Mężczyzna ze Słubic ma astmę i kiedy dostaje silnego ataku duszności, potrzebuje pomocy w szpitalu. Tym razem pogotowie przywiozło go na szpitalny oddział ratunkowy w Słubicach około 19.00 w tamten poniedziałek. - Uznano wtedy, że kwalifikuję się do leczenia na oddziale internistycznym, ale ponieważ nie było tam wówczas miejsc, miałem na SOR czekać, aż jakieś się zwolni - opowiadał nam Z. Rogowicz.
Czuł się jak rzecz
Mówi, że po tej decyzji przestano się nim na oddziale ratunkowym interesować. - Minęła noc, przyszedł ranek, potem południe, a ja nie dostałem ani kropli wody, nie mówiąc już o czymś do jedzenia - żalił się nam mężczyzna. - A przecież mam także cukrzycę, muszę o określonych porach jeść i pić - twierdził. Jednak nikt o tym nie pomyślał. Dlatego około 12.00 zaczął się domagać wody i posiłku. - Powiedziałem wtedy pani doktor, że dobry gospodarz, to rano pamięta o tym, żeby psu napełnić miskę wodą, a dla mnie nawet tyle nie zrobiono - opowiadał nam Z. Rogowicz. - Wtedy usłyszałem, że tę lekarkę obrażam, że jestem awanturnikiem.
Zrobili ze mnie pieniacza - dodał. - Ale czy ja nie mam racji? Przecież chodzi mi tylko o ludzkie traktowanie, o to żebym nie czuł się w szpitalu jak porzucona rzecz - mówił nam rozgoryczony mężczyzna. Podkreślał, że w czasie, kiedy był na oddziale ratunkowym było spokojnie, więc pielęgniarki nie miały dużo pracy.
Na oddział internistyczny S. Rogowicz został przyjęty w tamten wtorek po 12.00. Stwierdził, że opowiedział nam swoje przeżycia z SOR-u, żeby zwrócić uwagę personelu medycznego na to, że pod ich opiekę trafiają ludzie i należy ich traktować podmiotowo. - Kiedy wreszcie lekarze i pielęgniarki zrozumieją, że to oni są dla nas, a nie odwrotnie? - pytał mężczyzna.
Dyrektor nie wierzy
O wyjaśnienie tego zdarzenia poprosiliśmy dyrektora słubickiej lecznicy Katarzynę Lebiotkowską.
Potwierdziła nam, że tego dnia karetka przywiozła do szpitala, z objawami duszności, takiego pacjenta. - Po wstępnych badaniach przez dyżurnego lekarza i podaniu niezbędnych leków, o konsultacje został poproszony internista, który uznał, że chory powinien być leczony na oddziale internistycznym - mówiła nam.
- W tym czasie jednak nie było tam wolnych miejsc, dlatego zdecydowano o pozostawieniu tymczasowo pacjenta na SOR, na obserwacji - wyjaśniała. Dyrektor Lebiotkowska tłumaczyła, że tak się postępuje, że może to trwać nawet 48 godzin. - Po podaniu leków u tego pacjenta nastąpiła poprawa, przespał noc i następnego dnia został przyjęty na oddział internistyczny - mówiła szefowa słubickiej lecznicy.
Na pytanie, dlaczego na SOR nie podano choremu ani szklani wody, odpowiedziała, że nie chce jej się w to wierzyć. - Może pacjent o nią nie prosił - stwierdziła. A co do śniadania? - Na szpitalnym oddziale ratunkowym nie podajemy posiłków - twierdziła. Dlaczego? - Ponieważ wtedy pacjent jest w trakcie diagnozowania i nie wiadomo, czy jedzenie nie zaszkodzi, przy tym wiele badań wykonuje się na czczo - mówiła K. Lebiotkowska. - Przecież nie trzymamy pacjentów 2-3 dni bez jedzenia - przekonywała dyrektorka. - Ale ja nie byłem diagnozowany, tylko czekałem na miejsce na oddziale - tłumaczył Z. Rogowicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?