Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez zły przepis starostwo w Międzyrzeczu może stracić 1,8 mln zł!

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
- Nie daruje swoich pieniędzy. Musze kilka dni pracować na 425 złotych, które nadpłaciłem za kartę tego pojazdu - mówi Leonard Kalota z Międzyrzecza.
- Nie daruje swoich pieniędzy. Musze kilka dni pracować na 425 złotych, które nadpłaciłem za kartę tego pojazdu - mówi Leonard Kalota z Międzyrzecza. fot. Dariusz Brożek
Do międzyrzeckiego starostwa wpłynęło już kilkanaście wniosków o zwrot opłat, pobieranych tam w latach 2003-2006 podczas rejestrowania samochodów sprowadzonych z zagranicy. Roszczenia mieszkańców powiatu mogą sięgać nawet 1,8 mln zł!

Przed czterema laty Leonard Kalota z Międzyrzecza kupił w Niemczech używaną furgonetkę. Po przyjeździe do Polski musiał opłacić cło, potem także podatek w fikusie. Na koniec podczas rejestrowania samochodu w starostwie wysupłał z portfela kolejne 500 zł za tzw. kartę pojazdu. Teraz chce wystąpić o zwrot 425 zł. Dlaczego?

- Bo Trybunał Konstytucyjny uznał, że opłaty powinny wynosić tylko 75 złotych. Tymczasem starostwa kasowały po pół tysiąca za każdy samochód. Po orzeczeniu trybunału urzędnicy muszą zwrócić nam nadpłacone pieniądze - mówi.

Chodzi o samochody sprowadzone z zagranicy i rejestrowane pierwszy raz w naszym kraju od drugiej połowy 2003 r. do 15 kwietnia 2006 r. Podstawą było rozporządzenie ministra infrastruktury, które zostało uchylone po niespełna trzech latach rozporządzeniem ministra transportu. Potem Trybunał Konstytucyjny orzekł, że opłata była niezgodna z przepisami i na tej podstawie właściciele aut zaczęli występować o zwrot pieniędzy. Do wydziału komunikacji w starostwie w Międzyrzeczu wpłynęło już kilkanaście wniosków.

- W tym czasie zarejestrowaliśmy ponad cztery tysiące dwieście samochodów. Roszczenia wszystkich właścicieli mogą więc sięgać nawet miliona ośmiuset tysięcy złotych - wylicza Edyta Strychała, naczelnik wydziału komunikacji w międzyrzeckim starostwie.

Pieniądze juz wydali

Pieniądze za karty pojazdów szły na oświatę, remonty dróg i inne inwestycje realizowane przez powiaty. - Zostały wydane, zatem teraz nie mamy z czego ich oddać. Nasze dochody są bardzo skromne. W budżecie nie zaplanowaliśmy pieniędzy na te odszkodowania - zaznaczają samorządowcy.

Tegoroczny budżet powiatu międzyrzeckiego wynosi ponad 48,5 mln zł. Około 90 proc. tych pieniędzy starosta Grzegorz Gabryelski dostaje z Warszawy z przeznaczeniem na utrzymanie szkół, czy domów pomocy społecznej. Budżetowe dziury może latać tylko tzw. dochodami własnymi. To pieniądze, które stanowią udział samorządu w podatkach CIT i PIT płaconych przez mieszkańców. W poprzednim roku wynosiły około pięciu milionów złotych.

- Mamy kryzys. Firmy redukują zatrudnienie, płace zostały zamrożone, dlatego w tym roku wpływy będą jeszcze mniejsze, niż w poprzednim - zaznacza jego zastępca Remigiusz Lorenz.

Fabryka Samochodów Drezdenko

W Lubuskiem zwroty mogą sięgać nawet stu milionów złotych. Ewentualne problemy międzyrzeckich samorządowców to przysłowiowy pikuś w porównaniu z tym, co może się dziać w powiecie strzelecko-drezdeneckim. To lubuskie zagłębie samochodowe. Setki mieszkańców zajmuje się tam sprowadzaniem z zagranicy i remontowaniem używanych aut. Część laweciarzy załatwia również formalności związane z rejestracją i po dokonaniu liftingu wystawiają pojazdy w komisach. Dlatego niektórzy żartują, że pierwsze litery na tablicach rejestracyjnych powiatu FSD oznaczają Fabrykę Samochodów Drezdenko.

W Wielkopolsce w sprowadzaniu z zachodu używanych samochodów i ich pucowaniu na wysoki połysk specjalizują się mieszkańcy Międzychodu. Mariusz Osowski z wydziału komunikacji w starostwie twierdzi, że na razie z wnioskami o zwrot opłat za karty pojazdów wystąpiło kilka osób. Mimo orzeczenia trybunału, starostwa z lubusko-wielkopolskiego pogranicza nie wypłacają pieniędzy. Jeszcze.

- Prowadzimy konsultacje na ten temat. Wysłaliśmy pisma do wielu urzędów. Chcemy się dowiedzieć, jak inni podchodzą do tej sprawy - mówią w Międzyrzeczu.

Urzędy nie ustępują

Jeden z naszych rozmówców zamierza wystąpić z prywatnym pozwem. Mówi, że wygra sprawę w cuglach, bo żaden sąd nie będzie przecież kwestionować orzeczenia TK. Tymczasem L. Kalota zwraca uwagę na fakt, że po sprowadzeniu auta musiał pokonać wiele urzędowych barier. M.in. udowodnić, ile za nie zapłacił.

- Państwo jest bardzo pazerne na pieniądze podatników. A jak popełni błąd, to umywa ręce. Od komuny nic się nie zmieniło. Zamiast kart pojazdów wprowadzono opłaty recyklingowe. Ale dotyczą one tylko samochodów sprowadzonych zza granicy, jakby tych kupowanych w kraju nie trzeba było oddawać na złom - mówi.

Dla powiatów karty pojazdów mogą się okazać przysłowiowym gwoździem do trumny. Dlatego urzędnicy nie zamierzają ustępować. Sprawą zajmuje się m.in. Związek Powiatów Polskich. - Musimy bronić interesów powiatu. To nie my wprowadziliśmy te przepisy, nie możemy więc ponosić za nie finansowej odpowiedzialności. Jeśli zostaniemy zmuszeni do zwracania pieniędzy, wystąpimy o rekompensatę wobec skarbu państwa - zapowiada R. Lorenz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska