Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny skarb czeka w lesie

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
Sigrid Vowinkiel wierzy, że uda się odnaleźć rodzinny skarb. Poszukiwania mają być wznowione niebawem.
Sigrid Vowinkiel wierzy, że uda się odnaleźć rodzinny skarb. Poszukiwania mają być wznowione niebawem. Dariusz Brożek
Latem 1944 Hans Fuss ukrył cenną kolekcję dzieł sztuki z kości słoniowej. Teraz jego wnuczka postanowiła odnaleźć skarb i przekazać do muzeum w Międzyrzeczu.

Hans Fuss miał dwie wielkie miłości. Pierwsza to żona Henriette, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Z pochodzenia była Holenderką. Jej panieńskie nazwisko to Dikkers. W latach 20. uwiecznił ją na rodzinnym zdjęciu anonimowy fotograf. Szczupła szatynka w białej koronkowej bluzce, obok troje dzieci: córka z kokardą na głowie i synowie w krótkich spodenkach. I mąż Hans. Pod krawatem, w garniturze, z fajką w dłoni.

Drugą miłością były wyroby z kości słoniowej z południowo-wschodniej Azji. Zbierał je latami. Figurki bóstw i przynoszących szczęście słoni zdobiły jego dworek w Altenhof. Niektóre oprawione były w srebro, złoto i przyozdobione szlachetnymi kamieniami. Latem 1944 Fuss ratował i rodzinę, i kolekcję przed zbliżającą się ze wschodu wojenną zawieruchą. Żonę, dwoje młodszych dzieci oraz synową z wnuczką wysłał w głąb Niemiec, a sam ze starszym synem Siegfriedem zakopał kolekcję w lesie.

- Figurki ukryli w dwulitrowych słoikach, a potem zakopali je w młodniku - zdradziła nam w środę 70-letnia Sigrid Vowinkiel, wnuczka Fussa.
Jesienią ub. roku Niemka skontaktowała się z Andrzejem Kirmielem, dyrektorem muzeum w Międzyrzeczu. Opowiedziała o rodzinnym depozycie i poprosiła o pomoc w poszukiwaniach. - Skontaktowałem się z wojewódzkim konserwatorem zabytków i wystąpiłem o pozwolenie na badania. Gra jest warta świeczki. Pani Sigrid chce nam przekazać rodzinne zbiory. O ile uda się je odnaleźć - mówi Kirmiel.

Błażej Skaziński, kierownik gorzowskiej delegatury Lubuskiego Urzędu Ochrony Zabytków, zaznacza, że sprawa nie ma precedensu w naszym regionie. - Nie słyszałem, żeby ktoś zgłosił chęć poszukiwań kosztowności ukrytych podczas wojny i w dodatku deklarował przekazanie ewentualnego znaleziska. Wszystkie przedmioty ukryte przed 1945 rokiem są traktowane jako mienie poniemieckie. W przypadku depozytów sprawy własności określa sąd. Nie wolno ich jednak szukać ani wydobywać bez pozwoleń od służb konserwatorskich. Za naruszenie tego przepisu grozi nawet areszt - podkreśla.

Poszukiwania ruszyły w środę. Prace prowadzili eksploratorzy ze stowarzyszenia Perkun z Lubonia pod Poznaniem. Prezes Paweł Piątkiewicz zaznacza, że od kilkunastu lat współpracują z instytucjami naukowymi, m.in. ze stowarzyszeniem Pomost szukają grobów niemieckich żołnierzy, poległych podczas II wojny światowej w Wielkopolsce i na terenie obecnego woj. lubuskiego. Teraz przy pomocy georadaru "prześwietlili" kilkadziesiąt arów lasu. Urządzenie obsługiwał dr Wiesław Nawrocki, który przed kilkoma laty wsławił się poszukiwaniami krzyżackich komturów pochowanych w kryptach katedry w Kwidzynie. Badania i sensacyjne odkrycie odbiły się głośnym echem w całym kraju. - W lesie poszukiwania są łatwiejsze. Piasek jest miękki, więc sygnał jest znacznie silniejszy - tłumaczy.
Eksploratorzy szatkowali poszycie metalowymi szpikulcami, w kilku miejscach zrobili wykopy. Kierowali się mapą przywiezioną przez panią Sigrid. Narysowała ją na podstawie wskazówek ojca i dziadka. Punktem orientacyjnym było skrzyżowanie leśnych duktów i brzoza. - Wtedy tu był młodnik. Słoiki zakopali w dwóch miejscach, na głębokości 40 centymetrów - zaznacza Niemka.
Akcję pilotowali miejscowi leśnicy. Radosław Staszyński z nadleśnictwa w Świebodzinie zapewnia, że od czasów wojny nie prowadzono tu żadnych zrębów. - Te sosny mają ponad 70 lat. Wyglądają na młodsze, bo ziemia w tych okolicach jest słaba. Nikt z nas nie słyszał, żeby odkryto tu jakieś skarby - dodaje.

Poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Dyrektor muzeum podkreśla, że to zaledwie pierwsza odsłona badań. - Będziemy je kontynuowali. Pozwolenie mamy do 18 czerwca - zapowiada.

Uczestnicy proszą, by nie zdradzać miejsca ukrycia rodzinnego depozytu. Boją się poszukiwaczy skarbów, którzy z wykrywaczami metalu penetrują pobojowiska z czasów wojny i ruiny leśnych osad. - Jeśli zlokalizują to miejsce, od razu rozpoczną się tu wielkie wykopki - mówi archeolog Małgorzata Pytlak z Gorzowa, która nadzorowała prace.

Skąd Fuss miał pieniądze na kosztowne hobby? Był zarządcą rodzinnych majątków w Altenhof i Kutschkau, czyli obecnym Starym Dworze i Chociszewie w gm. Trzciel. W czasie wojny był oficerem niemieckiej armii. Latem 1944 doskonale wiedział, że Rzesza przegra, choć hitlerowska propaganda karmiła rodaków bajkami o "cudownej broni". Swoje zbiory ukrył kilka kilometrów na zachód od rodzinnego Altenhof. Dlaczego tak daleko? Wnuczka ma swoją teorię na ten temat.

- Dziadek był przekonany, że Polska wróci do granic sprzed drugiego rozbioru, kiedy należał do niej cały obecny powiat międzyrzecki. Świebodziński znajdował się już w Prusach. Dlatego ukrył zbiory kilka kilometrów na zachód od Paklicy, która w XVIII wieku była rzeką graniczną. Miał nadzieję, że po zakończeniu wojny wróci i będzie mógł je odkopać - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska