MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pogaduchy przy pierzu

Eugeniusz Kurzawa
Do darcia pierza w domu Barbary Zawistowskiej zasiadły jej sąsiadki i znajome: Gabriela Borek, Teresa Nowaczyk (obie na zdjęciu) z córką Krystyną. Pierze przyniosła Danuta Kardaszewska.
Do darcia pierza w domu Barbary Zawistowskiej zasiadły jej sąsiadki i znajome: Gabriela Borek, Teresa Nowaczyk (obie na zdjęciu) z córką Krystyną. Pierze przyniosła Danuta Kardaszewska. fot. Bartłomiej Kudowicz
Stefanowice to zagubiona wśród lasów wioska. Zagrody porozrzucane są co kilkaset metrów. Może ta izolacja sprzyja tutejszej tradycji darcia pierza?

- Kiedyś darcie pierza zaczynało się gdzieś pod koniec listopada, a potem znów po nowym roku - mówi Danuta Kardaszewska, której pierze jest dziś skubane. Panie siedzą pod oknem, przy stole kuchennym. Spokojnie drą i gadają.

Pani Danuta mieszka w pobliskim Jastrzębsku Nowym. Worki pierza przyniosła do siostry, Barbary Zawistowskiej, szefowej koła gospodyń wiejskich w Stefanowicach.

- Trzymam w domu 15 gęsi, z ich pierza zrobię sobie kołdry i poduszki - zapowiada i dodaje: - Dziś właściwie to już się nie opłaci ani hodować gęsi czy kaczek, ani robić z pierza poduszek i pierzyn. Ale ja robię. Przynajmniej pozostanie satysfakcja, że z moich gęsi, że sama zrobiłam i wiem pod czym śpię.

Wygrywa owcza wełna

Siedzące przy stole sąsiadki kalkulują i wychodzi, że nie warto męczyć się z pierzem. - Kołdra z pierza wychodzi coś 150 zł, a gotowa, ze sklepu, na dodatek z owczej wełny kosztuje 75 zł - liczy Teresa Nowaczyk.

Pochodzi z Łowickiego i nie pamięta z dzieciństwa, żeby w jej stronach rodzinnych darto pierze. Ale po ślubie, który był 38 lat temu, przyjęła miejscowe zwyczaje i jak jest okazja pomaga znajomym.

Jej córka, Krystyna Nowaczyk, też przyszła pomóc. Jednak może się już uważać za tutejszą, Wielkopolankę, bo tu się urodziła.

- Kiedyś siostra pytała w Zbąszyniu w wytwórni kołder, czy są zainteresowani dostawą pierza - przypomina gospodyni. - Powiedzieli, że od małego dostawcy nie opłaca się brać.

- Najważniejsze, żeby oderwać kwap od pipcia - pani Danuta objaśnia zasadę darcia pierza.

Kwap to po prostu puch, a to, co zostaje po oderwaniu, czyli sztywna część piórka, nazwana jest pipciem. Kiedyś była wykorzystywana na poduszki dla niemowlaków. Czyli na szczoki - jak mówią w niedalekiej Dąbrówce Wlkp. Dziś pipcie się wyrzuca.

Wróbel w izbie

- Pierzajki odbywały się zawsze zimą, bo wtedy są długie wieczory - przekazuje Gabriela Borek. - Kobiety schodziły się na cztery-pięć godzin.

- Jak skończyło się pracę u jednej gospodyni, to wszyscy przenosili się do następnej, która miała pierze - podpowiada D. Kardaszewska.

- Myśmy w tym roku darły pierze siostry tylko przez cztery wieczory - stwierdza B. Zawistowska. - Przyszło chyba 12 kobiet.

- Wyszło mi z tego 4,5 kg kwapu, co powinno wystarczyć na trzy kołdry - uważa pani Danuta.

Długie wieczory przy darciu pierza to okazja do rozmów i żartów. Jednym z najczęstszych było kiedyś wpuszczanie do izby wróbla; oczywiście to domena mężczyzn. - Dziś pewnie byłby problem ze złapaniem wróbla - sądzi T. Nowaczyk.

- Poza tym gadamy o tym co się we wsi dzieje, gdzie wesele, a gdzie chrzciny, omawiamy seriale telewizyjne - wyliczają panie. Pierzajki stają się coraz bardziej współczesne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska