Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skąd się bierze fenomen Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?

Rafał Krzymiński 68 324 88 44 [email protected]
Prof. Stefan Konstańczak jest kierownikiem zakładu etyki w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Filozof. Zajmuje się etyką, aksjologią i bioetyką.
Prof. Stefan Konstańczak jest kierownikiem zakładu etyki w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Filozof. Zajmuje się etyką, aksjologią i bioetyką.
- Człowiek dobry ma jedną wadę: myśli, że wszyscy wokół niego są też dobrzy i wrażliwi. Święty Franciszek współcześnie byłby wytykany palcami, jako niegroźny dziwak i ekscentryk - mówi prof. Stefan Konstańczak z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

- Co to jest dobro?
- To najtrudniejsze pytanie dla filozofa. Koncepcji jest oczywiście wiele. Można się pokusić jednak o prostą i powszechną definicję. Dobro to wszystko, co doskonali człowieka. Zło zaś to wszystko, co przeszkadza mu w rozwoju osobistym i w osiągnięciu szczęścia i harmonii. Utylitaryści mówili, że dobro musi przynieść korzyść, pomnożenie majątku, wiedzy. Ale mnie jest bliższa teza, że prawdziwie dobry czyn musi być bezinteresowny.

- A czy dziś stać nas na taką bezinteresowność?
- Ludzie przede wszystkim muszą żyć, a dopiero potem filozofować. Innymi słowy cała nasza egzystencja jest nastawiona na to, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo: osobiste, materialne. I większość naszych indywidualnych działań wynika z pobudek egoistycznych. Współczesny człowiek żyje z dnia na dzień, nie ogląda się za siebie. Widzi tylko czubek własnego nosa, bo wierzy, że tylko to zapewni mu sukces.

- No właśnie, czy nie jest przypadkiem tak, że zachłysnęliśmy się wszyscy "american dream"? Marzymy o luksusowym aucie i domu z ogródkiem?
- W filozofii istnieje koncepcja człowieka jednowymiarowego. System robi wszystko za niego. Jest trybikiem wielkiej maszyny. Nie wychyla się. Nie myśli o wewnętrznym doskonaleniu, nie czyta książek, nie rozmyśla. Jego cele są zgodne z powszechnie obowiązującym obrazem rzeczywistości, a aspiracje podtrzymują system, niczym respirator. I brak tu miejsca na wyższą refleksję.

- Wystarczy włączyć telewizor i już mamy pewność, że sukces to kasa.
- Rzeczywiście można odnieść takie wrażenie, że jednostki, które nie dotrzymują kroku, są przegrane. Pogoń za dobrami materialnymi nie jest receptą na wyjście z kryzysu, z jakim się obecnie zmagamy. Same pieniądze szczęścia nie dają. Bardzo łatwo to zmierzyć. Socjolodzy przeprowadzili kiedyś badania zależności szczęścia indywidualnego od ilości posiadanych pieniędzy. W USA jest to suma mniejsza niż milion dolarów. Miliarderzy już nie są szczęśliwi, bo boją się, że stracą cały majątek, że ktoś ich wyprzedzi. A swoje dzieci wysyłają do szkoły jedynie w towarzystwie dwóch ochroniarzy.

- Ale nadal nie wiem, gdzie tu miejsce na dobro.
- Zaraz do tego dojdziemy. Wybitny polski filozof Henryk Elzenberg mówił, że są ludzie, którzy mają wyższe cele, i nazwał ich arystokracją ducha. Nie myślą o korzyściach własnych, bo im to nie wystarcza. A swoją pomyślność wiążą z pomyślnością innych. Dzięki nim nasza cywilizacja i kultura idą do przodu. Ludzie ci zapewnili już sobie bezpieczeństwo i nie zadowolą się wyłącznie konsumowaniem dóbr.

- Dla wielu osób człowiek dobry to frajer.
- To powszechne odczucie społeczne. Człowiek dobry i bezinteresowny to frajer, naiwniak i - jak to mówiła młodzież za moich czasów - jeleń, którego do woli można kantować. Bo się nie poskarży, nie zaprotestuje, a jeszcze nadstawi drugi policzek. I tym samym można go wykorzystać do własnych celów. Człowiek dobry ma jedną wadę: myśli, że wszyscy wokół niego są też dobrzy i wrażliwi. Święty Franciszek, gdyby przyszło mu żyć w naszych czasach, byłby wytykany palcami, jako niegroźny dziwak i ekscentryk.

- To skąd się bierze fenomen Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
- W chwilach zagrożenia porzucamy egoistyczne cele i działamy w imię wyższych racji, w interesie społecznym. A mówiąc mniej górnolotnie dostrzegamy, że wokół nas są ludzie potrzebujący wsparcia. Klasycznym przykładem jest zachowanie żołnierza podczas wojny, który własnym ciałem przykrywa bunkier, aby uratować kolegów. Na podobnej zasadzie tysiące wolontariuszy skrzykniętych przez charyzmatycznego Jurka Owsiaka pod szczytnym hasłem pomaga chorym dzieciom. Dla konsolidacji społeczeństwa ważne są właśnie takie zachowania solidarnościowe. Na Przystanku Woodstock młodzi potrafią funkcjonować razem. I takie doświadczenia przygotowują ich do walki z przeciwnościami, do życia we wspólnocie. I to najprostsza droga do czynienia dobra.
- To optymistyczny obraz młodzieży.
- Współcześni 20-latkowie są o wiele bardziej konserwatywni niż ich rodzice. Wierzą w takie wartości, jak dom, praca i rodzina. Nie buntują się. Nie chcą przewracać świata do góry nogami. Choć mają przecież ku temu niemałe powody. Sytuacja na rynku pracy jest dramatyczna. Oni wolą zakasać rękawy i wyjechać za granicę niż dołączyć do garstki oburzonych. Chcą znaleźć swoją enklawę bezpieczeństwa, kupić mieszkanie...

- Ale to nie tłumaczy, dlaczego wychodzą z puszkami na ulice.
- Są młodzi. Rozpiera ich energia i muszą ją jakość spożytkować. Część z nich robi to z nudów. Ich rodzice całymi dniami pracują i nie mają dla nich czasu. Chcą też być przydatni, pokazać, że potrafią coś zrobić.

- A nie robią tego, aby potem lepiej zaprezentować się w CV? Ludzie, którzy działają społecznie, są dobrymi organizatorami. Dla pracodawców to zaleta.
- Dla niektórych osób pewnie jest to dobra motywacja. Ale generalnie młodzi nie są jeszcze częścią tego schematu myślenia. Są nastawieni bardziej idealistycznie, nie kalkulują. Instynktownie czują, że mnożenie zer na koncie nie jest gwarancją dobrego, czyli szczęśliwego życia. I dlatego zdobywają po dwa fakultety, działają w organizacjach charytatywnych. Choć jak dorosną, będą funkcjonować na podobieństwo rodziców.

- No i zepsuł pan taką ładną puentę.
- Może jest w tym jakaś zbiorowa mądrość zapisana w genach, w końcu musimy przetrwać. Ale powiem coś na pocieszenie. Gdyby tylko działania egoistyczne zapewniały sukces, to ludzie jako gatunek już dawno by wymarli. Trwanie cywilizacji i rozwój społeczny zapewnia tylko altruizm, bezinteresowne pomaganie innym. Pomniki przecież stawia się altruistom, a nie egoistom. Warto jednak dodać, że jedynie ludzi silnych stać na pomoc innym. Skrajni egoiści z punktu widzenia ludzkości to ludzie słabi, bo nie mają innym nic do zaoferowania.

- Czyli mimo wszystko warto być dobrym?
- Z pragmatycznego punktu widzenia nie zawsze, niestety, opłaca się być dobrym, pracowitym i mówić prawdę. W indywidualnym życiu nie zaszkodzi odrobina zdrowego egoizmu, ale w społecznym warto i trzeba być altruistą.

- Dziękuję.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska