Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straszne męki skazańców. Byli paleni, łamani kołem i ścinani toporami

Dariusz Brożek
Złodzieje połamali skradzioną monstrancję i ukryli ją w kuble na śmieci.
Złodzieje połamali skradzioną monstrancję i ukryli ją w kuble na śmieci. policja Międzychód
Nawet dziesięć lat wiezienia grozi 18-letniemu mieszkańcowi Międzychodu, który ukradł monstrancję z kościoła. Gdyby zrobił to 300 lat wcześnie, zginąłby w okrutnych męczarniach. Skazańców ścinano i palono żywcem na rynku.

Od kilku dni tematem numer jeden w Międzychodzie jest zuchwała kradzież w kościele pw. Niepokalanego Serca Maryi na Lipowcu. Pisaliśmy o niej "Gazecie Lubuskiej" i na naszym portalu. Przypominamy, że w niedzielę dwóch mieszkańców ukradło pozłacany krucyfiks o wartości kilku tysięcy złotych. Byli przekonani, że jest ze złota. Dlatego połamali go na części, które chcieli przetopić. W środę zostali zatrzymali przez policjantów, którzy odzyskali też zniszczony krucyfiks.

Mieszkańcy są wstrząśnięci kradzieżą. - To świętokradztwo - zaznacza pani Maria, która zadzwoniła do naszej redakcji po ujawnieniu przez nas kradzieży.

Policjanci ustalili, że zatrzymani przez nich mieszkańcy próbowali się włamać do kościelnych skarbonek. Wcześniej ukradli datki ze skarbonki w innym międzychodzkim kościele. Młodszy z nich jest nieletni, dlatego odpowie za swój czyn przed sądem rodzinnym. Starszy ma już 18 lat. Za włamanie, kradzież i obrazę uczuć religijnych może trafić za kraty nawet na dziesięć lat.

- Gdyby urodzili się trzysta lat wcześniej, zostaliby za to straceni w okrutny sposób. Identyczną kradzież i późniejszą kaźń dwóch złodziei odnotowano w kronikach miasta - komentuje jeden z naszych rozmówców.

Międzychód miał prawo "karania na gardle". Czyli skazywania i wykonywania wyroków śmierci. Korzystano z tego nader często, zaś skazańcy zazwyczaj ginęli w okrutnych mękach. W kronice miasta natrafiliśmy na opis identycznej kradzieży z 1724 r. Dwaj mężczyźni dwukrotnie włamali się do kościoła. Okradli skarbonkę oraz rozbili krucyfiks. Wyrok był bardzo surowy. Christophowi Zimmermannowi najpierw odcięto prawą rękę, którą sprofanował krzyż. Potem był łamany kołem. Tortury zakończyło rozwleczenie jego ciała końmi.

Drugiemu złodziejowi nijakiemu Johannowi Ginttherowi z uwagi na jego wiek - jak pisze kronikarz - "okazano łaskę". Kat ściął mu głowę. Jego żonę, która wiedziała o kradzieżach, skazano natomiast na chłostę. Została jednak ułaskawiona przez dziedzica po uprzednim złożeniu przez nią przysięgi, że będzie odtąd omijać jego majątki.

W kronice miasta odnotowano kilka innych, równie okrutnych wyroków. We wrześniu 1722 r. stracono Martina Geldnera z Końskiego Młyna [Roßmüller, który okradł pastora Balde. Jego łupem padły przechowywane w piwnicy pieniądze, co potraktowano jak kradzież skarbonki i skazano sprawcę ma ścięcie toporem

Na początku lipca 1673 r. został ścięty młody krawiec M. Gurg. Jakob. Oskarżono go o zoofilię. Świadkiem był Johann Manlowitz, który zeznał, krawiec współżył ze świnią. Osądzono też świnię, która zgorzała na stosie.

Na początku 1699 r. ścięto luterańskiego czeladnika sukienniczego, nijakiego Manskyego. Został oskarżony o okradanie swojego mistrza. Wyrok wykonano na rynku. Kiedy wyszedł z ratusza, odmówił modlitwę, po czym stanął przed sędziowskim stołem. Musiał wszystkich przeprosić. Po otrzymaniu rozgrzeszenia świadkowie odśpiewali kościelna pieśń "Gott der Vater wohn uns bei" (Bóg Ojciec mieszka w nas)

- W końcu odszedł z błogosławieństwem na miejsce kaźni nieustannie pocieszany. Kiedy spadła głowa, wygłosiłem krótką mowę - pisał pastor.

Czeladnika pochowano w trumnie, którą czterech wyrobników wyniosło poza cmentarz . Został pochowany po płotem naprzeciw strzelnicy. Autor kościelnej kroniki nie omieszkał dodać, że "kaznodzieje za swoją tę pracę nie otrzymują nic poza dzbanem wina".

To nie koniec opisów okrutnych kaźni w Międzychodzie. W dniu 14 sierpnia 1721 r. została ścięta pewna kobieta, która służyła u farbiarza Paula Thiele. Rzemieślnik oskarżył ją o kradzież. Została wygnana z miasta, lecz mimo przysięgi wracała dwa razy. I znowu go okradła. Wpadła w Landsbergu, czyli w obecnym Gorzowie Wlkp. Została sprowadzona do Międzychodu i stracona. Oprócz krzywoprzysięstwa i kradzieży oskarżono ją o uprawianie rozpusty w domu farbiarza, co - jak czytamy w kronikach - "wyznała bez tortur więc radośnie i ufnie szła na śmierć".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska