Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tak jak niebiescy

TATIANA MIKUŁKO 0 68 324 88 19 [email protected]
Przedsiębiorca chciał zatrudnić 200 osób do obierania cebuli. Rozwiesił plakaty w gminie. Pierwszego dnia do pracy przyszło osiem kobiet, drugiego - pięć. Trzeciego dnia... biznesmen zwinął interes i powiedział: bezrobocie jest zmyślone.

Ten przedsiębiorca to Stanisław Januszewski ze Szprotawy. Właściciel Stanhal Eco Food, której specjalnością są ręcznie obierane cebule. Od niedawna mówi się na niego rekin finansjery. A to z powodu interesu życia, jaki udało mu się zrobić kilka miesięcy temu. Kupił bowiem od gminy działki za niecałe 80 tys. zł, a sprzedał firmie za 1 mln 450 tys. zł. Pod pierwszy w Szprotawie market.
Gmina, w której brakuje chętnych do cebuli, to Małomice (sąsiaduje ze Szprotawą). Ponad pięć tys. mieszkańców, 684 osoby na bezrobociu, 80 z nich ma prawo do zasiłku. W mieście są trzy lumpeksy, trzy bary, jeden zakład pracy, ośrodek pomocy społecznej, biblioteka, klub wodny i dom kultury z nową sceną godną Mazowsza. Tak twierdzi burmistrz Czesław Korniak i dodaje. - Przydałby się nam kokos w postaci 50 nowych miejsc pracy.

Nie tak jak niebiescy

11.30. Żar leje się z nieba, a w barze na rogu czterech panów zapija wódkę piwem. Dopiero po pierwszym kieliszku.
- Na urlopie jestem - tak wczesną porę świętowania tłumaczy Stanisław. Mówi o sobie repatriant. Przyszedł tu z okolic Złotoryi za żoną. 25 lat są po ślubie.
- W kopalni pracujemy w Polkowicach. Tam nawet po piwku nie wolno przyjść. Dlatego pijemy teraz. Nie tak jak niebiescy. Pracę trzeba szanować - dodaje drugi Stanisław, miejscowy od urodzenia.
Poza urlopem dwóch Stanisławów wstaje o 3.30, gdy mają na poranną zmianę, i o 4.10 wyruszają autobusem do kopalni. Droga zajmuje 1,5 godziny. Jeden z nich pracuje w systemie czterobrygadowym: cztery dni harówy, jeden wolny lub dwa, jeśli po nocce. Drugi ma system wielozmianowy czyli bez sobót i niedziel. - Ale się bierze, żeby więcej zarobić - zdradza miejscowy.
- Ile? - pytam
- Tajemnica... z wolnymi weekendami można wyciągnąć 2.400 na rękę - zdradza Stanisław, małomiczanin od urodzenia.
Czy panowie są szczęściarzami? W końcu w tak beznadziejnych czasach zarabiają godziwe pieniądze.
- Jesteśmy porządnymi robotnikami. Gdy my jechaliśmy do pracy autobusem, nasi koledzy, którzy na miejscu w blachowni lub w cegielni robili, siedzieli pod parasolami i pokazywali nam piwka. Teraz, jak wszystko upadło, pieszo by szli do Polkowic, byleby tylko mieć robotę - opowiada Stanisław, repatriant.
- Robota to głupota, życie to picie - wtrąca pan Tadeusz. Uchodzi mu, bo emeryt.

Księżniczka, praca i swój dach

Żony obu Stanisławów nie pracują, ale trzymają kasę. Wydzielają mężom drobne na piwko. Stanisław, repatriant, się z tego cieszy, bo nie musi się martwić, jak wydolić do pierwszego. A wydatków ma sporo. Córka na studiach w Żarach co miesiąc potrzebuje 400 zł na czesne. Może lżej by było, gdyby żony do cebuli się najęły?
- Kto tam pójdzie za te grosze robić? - powątpiewa Stanisław, miejscowy.
Mariusz Skóra spróbował. Zarabiał około 100 zł miesięcznie. - No bo jeśli za kilogram płacili 18 gr, a ja 20-30 kilo dziennie obierałem, to tak wychodzi - tłumaczy. - Rekordzistki, naprawdę wprawione babki, 100 kilo dziennie przerabiały, czyli ich dniówka to było 18 zł. Mało.
Dlatego pan Mariusz rzucił cebulę. Jest na bezrobociu bez prawa do zasiłku. Dorabia fuchami i czeka na telefon od siostry z Włoch, która tam opiekuje się starszymi. Ma mu pracę załatwić w fabryce.
- Dobrze, że rodzice mają rentę. To wikt i dach nad głową jest - cieszy się pan Mariusz. Tydzień temu skończył 35 lat. Jeszcze się nie ożenił.
- Na księżniczkę czekam - śmieje się. - Potem musi być praca i swój dom, no bo przecież ze starszymi nie będę siedział.
- A ile musieliby płacić za obranie kilograma cebuli, żeby pan wrócił? - pytam.
- Co najmniej złotówkę - odpowiada kawaler.

Od van Gogha nie odbiera

Król cebuli, Stanisław Januszewski uważa, że ludzie za bardzo przyzwyczaili się do tego, iż państwo im musi pomagać.
- System opiekuńczy był w komunizmie. Teraz mamy kapitalizm i te żądania przerzucono na przedsiębiorców. A ja się pytam, skąd mam wziąć na to wszystko pieniądze? - Januszewski na chwilę przerywa rozmowę, bo dzwoni komórka. To van Gogh z Holandii po cebulę. - Nie odbieram. Wiem, czego chce. Jedno auto dziennie, czyli ponad 22 tony. A ja nie mam ludzi, by to obrać! - denerwuje się biznesmen. Pokazuje PIT za ubiegły rok. Firma jest na minusie. - Dzięki temu, że trafił mi się ten interes z działką, nie mam żadnych długów - mówi Januszewski.
W cebulowym interesie jest teraz boom. Zamówienia idą z Anglii, Holandii, Polski. Stanhal Eco Food nie jest na to przygotowane. Na hali siedzi raptem 50 osób. Nie nadążą z obieraniem. Może gdyby podnieść stawki?
- No to chleb musiałby kosztować 10 zł. 18 groszy za kilogram to nie moje widzimisię. Nasza branża będzie zawsze ostatnia w kolejce z wysokością płac. Społeczeństwo nie zaakceptuje droższej żywności - tłumaczy Januszewski.
Przedsiębiorca chciałby, żeby w Polsce było tak jak w Niemczech.- Dostaję z urzędu pracy tyle osób, ile potrzebuję. To, co zarobią u mnie, odciągane im jest z zasiłku. Niech nawet udają, że obierają! Ale przynajmniej nie będą spać do 11.00! - denerwuje się Januszewski i dodaje: - U nas głodnych nie ma. Opieka da zasiłek, odzież, mąkę, mleko... Po co pracować?

Buty i makaron

Helena Jakubiszyn, bezrobotna, bez zasiłku, często zagląda do jednego z małomickich lumpeksów.
- Byłaś w opiece? - pyta sprzedawczynię. - Dają makaron i coś jeszcze.
Pani Helena kiedyś obierała cebulę. Chodziła z dwójką dzieci i mężem. Worki brali też do domu.
- Pieniędzy było z tego tyle, że nie starczyło na opłaty i jedzenie - żali się Jakubiszyn. - Teraz bym do cebuli nie poszła. Czekam na jagody i grzyby. Umiem zbierać. Za jednym razem to i nawet 80 zł potrafię zarobić. Gdyby w cebuli choć 30 zł dziennie szło wyciągnąć, to bym się zastanowiła.
Sprzedawczyni w lumpeksie dorzuca, że też kiedyś próbowała, ale nie mogła. Plamy jej zaczęły wychodzić na twarzy. No i śmierdziało. Teraz ma dużo lepszą pracę. Ludzi non stop. Najczęściej o letnie buty pytają.
Burmistrz Czesław Korniak uważa, że w Małomicach problemu bezrobocia nie ma. - Zaradni wyjechali za granicę. Ciężko znaleźć chętnych do prac interwencyjnych. Jeśli już są, to po trzech dniach rezygnują - mówi z żalem.

Taka sobie Majorka

Dwóch Stanisławów, emeryt Tadeusz, kawaler Mariusz wciąż są pod parasolem w barze na rogu. Będą tak siedzieć aż do meczu o 16.00. Dołączył do nich Jerzy Karolczak, emeryt z kopalni. Na rękę ma 2.800. - 20 procent z tego płacę na córkę, bo jestem po rozwodzie, a 60 procent zabiera komornik na nie moje długi - zdradza pan Jerzy. Padł ofiarą znanej oszustki ze Szprotawy, która naciągnęła mieszkańców Małomic na kredyty. O sprawie pisaliśmy w "GL".
Panowie będą w barze jutro, pojutrze i do końca swojego urlopu. Mają trzy tygodnie. Czemu nie wyjadą? Dostali z kopalni 1.200 zł wczasowego.
- A gdzie za to pojadę? Pod namiot? - pyta Stanisław, repatriant.
Stanisław Januszewski też nigdzie nie wyjedzie. Nie dlatego, że nie ma pieniędzy. Po prostu, robota. Dlatego obok zakładu zbudował sobie basen, prysznic i miejsce na grilla.
- To taka moja Majorka - mówi dumnie.
- Śmierdzi cebulą - zauważam.
- Mi pieniądze nie śmierdzą - ucina biznesmen.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska