Jeszcze nie rozpoczął się żużlowy sezon 2020, a Stal Gorzów już zastanawia się, jak zatrzymać Bartosza Zmarzlika na rok 2021 i kolejne. I bardzo dobrze, że się zastanawia, bo chętnych na wyciągnięcie mistrza świata z macierzystego klubu z pewnością nie zabraknie. Podchody będą zakrojone na szeroką skalę, znając życie, znajdzie się też sporo „dobrych wujków”, skłonnych bez opamiętania podbijać stawkę i podsypywać coraz grubszym makaronem.
Przeczytaj też:
Nowa nazwa stadionu "opłaci" Zmarzlika? Czy bilety zdrożeją?
Jednym z pomysłów Stali na zorganizowanie dodatkowych pieniędzy jest udostępnienie sponsorowi miejsca w nazwie stadionu w Gorzowie. Nie da się ukryć, że wywołuje to kontrowersje wśród kibiców, bo przecież obiekt nosi imię Edwarda Jancarza. I w świadomości fanów „Jancarzem” pewnie pozostanie na wieki. Żeby była jasność: nikt w klubie nie zamierza wyrzucać patrona z nazwy stadionu - chodzi o to, by znalazło się także miejsce dla ewentualnego sponsora. Zerknąłem na wyniki sondy na naszej stronie internetowej: 56,25 proc. głosujących było przeciw udostępnieniu nazwy, a 43,75 proc. opowiedziało się za. Myślę, że wyglądałoby to zgoła inaczej, gdyby zapytać, czy szukając dodatkowych pieniędzy, lepiej umieścić sponsora w nazwie obiektu, czy może podnieść ceny biletów...
Trzeci tydzień stycznia zakończył się smutnymi wiadomościami dla żużlowego środowiska w naszym regionie. Zmarł Alfred Krzystyniak, brat bliźniak Jana - obaj zaczynali karierę pod koniec lat 70. w Falubazie Zielona Góra, z którym wywalczyli tytuł drużynowego mistrza Polski w latach 1981 i 1982 (Jan także w 1985). Alfred został pochowany na cmentarzu w Ochli. Nie będę się rozpisywał, dlaczego odszedł tak szybko, bo w wieku 62 lat. Zacytuję jego kolegę z toru: „Całe życie miał skręcać w lewo, a skręcił w prawo...”. Z kolei Gorzów w poniedziałek, 20 stycznia, pożegnał Andrzeja Flinika, który przez lata na meczach Stali był sędzią wirażowym, asystentem sędziego, kierownikiem parku maszyn, podprowadzającym i kierownikiem startu. A w Zielonej Górze - znanym bokserem miejscowej Gwardii. "Chodził" w wadze papierowej.
Ze zgrozą obserwuję wielkie linczowanie Maksyma Drabika, jakie już od ponad tygodnia odbywa się w internecie. Przerażają mnie teksty nie tylko kibiców, ale też niektórych osób przedstawianych jako eksperci. Ludzie ci grzmią, że na młodego żużlowca Sparty Wrocław, dwukrotnego mistrza świata juniorów, powinna spaść najdotkliwsza z możliwych kar, czyli czteroletnia dyskwalifikacja za złamanie przepisów antydopingowych. Chodzi o to, że kilka dni przed rewanżowym meczem finału ekstraligi Drabik przyjął 500 ml „kroplówki” (fachowo mówi się o infuzji, iniekcji). Tak duża dawka, podana poza warunkami szpitalnymi, jest zabroniona.
Chyba warto zrozumieć albo chociaż przyjąć do wiadomości, że Maksym Drabik będzie odpowiadał wyłącznie za złamanie przepisów antydopingowych. Wyłącznie!
Oczywiście, przy okazji dopingowej nagonki przypomina się inne grzeszki zawodnika: że cwaniaczy, że gwiazdorzy, że nie rozmawia z niektórymi dziennikarzami, że ze swojego teamu usunął ojca, że jest skonfliktowany z trenerem kadry Polski Markiem Cieślakiem, że w „pewnych” okolicznościach przedstawiał zwolnienia L4... Tak się składa, że Drabik i Sparta nie są także moimi ulubieńcami. Ale chyba warto zrozumieć albo chociaż przyjąć do wiadomości, że chłopak będzie odpowiadał wyłącznie za złamanie przepisów antydopingowych. Wyłącznie!
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?