Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard przyjaciel

TATIANA MIKUŁKO [email protected]
Przy budzie obok poczty nie ma dziś żadnego psa. Pani Lidia zabrała następcę Rokisia do domu. W urzędzie pocztowym pozostały rzeczy kundelka: smycz i przysmaki.
Przy budzie obok poczty nie ma dziś żadnego psa. Pani Lidia zabrała następcę Rokisia do domu. W urzędzie pocztowym pozostały rzeczy kundelka: smycz i przysmaki. TOMASZ GAWAŁKIEWICZ
- Wytargał go z budy, pies ociągał się, nie chciał iść. Jakby czuł, że czeka go śmierć - mówi Lidia Witecka-Kanaś. - A taki był sympatyczny. Zawojował mnie.

Rokiś (właściciele wołali za nim Kulka) był zwyczajnym kundlem. Brązowy, na wysokich łapach, z lekko oklapniętymi uszami. Pani Lidia widziała go z okien urzędu pocztowego, w którym pracowała. Pies należał do sąsiadów.
- Trzymali go przy budzie na sznurku - opowiada mieszkanka Żagania. - Niewygodnie mu było. Szyję ciągle trzymał wyciągniętą ku górze. Kupiłam mu łańcuch, by miał komfort. Chodziłam dokarmiać. Rokiś najbardziej lubił kostki, skrawki kiełbasy i karmę. Dałam mu garnek na wodę, bo ten, z którego pił był dziurawy.

Ryszard przyjaciel

Właściciele psa nie czynili pani Lidii wyrzutów, że nadskakuje ich zwierzęciu. Jednak uczepili go ponownie na powrozie.
- Spytałam, gdzie jest łańcuch - wspomina pracownica poczty. - Odpowiedzieli, że złodziej w nocy ukradł. Jak ktoś obcy mógłby ściągnąć obrożę z psa? Puściłam go wolno. Nie chciałam, by się męczył.
Rokiś większość czasu spędzał na zapleczu poczty. Dopóki pani Lidia nie skończyła pracy, nie odstępował jej na krok. Zaprzyjaźnił się nawet z urzędowym kotem Ryszardem.
- Gdy przez kilka dni Rokiś się nie pojawiał, zaczęłam pytać o niego dzieci - opowiada żaganianka. - Powiedziały, że psa potrącił samochód. Znalazłam go w komórce u sąsiadów. Był zziębnięty, skowyczał, nie miał wody ani jedzenia.
Przez kilka dni pies leczony był zastrzykami. Nie mógł chodzić, sikał krwią. W nocy pani Lidia budziła się co trzy godziny i na rękach wynosiła go na dwór, by się załatwił. Gdy trochę wydobrzał, zaczął dokuczać dwóm psom swojej pani.
- Nie mogłam go zatrzymać, bo nie potrafił zgodzić się z Gackiem i Kubą - tłumaczy pani Lidia. - Poza tym, mam jeszcze cztery koty: Tarka, Szymona, Tolego i Pucika. To dosyć jak dla mojej rodziny.
Rokiś na nowej smyczy trafił ponownie do dawnych państwa w Miodnicy.

Dzieci kopały dół

W niedzielę palmową u ludzi mieszkających obok poczty (nie zgodzili się na ujawnienie nazwiska) był chrzest ósmego dziecka. Jeden z gości przyniósł psa w prezencie. Na drugi dzień to on stał uwiązany przy budzie zamiast Rokisia.
- Wypytywałam miejscowych, co stało się z psem - mówi pani Lidia. - Jedna z dziewczynek widziała jak jego pan wytargał go z budy i zaciągnął do szopki. Rokiś nie chciał iść, opierał się. Potem, sąsiedzi, którzy mieszkają nad pocztą zauważyli, że jego dzieci kopią dół w sadzie. Spytali po co. Nic nie odpowiedziały. Oni zabili Rokisia!
Pani Lidia zadzwoniła na policję. Tydzień temu w piątek przyjechali z nakazem przeszukania posesji wydanym przez żagańską prokuraturę. Odkopali Rokisia. Karawan zawiózł go do zakładu pogrzebowego. Czeka tam na weterynarza, który stwierdzi, jak zginęło zwierzę.

Wielkie sprawy

Właściciele Rokisia są zdziwieni całym zamieszaniem.
- Ludzi się zabija i nikt o tym nie mówi, a tu afera z powodu psa - woła mieszkanka Miodnicy. - Może mąż i zabił. Nie wiem, czy powiesił, czy co. Każdy robi jak chce. We wsi nikt nie ma pieniędzy, by z psem po weterynarzach jeździć. On już u nas nie chciał jeść. Po co mielibyśmy go trzymać. Gdybym wiedziała, że mąż chce go uśmiercić, to bym nie pozwoliła. My o psie nie rozmawialiśmy.
Zbigniew Wierobiej, sąsiad właścicieli Rokisia nie wie jak zginął kundel.
- Myślę, że oni nie byliby w stanie zabić zwierzaka - dodaje. - Pani Lidia za bardzo się wtrąca. Ona nie tylko Rokisia dokarmiała. Inne psy we wsi też, ale ją ludzie pogonili. Głupia jest za zwierzętami.
Pracownica poczty nie może uwierzyć w podejście ludzi do zwierząt.
- Przyszła do mnie pani i powiedziała, że sama kiedyś kota tłukła - zdradza żaganianka. - Ludzie tu nie wiedzą, że tak nie można, że to przestępstwo. Zadzwoniłam przed świętami do naszego proboszcza z Dzietrzychowic, by kazanie na temat miłości do zwierząt wygłosił. Opowiedziałam mu o Rokisiu, a on na to, że w wielkim tygodniu nie będzie ustanawiał dnia dobroci dla zwierząt, bo w tym tygodniu wszystko jest wielkie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska