MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ryzykowali na balkonie

ARTUR MATYSZCZYK 0 68 324 88 64 [email protected]
- Nasze życie byłoby zupełnie inne gdyby nie bliskość amfiteatru - twierdzą Zofia i Jerzy Skrzypkowie, stojąc na sławnym wśród sąsiadów balkonie na dziesiątym piętrze.
- Nasze życie byłoby zupełnie inne gdyby nie bliskość amfiteatru - twierdzą Zofia i Jerzy Skrzypkowie, stojąc na sławnym wśród sąsiadów balkonie na dziesiątym piętrze. TOMASZ GAWAŁKIEWICZ
Żaden budynek nie pisał tak mocno historii życia lokatorów jak wieżowiec przy amfiteatrze. Dzięki jego położeniu mieszkańcy do dziś czują się uczestnikami wielkiej historii. I żałują, że teraz za oknem jest tak smutno i cicho.

Zofia Skrzypek mieszka na dziesiątym piętrze wieżowca przy ul. Ptasiej 42. Kiedy prosimy ją o chwilę wspomnień z świetności amfiteatru otwiera drzwi na oścież. I zamaszystym gestem zaprasza nas do środka. Bo o amfiteatrze mogła by rozmawiać bez końca. Dlatego idziemy razem na balkon.

Ryzykowali na balkonie

- Z nutką żalu wspominam czasy, kiedy tu tętniło życie - mówi pani Zofia z łezką w oku. - Wie pan, że czasami na moim balkonie stało nawet osiem osób? Mimo tego, że ponoć bezpieczeństwo kończyło się na sześciu. Ryzykowaliśmy.
Balkon pani Zofii starsi sąsiedzi wspominają do dziś. To właśnie na nim spotykali się ci, którzy mieszkali na niższych piętrach. Ze swoich domów mogli jedynie posłuchać występu muzycznych gwiazd na Festiwalu Piosenki Radzieckiej a potem Zjednoczonej Europy. A czasem samo słuchanie nie wystarczało. Chcieli gwiazdy zobaczyć. Wtedy przenosili się do sąsiadów na górze. Z balkonu na dziesiątym piętrze widok na festiwalową scenę był doskonały.

Byli i nieproszeni goście

- Ale ja kocham ten widok nie tylko za amfiteatr. Tam rozpościera się Kożuchów, na prawo Nowa Sól, widać Zawadę, działki na Jędrzychowie - zachwyca się krajobrazem ze swojego mieszkania Jerzy Skrzypek. - Choć naszych gości przyciągał głównie festiwal. Ludzie przychodzili, pukali do drzwi, pytali czy mogą skorzystać z... balkonu. Czasem jak ktoś obcy wszedł do domu, rozsiadł się na balkonie, to ciężko go było wyprosić. Pozostało nam tylko robienie kawy niespodziewanym gościom.
O przeszłości lokatorzy wieżowca opowiadają z błyskiem w oku. Kiedy amfiteatr tętnił życiem oni czuli się częścią wielkiego świata, wielkiej historii.

Skarby pod sceną

- Mój mąż budował świetność tego miejsca - chwali się pani Renata z drugiego piętra. I wyciąga zdjęcie swojej córki Kasi. Fotografię zrobił 18 lat temu fotoreporter "GL" Tomasz Gawałkiewicz, który znów zawitał u rodziny. Mama i córka doskonale pamiętają tamtą chwilę. - To były czasy - wspomina Katarzyna, dziś dorosła, 23-letnia kobieta.
- Tato pracował w amfiteatrze. A ja codziennie do niego biegałam. Z koleżankami szukałyśmy skarbów pod sceną. Teraz z amfiteatru wieje pustką i martwotą. Szkoda.
Kobiety rozmawiając, co chwilę spoglądają za okno. Jakby szukały chwil z przeszłości. Radości, której kiedyś za oknem było pełno.

Gdzie Jasiu miał prawą rekę?

Nawet ci, którzy na czas festiwalu wyjeżdżali na wakacje, dziś chcieliby, żeby amfiteatr ożył. - Czasem mieliśmy dość. Szczególnie reżyserzy podczas festiwalowych prób byli uciążliwi. Do dziś pamiętam jak o czwartej nad ranem jeden z nich przez głośnik się wydzierał: Jasiu daj reflektor na prawą stronę! Jasiu, a gdzie ty k... masz prawą rękę? Klęli, klęli. Spać nie dawali. Szczególnie jak Stockinger ojciec nad ranem setny raz śpiewał na cały głos swoje hity. Ale wesoło było... - wspomina z uśmiechem Krystyna Cieśla.
Większość mieszkańców nie ma wątpliwości. Amfiteatr kreował ich życie. Ludzie nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby w przyszłości było tak samo...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska