.
Za cyklistą jechał nasz redakcyjny kolega, który natychmiast powiadomił właściwe służby i próbował reanimować ofiarę zdarzenia. Dopiero w dwa dni później - dzięki znalezionym przy nim kluczykom od ciężarówki - ustalono, kim jest denat. Usportowiony mężczyzna pozostawił samochód na belgijskich tablicach rejestracyjnych na jednym z parkingów w Mostkach, przebrał się w profesjonalny strój kolarski i wyruszył rowerem marki Colnago na tragiczną, jak się okazało, przejażdżkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska