MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rzemiosło ma duszę

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Krzysztof Hnat prowadzi Zakład Tartaczno-Stolarsko-Budowlany w Konradowie. Żona Wiesława, synowie Arkadiusz (34 lata) i Bartosz (29). Lubi pływać wpław w swoim stawie. Kiedyś grał w piłkę nożną, dziś ją wspiera i kibicuje (fot. Mariusz Kapała)
Krzysztof Hnat prowadzi Zakład Tartaczno-Stolarsko-Budowlany w Konradowie. Żona Wiesława, synowie Arkadiusz (34 lata) i Bartosz (29). Lubi pływać wpław w swoim stawie. Kiedyś grał w piłkę nożną, dziś ją wspiera i kibicuje (fot. Mariusz Kapała)
Rozmowa z Krzysztofem Hnatem, prezesem Izby Rzemieślniczej i Przedsiębiorczości w Zielonej Górze.

- Czym różni się przedsiębiorca od rzemieślnika?

- Przedsiębiorcą może być każdy, kto pójdzie do urzędu gminy i zarejestruje działalność gospodarczą. Rzemieślnik powinien mieć uprawnienia do wykonywania fachu. Musi wobec tego kształcić się zawodowo, zdać egzaminy, czeladniczy, potem mistrzowski. A żeby kształcić innych, mieć uczniów, musi uzyskać uprawnienia pedagogiczne.

- Są zatem różnice, a przecież wasza Izba skupia jednych i drugich. Dlaczego?

- Izba obejmuje południową część województwa, należą do niej cechy z Sulechowa, Świebodzina, Krosna, Żar, Żagania, Nowej Soli i Wschowy oraz spółdzielnie pracy ze Świebodzina i Żar. Jednak nie każdy z członków cechów ma ochotę lub możliwości kształcić uczniów. Zajmuje się tylko działalnością gospodarczą, jest przedsiębiorcą. Dlatego niedawno dodaliśmy do nazwy Izby „przedsiębiorczość”.

- Kształcenie młodych kadr jest ważne?

- Rzekłbym bardzo ważne, bo dzięki temu rzemiosło istnieje i rozwija się.

- Jaka jest skala kształcenia młodych rzemieślników?

- W zeszłym roku egzamin czeladniczy zdało w naszej Izbie 520 uczniów, natomiast 70 czeladników uzyskało tytuł mistrza i podobna ilość zdobyła uprawnienia pedagogiczne. Średnio w rzemiośle kształci się w tej części regionu ok. 1.200 do 1.400 uczniów, dodajmy: w systemie szkoły zawodowej.

- Czy nadal, jak to ongiś bywało, żeby zostać czeladnikiem, mistrzem trzeba wykonać dzieło i przedstawić starszym cechu?

- Oczywiście! Nazywamy to zadanie również sztuką, nigdy zaś pracą egzaminacyjną. Bo w sztuce, w dziele jest cząstka duszy rzemieślnika, dzięki niemu ów wyrób żyje.

- Jak wygląda proces kształcenia w rzemiośle?

- Zaczynamy od absolwentów gimnazjów. Mamy zatem młodego człowieka, który decyduje kim chce być, fryzjerem, kowalem, mechanikiem samochodowym. Idzie na naukę do zasadniczej szkoły zawodowej, gdzie uczy się teorii i ma praktykę w warsztacie rzemieślniczym. Trwa to trzy lata. Na koniec nauki rzemieślnik-opiekun wysyła pismo do Izby, że uczeń jego gotów zdawać egzamin czeladniczy.

- Przed starszymi cechu?

- Istnieje specjalna komisja. Musi stanąć przed nią i przedstawić dzieło, a potem zdać egzamin teoretyczny, pisemny i ustny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze zostaje czeladnikiem. Otrzymuje dokument zaświadczający jego kwalifikacje. Ma wtedy dwie drogi: zostać w rzemiośle i przez trzy lata doskonalić się, żeby zostać mistrzem lub otworzyć własną działalność.

- Wybrał drogę mistrzowską. Co wtedy?

- Trzy lata pracy u mistrza, znowu egzaminy teoretyczne i znowu wykonania dzieła, ale o wiele trudniejszego. Gdy mu się powiedzie ma prawo zdać jeszcze egzamin pedagogiczny i po otwarciu własnego warsztatu szkolić uczniów.

- Warto być mistrzem?

- Warto! Z powodów prestiżowych, ale i materialnych. Dokumenty wydane przez Izbę są uznawane bez nostryfikacji na zachodzie Europy. Co zwykle oznacza lepszą pracę.

- Jakich rzemieślników jest u was najwięcej, a jakie zawody uznawane są za wymierające?

- Przodują fryzjerzy, mechanicy samochodowi, budowlańcy, nieźle jest w spożywce, gastronomii. Natomiast z tymi wymierającymi zawodami nie jest tak prosto. To media lubią pisać o wymierających. Lecz nie byłoby tak, gdyby powiedzmy zegarmistrzowie, szewcy, mieli następców. Ale jak tu uczyć kogoś, jeśli siedzi się w klitce dwa na dwa metry? Tych ludzi nie stać na duże metraże. Dlatego odpuszczają. Kółko się zamyka.

- A może ludzie nie potrzebują już szewca, zegarmistrza, nie mówiąc o stelmachu, zdunie, bednarzu?

- Wiem, są gotowe buty, są tanie zegarki, kominki do kupienia w markecie. Jednak znam świetnego szewca w Nowej Soli, do którego ustawiają się kolejki. Bo Polacy często wolą mieć na nogach coś solidnego zamiast papierowych butów.

- Może rzemieślnicy nie potrafią się zareklamować? Albo ich nie stać na reklamę i tak tracą klientów?

- Dziś przed rzemieślnikiem stoi dylemat: być fachowcem czy menedżerem. Niestety, działalność gospodarcza wymaga załatwiania setek spraw administracyjno-skarbowych. Nie każdy to lubi i nie każdy potrafi. I zwykle nie stać dobrego, ale drobnego fachowca na zatrudnienie księgowej czy firmy obsługującej. Tak samo nie stać na reklamowanie się.

- Wygląda na to, że rzadkie zawody, te które określamy jako wymierające, nie mają wielkich szans w gospodarce kapitalistycznej, prawda?

- Nie powiedziałbym, bo tam, gdzie jest piekarz, fryzjer, sprzedawca, kucharz, to ludziom w pobliżu nigdy nie będzie źle. Stara zasada. Jednak niektórych zawodów nie powinno się zupełnie zostawiać samych sobie. Potrzebne jest wsparcie państwa, czego u nas brak.

- Dziękuję.

Czytaj też: Izba Rzemieślnicza i Przedsiębiorczości w Zielonej Górze ma 60 lat

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska