- A tu patrzę w pojemniku wśród śmieci leży pies. Najwyraźniej był ranny, bo nie mógł się poruszyć. Nie widziałem co robić, więc poszedłem do straży miejskiej. A tam nie było nikogo, drzwi zamknięte na głucho - opowiada Karwowski.
Czytelnik zwrócił się do naszej gazety z prośbą o pomoc. Zawiadomiliśmy Kazimierza Bara, kierownika miejskiego schroniska dla zwierząt. Powiedział nam, że nic nie pomoże, bo placówka nie ma transportu, a właściwie on jest na zwolnieniu lekarskim i odesłał nas do księgowej. Dodał, że być może rannym zwierzakiem zaopiekuje się lekarz weterynarii, który ma umowę z miastem na takie interwencje. - Nie mam żadnej umowy z miastem - zdziwił się Janusz Depczyński, lekarz weterynarii. - Proszę dzwonić do straży miejskiej albo policji, bo ja nie mam transportu.
Po naszej interwencji jednak weterynarz zainteresował się losem chorego psa. Przyjechał na miejsce zdarzenia, wyciągnął psa i zbadał go obok pojemnika na śmieci. Z badań wynikało, że zwierzak ma prawdopodobnie złamaną miednicę. Okazało się, że pies nie ma czipa, czyli nie figuruje w ewidencji. - Gdyby miał właściciela, to być może zadecydowałby o operacji. W tej sytuacji wyjście jest tylko jedno - uśpić psa. Takich przypadków mam przynajmniej raz w tygodniu - stwierdził Depczyński. Potem wezwał Janusza Lewandowskiego ze Złotnika, który zajmuje się utylizacją padłych zwierząt. Bo uśpiony pies musi być zutylizowany.
- Bez pomocy gazety nie udałoby się sprawy załatwić. A ja nie mogłem zjeść spokojnie śniadania, tak skowyczał pies - powiedział na końcu Stanisław Karwowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?