Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawna ofiara przemocy została bez mieszkania

Anna Rimke
Po śmierci mamy okazało się, że wszystko wygasło. Brat nie ma niebieskiej karty,  wyrok eksmisyjny nie jest ważny, chociaż jego druga ofiara przecież żyje - mówią Maria Łowcewicz i Jadwiga Nowosad, siostry Ani.
Po śmierci mamy okazało się, że wszystko wygasło. Brat nie ma niebieskiej karty, wyrok eksmisyjny nie jest ważny, chociaż jego druga ofiara przecież żyje - mówią Maria Łowcewicz i Jadwiga Nowosad, siostry Ani. fot. Krzysztof Tomicz
Po śmierci matki okazało się, że chora kobieta ma takie samo prawo do mieszkania jak jej brat, który... za znęcanie się nad rodziną dostał wyrok i eksmisję z tego lokalu.

- Jak to możliwe, że Ania musi się tułać? I prawo na to pozwala! - nie dowierzają siostry niepełnosprawnej Anny Kędzi z Gorzowa. Po śmierci matki okazało się, że chora kobieta ma takie samo prawo do mieszkania jak jej brat, który... za znęcanie się nad rodziną dostał wyrok i eksmisję z tego lokalu.

Pani Ania ma zespół Downa. Przez 41 lat opiekowała się nią matka. Mieszkały w centrum na 34 mkw. Jeden pokój z kuchnią dzieliły z bratem chorej. - Od lat był z nim problem. Jest alkoholikiem. Znęcał się i nad mamą i nad Anią - opowiada Jadwiga Nowosad, jedna z sióstr Anny Kędzi. Sprowadzał do domu podejrzane towarzystwo, wyzywał kobiety od najgorszych, ubliżał i wszczynał awantury. Matka zawiadamiała policję. Mężczyzna miał tzw. niebieską kartę, którą zakłada się sprawcom przemocy w rodzinie.

Prawo tak mówi i koniec

Dwa lata temu dostał wyrok za znęcanie się nad matką i niepełnosprawną siostrą. To miało pomóc w przyspieszeniu jego eksmisji z mieszkania. Nie pomogło. Mężczyzna mieszka tam do dziś. Pani Ania musiała się wyprowadzić w styczniu, gdy mama zmarła. - Nie mogłyśmy jej tam zostawić. Brat zrobił z mieszkania melinę. A Ania potrzebuje opieki - tłumaczy Maria Łowcewicz, druga z jej sióstr.

Teraz 41-latka mieszka w hostelu przy ul. Sulęcińskiej. Na święta i weekendy siostry zabierają ją do siebie. Na stałe nie bardzo mogą. Pani Jadwiga mieszka z mężem u córki. Pani Maria też nie ma warunków na przyjęcie chorej. - Zresztą, to też nie byłoby dobre rozwiązanie. Bo gdy nas zabraknie, to znowu się będzie tułała? A do ośrodka nie chcemy jej odesłać - tłumaczą siostry. Gdyby Ania miała własny kąt, opiekowałyby się nią na zmianę.

Jednak nie ma. - Po śmierci mamy okazało się, że wszystko wygasło. Brat nie ma niebieskiej karty. Wyrok eksmisyjny nie jest ważny. Po prostu paranoja - złości się J. Nowosad.

Okazało się, że zgodnie z prawem po śmierci matki prawo najmu mieszkania dziedziczą i syn, i córka, którzy z nią mieszkali. - Wyrok eksmisji był na wniosek mamy. Skoro jej nie ma, nie ma osoby, która o to występowała - tłumaczy Dorota Modrzejewska - Karwowska, naczelniczka wydziału spraw społecznych Urzędu Miasta w Gorzowie. Konsultowała się w tej sprawie z prawnikiem. Niestety, prawo tak mówi i koniec. To samo dotyczy niebieskiej karty, którą bratu założyła policja - również była prowadzona na wniosek matki, nie pani Ani.

- W momencie, kiedy pani Ania się wyprowadziła, skończył się kontakt sprawcy z ofiarą. Sprawa więc wygasła - tłumaczy Dorota Dąbrowska, z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. To, że pani Ania jest w niebieskiej karcie ujęta jako ofiara, daje jej tylko prawo wglądu do dokumentów.

Znów muszą iść do sądu

Urzędnicy nie czują się winni. Fakt - gdyby zdążyli eksmitować mężczyznę z mieszkania, nie byłoby problemu. Nie zdążyli, bo nie było mieszkań socjalnych, do których można by przenieść brata. Na eksmisję w mieście czeka ponad 700 osób.- Takie jak ta, z powodu przemocy w rodzinie, są zawsze wykonywane w pierwszej kolejności. Ale ich też mamy mnóstwo - rozkłada ręce Modrzejewska - Karwowska.
Pani Ania nie może się starać o inne mieszkanie od miasta, bo ma prawo najmu do tego wspólnego z bratem.

Naczelniczka Moderzejewska - Karwowska poradziła siostrom chorej, żeby zgłosiły się do biura zamiany mieszkań. Być może znajdzie się ktoś, kto zechce zamienić dwa mieszkania na ich jedno malutkie. Siostry powinny też wystąpić do sądu o wykonanie wyroku eksmisyjnego. Ale to mogą zrobić, dopiero kiedy dostaną prawną opiekę nad Anią.

Chora kobieta nie jest ubezwłasnowolniona. Teoretycznie powinna sama wystąpić do sądu jeszcze raz o wyrok eksmisji. Nie jest jednak na tyle zaradna. Potrafi wiele koło siebie zrobić, ubrać się, przygotować kanapki. Uwielbia sprzątać, wszystko układa w idealną kosteczkę. Intelektualnie jest jednak małym dzieckiem. Dlatego musi czekać na to, co uda się załatwić siostrom. - Chcę do domu. Chcę mieszkać z mamą - mówi A. Kędzia. Ale po chwili przypomina sobie, że mamy już nie ma. - Jest w niebie - robi jej się smutno.

Opowiada też o tym, co robi na Warsztatach Terapii Zajęciowej przy ul. Walczaka, gdzie uczy się żyć w miarę samodzielnie. - Szkoda, żeby trafiła do ośrodka pomocy społecznej. Tam już będzie zamknięta w czterech ścianach. Tu cały czas ma co robić - mówi Wanda Milewska, zastępca kierownika warsztatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska