Skargę na policję złożyła pracownica biura posłanki Ewy Drozd z PO, która musiała odklejać naklejki przyklejone przez młodzież na oknach w dniu protestu 11 lutego. Około 100 osób przeszło wtedy ulicami miasta pod biuro posłanki mieszczące się w kamienicy przy ul. Jedności Robotniczej - a Bartosz Metelski był organizatorem całej akcji. Młodzi niezadowoleni nakleili na oknach biura naklejki samoprzylepne.
Wezwania na przesłuchania w tej sprawie otrzymały w sumie cztery osoby. B. Metelski otrzymał zarzut naklejania ogłoszeń w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Policja zapowiada, że skieruje sprawę do sądu. Głogowianin się przyznał, grozi mu grzywna.
- Uważam, że cała sytuacja jest śmieszna i skandaliczna, zamierzam to udowodnić. Już w całej Polsce się z tego śmieją - mówi. - W tamtą sobotę w manifestacji szło około 100 osób, które chciały wyrazić swój protest przeciwko temu, co się ostatnio dzieje w naszym kraju. Było spokojnie, bez wyzwisk, przekleństw, nie rzucaliśmy też kamieniami. Ludzie szli uśmiechnięci. Zabezpieczała nas policja. W ramach protestu na oknach biura posłanki przykleiliśmy niewielkie naklejki. Było osiem stopni mrozu i ledwo się trzymały szyby. Wszystko to obserwowała policja. Nie zareagowała, a przecież mogła nas zatrzymać.
Metelski zapowiada, że z chęcią podda się ocenie sądu, bo chciałby obnażyć beznadziejne mechanizmy naszego systemu. - W życiu nie spodziewałem się, że może dojść do takiego paradoksu. Przecież miasto jest notorycznie zaśmiecane przez różnych ludzi, a to ja - a nie oni staną przed sądem. Dlaczego policja nie ściga tych, którzy nie usunęli jeszcze plakatów po wyborach do samorządu? - zastanawia się. Policja twierdzi, że to ona ma rację. Była skarga - jest sprawa.
- Ten pan uzyskał zgodę na zorganizowanie i został pouczony o konsekwencjach zachowań niezgodnych z prawem w trakcie takiej manifestacji - mówi oficer prasowy policji Bogdan Kaleta. - Całą akcję nalepiania naklejek sfilmowaliśmy i sfotografowaliśmy. W czasie jej trwania dowódca zabezpieczenia podszedł do organizatora i pouczył go, że jest to niezgodne z prawem. Poza tym manifestacja była pokojowa i nie dochodziło do żadnych ekscesów.
Ewa Drozd z PO bardzo się denerwuje, kiedy usiłujemy bronić niezadowolonego młodzieńca. - Uważam, że każdy ma prawo protestować. Są rożne formy protestów. Lecz nie rozumiem dlaczego protestujący wyżyli się akurat na moim biurze? - pyta. I opowiada, że zaklejone były okna, drzwi i ściany, nie tylko nalepkami ACTA, ale także wulgarnymi. Jej pracownice w 20-stopniowym mrozie musiały oczyszczać budynek.
- Nie miałam nic wspólnego z ACTA, bo to przecież europosłowie głosowali nad tą umową - przypomina. - Z tego co wiem, to niektórzy z PO nawet się wstrzymali, a z PiS-u wszyscy glosowali za ACTA. Dlaczego to właśnie mi zaklejono biuro nie znając nawet mojego zdania na temat tej umowy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?