MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prezent na Dzień Kobiet

T. z Gorzowa Wlkp.
Mąż zrobił mi niespodziankę. Z okazji Dnia Kobiet zafundował mi badanie mammograficzne piersi.

Byłam po czterdziestce i z grupy ryzyka. Wspaniale, jaki dbający mąż! - mówiły koleżanki trochę zazdroszcząc, że znalazł się taki jeden, któremu zależy na zdrowiu żony.

Teraz muszę przyznać, że zafundował mi jedno z najgorszych przeżyć w moim życiu.
Na badanie poszłam bez niepokoju, lekko tylko zdenerwowana faktem, że muszę iść do lekarza, a nie za bardzo lubię wizyty w gabinetach lekarskich. Nawet długo nie musiałam czekać w kolejce na badanie, które okazało się bezbolesne, szybkie i przeprowadzone w bardzo miłej atmosferze.

Pielęgniarka, po wszystkim, poprosiła o pozostanie w celu sprawdzenia poprawności wykonania zdjęć. Siedziałam spokojna. Wszystkie panie, które miały badanie przede mną i odczekały te parę minut, wychodziły z poczekalni słysząc słowa: "- Po wynik proszę przyjść za dwa tygodnie". Jakie to proste . Niestety, kiedy przyszła moja kolej, pielęgniarka poprosiła mnie, żebym poszła za nią. Coś we mnie drgnęło - zaniepokoiłam się nie na żarty. Dlaczego mam iść za nią i po co?

Za chwilę dowiedziałam się, że muszę zrobić USG piersi. Z "duszą na ramieniu" zapytałam: - Dlaczego?

W odpowiedzi usłyszałam, że pani doktor oglądając moje zdjęcia piersi coś zauważyła i dla pewności kazała zrobić USG. Ręce mi drżały, kiedy rozbierałam się. Zdjęcie ze siebie swetra, bluzki i biustonosza w tych warunkach okazało się niełatwym zadaniem. Niepokój z sekundy na sekundę narastał we mnie. Kiedy pielęgniarka "jeździła" po moich piersiach aparatem, byłam sparaliżowana strachem. Robiła to bardzo wolno i ze skupieniem. Chwilami czułam, że zemdleję. Serce drgało niesamowicie szybko, w głowie panika. Nie potrafiłam zapanować nad sobą.

Zapytałam się pielęgniarki o to, czy wszystko w porządku z moimi piersiami. Niestety, nie otrzymałam odpowiedzi, jakiej się spodziewałam: "- Ja pani nic nie mogę powiedzieć. Poczeka teraz pani chwilę na poczekalni na panią doktor i ona wszystko pani wyjaśni". Usiadłam na krześle. Czułam, jak świat wiruje wokół mnie. Czułam jak strach, niesamowity strach, paraliżuje mnie z każdą chwilą coraz bardziej. Żeby rozładować napięcie, wstałam i zaczęłam spacerować . Nie pomagało.

W uszach aż tętniło, nogi drżały odmawiając posłuszeństwa. Przez głowę przechodziły mi różne myśli - "Boże tylko nie rak. Nie, tylko nie to. Ja mam jeszcze dla kogo żyć. Mam dwoje dzieci. Ja się wychowałam bez ojca, a bez matki miałyby się wychowywać moje dzieci? Nie tylko nie to!".

Nie wiem, jak długo czekałam, bo każda chwila i tak wydawała się wiecznością, kiedy do świata rzeczywistości przywołał mnie głos wymawiający moje nazwisko. Podeszłam do lekarki i usłyszałam: "- Proszę pani proszę z tymi zdjęciami i opisem natychmiast zgłosić się do Poradni Onkologicznej". Wydawało się, że w jednej chwili zawala mi się mój świat. Nie tylko nie to, nie, tylko nie ja - wbiło mi się w głowę. Wzięłam do ręki szarą, dużą kopertę i zapytałam: "- Przepraszam, a gdzie jest ta poradnia, bo nie mam pojęcia?".

To było zaledwie parę kroków, kroków wiodących mnie do koszmaru, które niestety przeżywa wiele kobiet. W rejestracji usłyszałam, że termin wizyty za trzy miesiące. Nie pomogły moje tłumaczenia, że lekarka kazała mi zgłosić się jak najszybciej. Boże, za trzy miesiące, to może być o wiele za późno! Co robić? Nie mam znajomości! Mąż niedaleko pracował, więc odruchowo swoje kroki skierowałam do jego biura.

Kiedy stanęłam w drzwiach jego gabinetu, wybuchłam płaczem, który dusiłam w sobie. Przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić. Musiałam wyrzucić z głębi serca żal, strach, rozgoryczenie i wszystkie niemiłe uczucia, jakie się w nim przez ostatnią godziny zgromadziły. Kiedy wszystko opowiedziałam mężowi, usłyszałam od niego: "- Nie martw się, będzie dobrze. Damy sobie radę. Przecież wiele kobiet wychodzi z tego".

Tak, tego prezentu i tego dnia nigdy nie zapomnę choć już minęło 7 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska