MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poród jak walka

Magdalena Raduszyńska
Joanna Habura. Ma 42 lata. Ma troje dzieci, mężatka. Mieszka w Zielonej Górze. Interesuje ją wszystko, co jest związane z mamami, dziećmi i brzuchem. Lubi słodycze i kwiaty. Uwielbia, kiedy jest ciepło.
Joanna Habura. Ma 42 lata. Ma troje dzieci, mężatka. Mieszka w Zielonej Górze. Interesuje ją wszystko, co jest związane z mamami, dziećmi i brzuchem. Lubi słodycze i kwiaty. Uwielbia, kiedy jest ciepło. fot. Marek Marcinkowski
Rozmowa z Joanną Haburą, położną, która prowadzi szkołę rodzenia Ksenia w Zielonej Górze

GDZIE SIĘ UCZYĆ

GDZIE SIĘ UCZYĆ

Szkoła Rodzenia "Ksenia", Zielona Góra ul. Wyszyńskiego 30B/9 (Pasaż Handlowy), tel. 605 408 872

- Wspólne rodzenie stało się ostatnio bardzo modne?- Na pewno nie nazwałabym tego modą. Poród rodzinny to coś, co nigdy nie przestało być potrzebne całej rodzinie. To scalenie dzieła, które osiągnęło się właśnie wspólnie. To sposób, żeby nadać temu osiągnięciu ważność. Wspólny poród uświadamia i unaocznia ojcom, jak trudno jest wydać dziecko na świat.

Dlaczego, tak wiele małżeństw decyduje się na rodzinny poród?- To wspólne świętowanie. Oprócz tego, nikt nie da takiego wsparcia jak najbliższa osoba, nigdy też między położną a kobietą w ciąży nie wytworzy się taka więź i zaufanie, jak pomiędzy żoną i mężem. Ważne, żeby personel, który towarzyszy przy takim porodzie pamiętał, że to wydarzenie ma trzech bohaterów: rodziców i dziecko. To oni są najważniejsi, a położna i lekarz, mają uspokajać i w razie komplikacji pomóc.

- Ma pani w pamięci jakieś śmieszne sytuacje z udziałem panów na sali porodowej?- Zabawne jest to, jak mężowie wybierają żonie pozycję, w której będzie lepiej jej rodzić. Często są tak bardzo zaangażowani, że to oni grają pierwsze skrzypce podczas porodu. Mówią, kiedy partnerka ma przeć, a kiedy nie. Podpowiadają, jaką technikę oddechową zastosować. Zdarzały się też takie porody, po których panowie wyraźnie czuli niedosyt. Byli przygotowani na długą walkę, a poszło tak szybko. Jeden pan zemdlał, ale powodem nie były stres i emocje, które towarzyszyły porodowi, tylko rozrusznik serca.

- Ile porodów pani przyjęła?- W 1994 roku obchodziłam swój tysięczny odebrany poród. Od tego czasu już nie liczę.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska