Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pobicie, nachodzenie przez fałszywych policjantów. Odkąd pan Marek poszedł do sądu pracy, zaczęły się jego problemy

Grażyna Zwolińska 0 68 324 88 44 [email protected]
-  Pracowałem na 12-godzinne zmiany, dzienne lub nocne, świątek piątek - mówi Marek Starzyński. - Wyznaczano mi konkretne zadania. Opiekowałem się nie tylko drobiem, ale robiłem wszystko, co mi akurat zlecono.
- Pracowałem na 12-godzinne zmiany, dzienne lub nocne, świątek piątek - mówi Marek Starzyński. - Wyznaczano mi konkretne zadania. Opiekowałem się nie tylko drobiem, ale robiłem wszystko, co mi akurat zlecono. fot. Grażyna Zwolińska
Marek Starzyński jest pewien: to, że go pobito kilka godzin po rozmowie ze mną, nie jest przypadkiem. Nigdy wcześniej takie rzeczy mu się nie przytrafiały. Dopiero, jak poszedł do sądu pracy, dzieją się różne cuda. Na przykład przychodzi fałszywy policjant.

Starzyński z żoną-rencistką i trójką dzieci mieszka w Bytomiu Odrz. Skromne mieszkanie na piętrze, strome jak drabina schody, wygódka na podwórku.

1 marca 2006 r. założył jednoosobową działalność gospodarczą pod nazwą usługi zootechniczne, czyli poszedł na samozatrudnienie. Twierdzi, że musiał, bo inaczej nie dostałby pracy na fermie drobiu. Wcześniej ponad pół roku robił tam na czarno.

To tylko przykrywka?

Wszyscy pracujący na stałe na tej fermie mają takie jednoosobowe firmy, a więc formalnie nie są pracownikami, lecz samodzielnymi podmiotami gospodarczymi. Sami opłacają sobie składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne oraz podatki. Nie mają wyższej stawki za nadgodziny, pracę nocną i w święta. Urlop? Też bezpłatny.

Starzyński twierdzi, że jednoosobowe firmy są tylko przykrywką dla pracodawcy, aby mógł uniknąć kosztów związanych z zatrudnieniem ludzi na umowę o pracę. Wylicza, że w ten sposób na jednej osobie można zaoszczędzić 800-1.000 zł miesięcznie.

- Pracowałem na 12-godzinne zmiany, dzienne lub nocne, świątek piątek - mówi. - Wyznaczano mi konkretne zadania. Opiekowałem się nie tylko drobiem, ale robiłem wszystko, co mi akurat zlecono. Godziny pracy, podobnie jak inni samozatrudnieni, zapisywałem w zeszycie, jaki był na fermie. Potem podliczała nas wszystkich prowadząca fermę, dając parafkę.

Ustalała też stawkę godzinową. Jak chciałem mieć wolne, musiałem uzgodnić. Była to klasyczna praca najemna pod pozorem samozatrudnienia.

Już na zasiłku

Kiedy po dwóch latach skończyły się ulgi w ZUS-ie, przysługujące każdemu, kto po raz pierwszy rozpoczyna działalność gospodarczą, zarobki Marka Starzyńskiego stały się znacznie mniej atrakcyjne.

Poza tym wszystko drożało. Nie tylko on domagał się podwyżki godzinowej stawki. Było nawet wspólne pismo do szefowej fermy. Ta zaprzecza, by były żądania płacowe. - Sama im podnosiłam stawki - mówi.

Jesienią ub. r. Starzyński zachorował. Choroba przeciągała się, więc zlikwidował firmę. Jest na zasiłku dla bezrobotnych. Procesuje się z fermą o uznanie, że tak naprawdę powinien być tam zatrudniony na umowie o pracę, więc należy mu się zwrot pieniędzy za nadgodziny, urlopy, pracę nocną i w święta. W sumie za trzy lata prawie 50 tys. zł.

Zanim poszedł do sądu, napisał do szefowej w tej sprawie. Odpisała, że nie zgadza się z roszczeniami, bo płaciła mu terminowo i nie ma zaległości. Nie odniosła się do kwestii zmiany kwalifikacji zatrudnienia.

Policjant na niby

Wielkanocny poniedziałek, około 15.00. W mieszkaniu żona Starzyńskiego, Dorota, z córkami. Nagle walenie w drzwi, szarpanie za klamkę: "Komenda policji! Otwieraj, bo wyważę! Zaraz wezwę posiłki!".

- Podchodzę do wizjera, na korytarzu ciemno, nie odzywam się, serce na języku - opowiada Dorota Starzyńska. - Sąsiadka wyszła i pyta: Kogo pan szuka? Jestem z policji do Marka Starzyńskiego, odpowiedział facet ubrany po cywilnemu i... uciekł.
Starzyńska zadzwoniła na 997. Przyjechał patrol. Złożyła zeznania. Policjant powiedział, że sprawdził na komendach w Nowej Soli i Kożuchowie, że nikt tutaj wcześniej nie był wysyłany.

Za dobrą pracę

Piątek, 8 bm., dzień, kiedy odwiedziłam Starzyńskich. Pod wieczór telefon: - Czy pani wie, że mego męża napadli?

Opowieść Starzyńskiego: - Mąż szefowej jechał z fermy. Zatrzymał się i przez uchyloną szybę samochodu spytał: - Na kogo czekasz śmieciu bytomski? - Tylko nie śmieciu - odpowiedziałem. Odjechał, pokazując gest środkowego palca. Poszedłem w kierunku domu.

Po przeciwnej stronie ulicy był jakiś mężczyzna. Gdy wchodziłem na korytarz, wszedł za mną. Mówił, że ma coś do przekazania. Nagle poczułem uderzenie w głowę. Straciłem na chwilę przytomność Jak się ocknąłem, dalej okładał mnie pięściami po głowie, kopał i wołał: - To za dobrą pracę! Widziała to córka, 13-latka. Krzyczałem, żeby dzwoniła po policję. Wtedy uciekł.

Opowieść Starzyńskiej: - Otworzyłam drzwi, bo usłyszałam te krzyki. Mąż cały zakrwawiony ledwo wchodził po schodach. Zadzwoniłam po policję i pogotowie. Karetka zabrała męża do szpitala. Stwierdzono stłuczenie głowy i nosa, udzielono pomocy. W sobotę z zaświadczeniem ze szpitala pojechaliśmy na komendę w Nowej Soli.

Starzyńscy są przekonani, że wizyta fałszywego policjanta i pobicie to nie przypadek.

- Nigdy czegoś takiego nie było. Dopiero kiedy sprawa trafiła na wokandę, zaczęły się takie zdarzenia - mówią zgodnie.

Sam się pobiłem?

Szefowa fermy łapie się za głowę. - Jestem zszokowana - mówi. - Nic nie wiedziałam o zajściu w święta. Od pani się dowiaduję. O pobiciu powiedział mi sam Starzyński.

Zadzwonił, że to już przesada i zasugerował, że mogę mieć z tym coś wspólnego. Odpowiedziałam, że tak nisko nie upadłam. Nikogo bym nie skrzywdziła. To straszne, w co jestem wrabiana. Ja i mój mąż. On nie należy do tego typu osób, które mogłyby się dopuścić czegoś takiego, jak nasyłanie na kogoś bandziorów. Ręczę za to.

- Przecież sam się nie pobiłem, wołając przy okazji, że to za dobrą pracę. Sam nie udawałem w święta policjanta - komentuje Starzyński.
Szefowa fermy twierdzi, że miała bardzo dobre zdanie o Starzyńskim jako usługodawcy. Z czystym sumieniem mogłaby go polecić. Teraz trudno jej znaleźć słowa. Te jego komentarze, opinie na jej temat, a zwłaszcza męża, są bardzo niesprawiedliwe.

- Czuję się skopana, jako człowiek. A już te podejrzenia o zastraszanie, o nasyłanie ludzi, żeby go pobili...

Już wcześniej złożyła do prokuratury doniesienie w sprawie gróźb karalnych. Twierdzi, że to Starzyński ją szykanuje, zastrasza, nazywa oszustką, nie pozwala jej i mężowi normalnie żyć, nasyła Państwową Inspekcję Pracy, grozi mediami, mówi, że zrujnuje ich finansowo i psychicznie i tak umili życie, że odechce się im wszystkiego.

Starzyński oczywiście zaprzecza i mówi, że zawiadomienie PIP i gazety to jego prawo.

To ich zeszyty

Kobieta dodaje, że nikogo nie zmuszała do zakładania jednoosobowej firmy. - Mam uwierzyć, że akurat mnie przyjęłaby na umowę o pracę, skoro inni ich nie mieli? - pyta Starzyński.

Szefowa fermy nie zgadza się też z tym, że tak naprawdę ludzie wykonywali pracę najemną. - Nie kazałam im przychodzić na konkretne godziny, opowiadać się, kiedy chcą mieć wolne. Sami sobie to wyznaczali. Nie interesowało mnie, jak podzielą się zmianami i godzinami pracy. Ich firmy świadczyły mi usługi. Te zeszyty do notowania godzin to była ich dokumentacja, nie moja. Dla mnie liczył się efekt końcowy, czyli brojlery.

Wkrótce w nowosolskim sądzie pracy kolejna rozprawa. Dwaj świadkowie Starzyńskiego wycofali się.

- Jak napisałem pismo do kierownictwa w sprawie zmiany kwalifikacji zatrudnienia, sami zaoferowali, że mnie poprą i powiedzą, że ich praca na fermie nie ma nic wspólnego z byciem jednoosobowym przedsiębiorcą. Teraz zmienili zdanie - mówi Starzyński.

- Dlaczego się pan wycofał? - pytam Krzysztofa Szwachera.
- Nie świadczę naciągaczom! - denerwuje się.
- Nie chciałby pan pracować na umowę o pracę? Zresztą po co pytam, przecież pan nie ma wyboru...
- Wybór mam. Niestety, to jest wolny kraj...
Szefowa firmy podkreśla, że nie można już dziś ferować wyroków. Sąd rozstrzygnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska