- W naszej jednostce działa około 90 osób - opowiada sekretarz OSP w Trzemesznie Jerzy Koza. Trzon stanowią dorośli, ale jest też około 20 młodych.
Wygrywają nie tylko w powiecie
Nauczycielka Iwona Wołowska razem z mężem Dariuszem, komendantem ochotników, prowadzą młodzieżową drużynę pożarniczą. Z naborem nie ma problemów, bo już małe dzieci chcą uczyć się gasić pożary. Na razie biorą udział w zawodach i co roku wygrywają w powiecie. Młodzi stale też się dokształcają. Córka państwa Wołowskich Klaudia w ubiegłym roku zdobyła drugie miejsce na mistrzostwach Polski wiedzy pożarniczej, a w tym była szósta. - Wielu młodych tylko czeka jak skończy 18 lat, bo wtedy od razu zdają egzaminy, żeby móc brać udział w czynnych akcjach - opowiada J. Koza. - Co roku przybywa nam w ten sposób czterech - pięciu strażaków - cieszy się.
- Kilka rzeczy decyduje o tym, że chcą zostać strażakami - mówi sekretarz ochotników. - Z jednej strony tradycja, bo w niektórych rodzinach strażacy byli od dziada pradziada. Poza tym chęć pomagania ludziom, no i trochę adrenalina - dodaje J. Koza.
Członkami OSP w Trzemesznie są też osoby publiczne, m.in. poseł Bożena Sławiak.
Będą w krajowym systemie
Do pożarów jeździ ok. 40 ochotników. To ci, którzy zdali egzaminy. Mają do dyspozycji jeden średni samochód bojowy i trochę sprzętu, ale nie aż tak dużo jak by chcieli. To ma się jednak zmienić, bo jednostka stara się o przyjęcie do krajowego systemu ratowniczo - gaśniczego. Wtedy dostanie drugi samochód i nowy sprzęt. Już się do tego przygotowuje.
W przyszłym roku budowana będzie nowa remiza, z dużym garażem na dwa auta. Będzie tam też świetlica dla mieszkańców wsi. Dziś druhowie mają do dyspozycji mały budynek z jednym garażem. J. Koza opowiada, że ochotnicy z Trzemeszna najczęściej wyjeżdżają do pożarów i wiatrołomów. Po ulewach wypompowują też wodę z piwnic. Wzywani są również do wypadków, ale dopóki nie będą w krajowym systemie, ich rola polega na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia. Ponieważ wieś leży blisko poligonu zdarza się, że strażacy pomagają też zabezpieczać niewypały. Akcją, którą J. Koza zapamiętał najbardziej, było wyciąganie zasypanego młodego mężczyzny w Sulęcinie. Próbował wykopać z ziemi złom i poleciały na niego zwały ziemi. Nie przeżył.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?