MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poklepał czy uderzył

DANUTA P. MYSTKOWSKA (68) 3248 844 [email protected] Współpraca Grażyna Walkowiak (Radio Zachód)
- Na naszą Darunię czeka w domu miłość - zapewniają Julita i Wojciech Kamińscy. Julita spodziewa się drugiego dziecka.
- Na naszą Darunię czeka w domu miłość - zapewniają Julita i Wojciech Kamińscy. Julita spodziewa się drugiego dziecka. Ryszard Poprawski
"Prosimy o oddanie nam ukochanej córeczki, bo to nie przedmiot, żeby ją przestawiać, tylko żywy nasz aniołek, który potrzebuje serca i miłości"

Julita Kamińska kładzie na stół album ze zdjęciami. Na wszystkich jest Daria, jej córeczka: w kąpieli, na dywanie, z zabawkami. W kwietniu skończyła roczek. - Proszę tylko spojrzeć, czy ona wygląda na zagłodzone, wystraszone dziecko?! - Julita nie kryje zdenerwowania. - Przecież te fotki były robione na kilka dni przez tym, jak ją zabrali.
Darię odebrał Julicie Sąd Rejonowy w Zielonej Górze. I umieścił tymczasowo w pogotowiu rodzinnym. W postanowieniu z grudnia ubiegłego roku sędzia Ewa Blachowska napisała: "(...) Dotychczasowa opieka matki nad dzieckiem budzi niepokój. Dziecko było kąpane co trzy tygodnie, karmione w sytuacji skrajnego wyczerpania płaczem, jego stan zdrowia nie był kontrolowany przez lekarza. Ze względu na zagrożenie życia dziecka sąd postanowił jak wyżej" (czyli umieścił Darię w pogotowiu).

Poklepał czy uderzył

Sędzia Ewa Blachowska nie widziała Darii. - To nie rola sędziego, żeby oglądać dzieci - odpowiada krótko. - Decyzję o umieszczeniu dziewczynki w pogotowiu podjęłam na podstawie między innymi wywiadu środowiskowego dwóch kuratorów. A najważniejszy w tej sprawie był fakt, że wobec niej została zastosowana przemoc, o czym sąd został powiadomiony przez policję. Dołączono protokół zeznania świadka, z którego wynikało, że ośmiomiesięczną dziewczynkę uderzył pijany mężczyzna. Poszukiwaliśmy Darii, bo zniknęła razem z matką.
Pijanym mężczyzną był Wojciech Kamiński, wówczas konkubent Julity, od niedawna jej mąż. - Wypiłem tylko jedno piwo, nie byłem pijany - zaprzecza. - Nigdy nie podniósłbym ręki na Darunię, bo kocham ją jak własne dziecko, choć nim nie jest. Ona płakała, a ja dla uspokojenia tylko lekko ją po pupie poklepałem...
To było w pociągu, w listopadzie ub.r. O rzekomym pobiciu dziecka powiadomił policję jeden z pasażerów. W Sulechowie Julita i Wojciech zostali zatrzymani i przewiezieni z małą na badania do szpitala. - Niczego nie stwierdzono - opowiada Julita. - Policja potem odwiozła nas na dworzec i mogliśmy jechać dalej. Wojtek domagał się, żeby pobrali mu krew, ale policjanci odmówili. Zbadali go tylko alkomatem, wykazał 1,6 promila alkoholu.
O incydencie policja powiadomiła zielonogórski sąd.

Ucieczka z domu

Julita mieszka z matką. O tym, że w listopadzie wybierała się w podróż z córeczką i Wojtkiem, nikomu nie mówiła. - Pokłóciłyśmy się wtedy z mamą - wspomina. - Spakowałam rzeczy swoje, Wojtka i Darii, trzasnęłam drzwiami i uciekłam z domu. Poszliśmy na dworzec i postanowiliśmy pojechać do rodziny w Zaklikowie pod Nowym Sączem. Byliśmy tam kilka dni.
Potem z Zaklikowa trafili do Radnicy pod Krosnem Odrzańskim. Zatrzymali się u znajomych. Do domu nie chcieli wracać. Już wtedy Daria i Julita były poszukiwane przez policję i sąd. I to wtedy sędzia Ewa Blachowska wydała zaocznie decyzję o umieszczeniu dziewczynki w pogotowiu rodzinnym.
- Do Zielonej Góry wróciliśmy drugiego stycznia - wspomina Wojciech Kamiński. - Wtedy dowiedzieliśmy się, że nas szukają. Zadzwoniłem na policję. Kazali nam stawić się w komisariacie na osiedlu Pomorskim.

Widać, że kocha

Kurator Wioletta Miklas pamięta ten dzień. I przyznaje: odbieranie dziecka matce nie należy do miłych obowiązków. Ale taka była wola sądu i tę wolę trzeba uszanować. Kurator decyzji tej komentować nie chce.
Czy Daria była wychudzona i zaniedbana? - Nie jestem lekarzem, by oceniać stan zdrowia. Ale dziewczynka wyglądała dobrze, nie była zaniedbana - mówi W. Miklas. - No, może tylko za lekko ubrana jak na tę porę roku.
Daria została odebrana 5 stycznia w komisariacie na os. Pomorskim. - Przeżyłam szok - mówi Julita. - Pani kurator dała mi do podpisania jakieś pismo i oznajmiła, że zabierają mi córeczkę. Że taka jest decyzja sądu. Byłam zdumiona, bo przecież nic złego nie zrobiłam. Potem pojechałyśmy do pogotowia rodzinnego i tam musiałam zostawić Darunię.
Pogotowiem rodzinnym kieruje Danuta Czytowicz. - Dziewczynka była zadbana, nawet się zdziwiłam, że ją do mnie przywieziono - mówi. - Ale ja nie komentuję decyzji sądu. Nie wiem, jak długo Daria będzie u mnie przebywała. Jej mama może ją odwiedzać, kiedy tylko zechce.
Julita odwiedza córeczkę. Bierze na ręce, przytula, całuje. Widać, że bardzo ją kocha. Potem idą na spacer. Zawsze w obecności pani Czytowicz. - Teraz ja odpowiadam za dziewczynkę i muszę pilnować, by nic się jej nie stało - wyjaśnia szefowa pogotowia.

Pozbawić władzy

Mieszkanie przy ul. Miłej wcale miłe nie jest: duszno, niewielka kuchnia, pokój zastawiony gratami i drugi, w którym jest miejsce jedynie na wersalkę. W takich warunkach żyje pięć osób: Julita z mężem, matką, bratem i młodszą siostrą. Jest jeszcze Daria. - Musimy ją odzyskać - denerwuje się Anna Majchrzak, matka Julity i babcia Darii. - Nie dopuścimy do jej adopcji A tego chce właśnie sąd. Bo sąd uważa, że moja córka nie dojrzała do roli matki. A co sąd może o tym wiedzieć! Sędzia jest młoda, pewnie nie ma swoich dzieci, więc nie rozumie. Dziecko musi być z najbliższymi. Dla takiego maleństwa liczy się tylko serce matki. Uczucia, a nie warunki, w jakich żyje. Czy to, że jesteśmy biedni, znaczy, że nie mamy prawa do szczęścia, do własnej rodziny?!
Na decyzję sądu Julita złożyła zażalenie. Napisała w nim: "Prosimy o oddanie nam naszej ukochanej córeczki Daruni. Bo to nie przedmiot, żeby ją przestawiać, tylko żywy nasz aniołek, który potrzebuje serca, miłości z mojej strony, jak i osób kochających ją".
Sąd zażalenie odrzucił, bo... kobieta nie wpłaciła 15 złotych. - Takie są procedury, nic na to nie poradzę - wzrusza ramionami sędzia Ewa Blachowska.
Tymczasem sąd rejonowy wszczął z urzędu postępowanie o pozbawienie Julity władzy rodzicielskiej nad Darią. - Czekamy tylko na opinię z rodzinnego ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego - dodaje sędzia Blachowska. - Chcemy mieć pewność, że matka daje gwarancje wychowawcze dla swojej córki. Ostateczne rozstrzygnięcie nastąpi pod koniec czerwca, po zebraniu materiału dowodowego.
Julita urodzi niebawem drugie dziecko. Jest w siódmym miesiącu ciąży. - Teraz boję się, że i to maleństwo zechcą mi odebrać - płacze. - A ja przecież tak bardzo kocham dzieci...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska