W pożarze, który wybuchł w popegeerowskim domu w Dobroszowie Wielkim, zginął mieszkający w nim 56-letni Antoni M.. Nikt inny na szczęście nie ucierpiał.
- Przerażona siostra kilka razy próbowała wejść do środka, żeby ratować brata, ale dym na to nie pozwalał. Zadzwoniła więc od sąsiadki po pomoc - dodaje Wacław Marcinkiewicz.
Na miejsce pożaru przyjechały cztery jednostki straży pożarnej, pogotowie ratunkowe i energetyczne oraz patrol policji.
Ogień wydobywal się już z dachu budynku. Na szczęście udało się nie dopuścić do tego, żeby przeniósł się też na mieszkanie siostry ofiary. Lekarz pogotowia ratunkowego stwierdził zgon mężczyzny. Na miejscu tragedii zjawił się też zespół prokuratorski.
- Jak tylko siostra zadzwoniła, że u Antka się pali, natychmiast przyjechałem - dodaje Wacław Marcinkiewicz, mieszkaniec Drągowiny - Z tego co wiem, brat leżał przy drzwiach. Pewnie próbował wydostać się na zewnątrz. Być może coś się zajęło od piecyka elektrycznego i ogień poszedł do góry. A może przyczyną pożaru był niedopałek, brat palił.
- Szkoda człowieka, znałem go, grzeczny był, uczynny, dorabiał sobie naprawiając różne sprzęty, taka "złota rączka" - mówi były mieszkaniec wsi, dziś mieszkający w Nowogrodzie Bobrzańskim Bogusław Dziekciarz.
W mieszkaniu Antoniego M. wszystko jest czarne od ognia i zalane wodą.
- Spaleniu uległo wyposażenie pokoju, strop oraz część dachu krytego papą - mówi sekcyjny Robert Buczek z miejskiego stanowiska kierowniczego PSP z Zielonej Góry. - Nie wiemy jeszcze, co było przyczyną pożaru.
Straty wyceniono wstępnie na ok. 100 tys. zł. Naprawy, a właściwie wymiany, wymaga m.in. dach budynku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?