Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy z OSP Jarogniewice szukają ludzi i ratują życie

Michał Olszański
Michał Olszański
Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone w jeszcze ściślejszej specjalności - poszukiwań na terenie gruzowisk. A wtedy kto wie, gdzie okażą się potrzebni.
Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone w jeszcze ściślejszej specjalności - poszukiwań na terenie gruzowisk. A wtedy kto wie, gdzie okażą się potrzebni. OSP Jarogniewice
Maciek uczy się w technikum. Agata jest urzędnikiem i zoopsychologiem. Ewa prowadzi firmę w branży informatycznej. Katarzyna jest pielęgniarką, pracuje w szpitalu. Jerzy zajmuje się budowlanką, a Grzegorz jest kierowcą i konserwatorem w Urzędzie Miasta. Właśnie wrócili z ćwiczeń na poligonie.

Po pracy, w czasie wolnym, zajmują się poszukiwaniem osób zaginionych. Tylko w tym roku wyjeżdżali do akcji ponad 40 razy. Mają specjalnie przeszkolone psy, drony, oprogramowanie do analizy zdjęć, zestawy oświetleniowe, sprzęt termowizyjny i coraz więcej doświadczenia.

OSP w Jarogniewicach to jedna z pierwszych w Polsce jednostka strażaków-ochotników specjalizująca się w poszukiwaniach. Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Byli wówczas jednostką jakich wiele, wyjeżdżali do pożarów, wypadków itp. Ratowali ludzi w przypadku tradycyjnych zagrożeń. Jednak wtedy w rejonie ich działania zaginęła dziewczynka. Jak to strażacy, wzięli udział w poszukiwaniach. Przeczesywali okolicę od popołudnia do późnej nocy. Dziecko udało się znaleźć ich zmiennikom, nad ranem następnego dnia. Skończyło się szczęśliwie, jednak jarogniewiccy ochotnicy zaczęli myśleć o stworzeniu wyspecjalizowanej jednostki. Takiej, która będzie szukać zaginionych. Sprawa zrobiła się realna w 2015 r., gdy dołączył do nich ratownik z wyszkolonym psem. No i w 2016 r. powstała Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza, która została włączona do ogólnopolskiego systemu.

Ochotnicy i ich psy

Niedzielne, grudniowe popołudnie. Ciemno, zimno, śnieg. Spotkaliśmy się w remizie. Ochotnicy właśnie wrócili z całodziennych ćwiczeń na poligonie odległym o 80 km. Trenowali tam też w sobotę. A w piątek brali udział w poszukiwaniach. Są zmęczeni, ale zadowoleni z owocnie spędzonych godzin. Trenują w grupie co najmniej raz w tygodniu. Do tego każdy z przewodników ćwiczy indywidualnie ze swoimi psami. Rozmawiamy, jednak widać, że wolą robić to, co robią, niż o tym opowiadać. Powoli jednak wyłania się obraz setek kilometrów wydeptanych praz nich w lesie, na moczarach, w mrozie, w upale. I bardzo często nocą.

- Nasze psy nie są psami tropiącymi - zaznacza Ewa Biegańska, która na co dzień prowadzi firmę informatyczną, ale jest także strażakiem-ratownikiem i przewodnikiem dwóch psów (kolejne w szkoleniu). - Pracując górnym węchem potrafią odnaleźć każdą żywą osobę znajdującą się w okolicy i odpowiednio zasygnalizować to przewodnikowi - opowiada. - Pracujemy w zespołach: pies, przewodnik i nawigator. Pies swobodnie przeszukuje dany sektor, współpracując z przewodnikiem. Nad tym, żebyśmy poruszali się po wyznaczonym terenie, czuwa nawigator.

- Skąd się bierze takie psy? Najlepiej wybrać szczeniaka jednej z ras predysponowanych do szukania, węszenia. Musi lubić ludzi, a przynajmniej nie mogą go ludzie denerwować - tłumaczy Agata Przybylska, trenerka i przewodnik psów. - Potem przyglądamy się szczeniakowi, jak najlepiej dotrzeć do niego. Czy będzie pracował dla zabawy, czy motywującą nagrodą będą przysmaki. W naszym wyborze kierujemy się jeszcze jedną sprawą. Nie mogą to być pieski zbyt małe, bo często muszą przedzierać się przez różne chaszcze, więc muszą być odpowiednio silne. Nie mogą być też jednak zbyt duże. Często pracujemy w podmokłym terenie, gdzie mogłyby się zapadać. Jednak najważniejsza jest tu inna sprawa - duże rasy zwykle krócej żyją, więc taki pies po szkoleniu mógłby z nami pracować jedynie przez parę lat, a potem musiałby przejść na emeryturę.

Wideo: Poszukiwania nastolatów z Ledna

W tej chwili jednostka dysponuje siedmioma psami, a kolejne przechodzą szkolenie. Najwięcej jest border collie, ale są też owczarki niemieckie, wilczarz czechosłowacki i owczarek belgijski. Przy czym są to prywatne psy swoich przewodników, którzy zapewniają im utrzymanie. Dopiero gdy zostanie im założona specjalna kamizelka i wydana komenda, zaczynają pracować. Zanim to jednak nastąpi, muszą otrzymać specjalny certyfikat, odnawiany potem co roku.

- To nie jest tak, że właśnie psy zawsze znajdują zaginionych - zaznacza Grzegorz Buda. Na co dzień pracuje w urzędzie, w drugim życiu jest naczelnikiem jednostki OSP w Jarogniewicach. - Mają jednak ogromną zaletę, bo pozwalają nam wykluczyć ogromne połacie terenu. W ciągu tych kilku lat i 120 akcji to ponad sto tysięcy hektarów. Gdy psy eliminują kolejne obszary, ludzie mogą skupić się na przeszukaniu newralgicznych, stosunkowo niewielkich przestrzeni.

Na akcję

W samochodzie mieści się dziewięć osób. M.in. planista, dwóch przewodników z psami, dwóch nawigatorów, operator drona, kierowca quada, analityk. Jednak nie zawsze udaje się skompletować pełną ekipę.

- Jeśli mogę wyjść z pracy, biegnę do domu, biorę pieski i jadę na poszukiwania - tłumaczy Ewa Biegańska. Ze zwolnieniem ze szkoły nie ma problemów Maciek Iwasieczko. Nauczyciele rozumieją, jak ważne jest to, co robi. Jerzemu Gładyszowi, który prowadzi firmę budowlaną, zdarza się przekonać inwestora, by w związku z poszukiwaniami opóźnić termin zakończenia robót. Nie każdy ma jednak taki komfort. Katarzyna Dytko jest pielęgniarką w szpitalu i rzecz jasna nie może urwać się z dyżuru. Na szczęście większość akcji rozpoczyna się po południu lub wieczorem.

- Zawsze poszukiwania powodują odsunięcie spraw osobistych na bok i powstaje pewne zamieszanie. Sprawę rozwiązuje telefon do sąsiada, szwagra, żeby odebrał dzieci z treningu, ze szkoły. Potem telefon do żony, że na zakupy pojedziemy innym razem - śmieje się Grzegorz Buda. Zdarza się (co prawda rzadko), że ok. 3, 4 w nocy jarogniewiccy ochotnicy muszą kończyć kończyć poszukiwania na dany dzień, bo rano idą do pracy. - Czasem zanim dojedziemy do domu, już świta i prosto z poszukiwań idziemy do pracy. A po południu kontynuujemy akcję - mówi Ewa Biegańska. Zwykle poszukiwania trwają kilka godzin. Sześć do ośmiu. Najdłuższe, w których brali udział, ciągnęły się przez 11 dni. Mimo przeszukania 3500 hektarów nie przyniosły efektu. Zostały odwołane.

Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone
Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone w jeszcze ściślejszej specjalności - poszukiwań na terenie gruzowisk. A wtedy kto wie, gdzie okażą się potrzebni. OSP Jarogniewice

Bywają i inne sytuacje. - Ostatnio, gdy dojechaliśmy na miejsce poszukiwań za Żagań, okazało się, że osoba się odnalazła. Przyszło jednak kolejne wezwanie, do Zielonej Góry. W drodze dostaliśmy informację, że ta osoba też się znalazła. Po powrocie do jednostki rozjechaliśmy się do domów, jednak zanim do nich dotarliśmy, musieliśmy wracać, bo trzeba było jechać na kolejną akcję, za Sulęcin. Tu też zaginiona szybko się odnalazła. Śmialiśmy się, że przynosimy szczęście, bo wystarczy nas wezwać i ktoś się odnajduje. Ale mówiąc szczerze, szczęście jest bardzo ważne w takich działaniach - tłumaczy Buda.

Samobójcy, chorzy i... grzybiarze

- Poszukiwania chodzą stadami. Czasem w tygodniu jest kilka akcji, a potem przez kilka tygodni panuje spokój - dodaje Iwasieczko.

Bywają kilkudniowe poszukiwania, gdzie wokół wszyscy wieszczą, że nie ma szans na odnalezienie człowieka, ale zdarzało się, że nawet w trudnym, bagnistym terenie odnajdywaliśmy żyjącą osobę po dwóch, trzech, a nawet pięciu dniach poszukiwań - opowiada naczelnik.

- Zdecydowana większość poszukiwań dotyczy osób, które próbują targnąć się na swoje życie. Wielu z nich szuka spokoju w lesie i w takim terenie zwykle ich szukamy - wyjaśnia. - Są też schorowane, nieświadome osoby, zwykle starsze, z różnymi przypadkami demencji, które się po prostu zagubiły. Zdarzają się też przypadki grzybiarzy, którzy po prostu stracili orientację w lesie czy na mokradłach.

¬- Jeśli odnajdujemy kogoś po kilku dniach, często nie ma z nim kontaktu. Te osoby zwykle są w szoku, czasem ranne albo nieprzytomne. Przekazujemy je służbom medycznym - tłumaczy Agata Przybylska. - Mieliśmy odnalezienia przy próbach samobójczych, gdy nie wiemy, czy osoby odnalezione czują na nasz widok ulgę, czy jesteśmy dla nich intruzami. My mamy odnaleźć daną osobę. I tyle. Cieszymy się, bo zawsze jest to ulga dla tych, którzy zlecili poszukiwania, czyli zwykle rodziny.

Co ciekawe, ponad połowa poszukiwań osób w związku z próbą samobójczą kończy się odnalezieniem żywej osoby. Jedynie raz się zdarzyło, że kobieta, już po dotarciu do niej ratowników, próbowała targnąć się na swoje życie. W tym roku zdarzył się też przypadek, że dwa razy poszukiwano tego samego mężczyzny. Wiosną udało się go odnaleźć. Niestety, jesienią już nie.

- Starsze osoby z kolei ciągnie w tereny podmokłe. Pamiętam pana, który wszedł na bagna, próbował się wydostać, opadł z sił, ale dotarliśmy na czas - wspomina naczelnik.

- Ale mieliśmy i taki przypadek, że panią grzybiarkę po prostu obudziliśmy. Zgubiła się w lesie, zrobiło się ciemno, to postanowiła się przespać. Bardzo była zdziwiona na nasz widok - śmieje się Agata Przybylska.

Nowoczesne technologie i nowe specjalizacje

Ochotnicy podkreślają, że bycie częścią ekipy staje się po prostu stylem życia. Część z nich już wcześniej była strażakami, inni dołączyli właśnie ze względu na specyfikę grupy.

- Muszę coś robić. Podoba mi się pomaganie. Uwielbiam też pracę z psami. Już się uzależniłam - tłumaczy Ewa Biegańska. - Ewa ma rację. To uzależnia. Poznałam ludzi, którzy się tym zajmowali. Zaczęłam poznawać ten świat, środowisko. Pomagałam przy nauce psów, robiłam za pozoranta. Ale zawsze powtarzałam, że nie jestem osobą, która pojedzie do lasu szukać ludzi, bo się do tego nie nadaję. A teraz jestem tu, gdzie jestem - śmieje się Agata Przybylska.

Ratownicy podkreślają, że ta praca to sto procent zaangażowania. Że wracając do domu, jeszcze w samochodzie, próbują ustalić, co najlepiej zrobić następnego dnia, jak zaplanować poszukiwania. Każdy wnosi swoje uwagi, pomysły.

- Byliśmy pierwszą ochotniczą jednostką, która weszła w posiadanie drona. Możemy mieć kamerę wizyjną, termowizyjną i prowadzić poszukiwania w czasie rzeczywistym. W tej chwili mamy trzech operatorów tych maszyn - tłumaczy Grzegorz Buda. - No i jako jedyni mamy oprogramowanie stworzone przez wrocławskich naukowców, służące do analizy zdjęć lotniczych w terenie otwartym. Program sugeruje, czy w terenie sfilmowanym podczas nalotu są ślady obecności człowieka. Sprawdził się m.in. podczas zaginięcia dwóch chłopców na Odrze w miejscowości Ledno.

Coraz więcej jest akcji, gdzie z racji doświadczenia i sprzętu to jarogniewiccy ochotnicy koordynują całe poszukiwania, w których bierze udział cała rzesza ludzi. Czasem też są wykorzystywani jako konsultanci

Jakiś czas temu policja poszukiwała dwóch kobiet, które wysadziły mieszkanie w bloku w Zielonej Górze. Odkręciły gaz, wyszły z domu. Mieszkanie wybuchło, a one zniknęły. Poproszono nas o wytypowanie miejsca, gdzie możemy je znaleźć. Policja odnalazła je we wskazanym przez nas rejonie - opowiada naczelnik.

Ochotnicy biorą udział w akcjach, do których są wzywani przez policję. Coraz częściej zdarza się, że rodziny zaginionych próbują obejść procedury i zwracają się do strażaków bezpośrednio. Jednak procedury muszą być zachowane. Sukcesy i związany z nimi rozgłos sprawiają też, że coraz więcej osób zgłasza się do jednostki, chcą wstąpić w szeregi grupy. W tej chwili w jednostce jest ok 30 strażaków, z czego połowa angażuje się w poszukiwania.

Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone
Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone w jeszcze ściślejszej specjalności - poszukiwań na terenie gruzowisk. A wtedy kto wie, gdzie okażą się potrzebni. OSP Jarogniewice

- Prowadzimy selekcję w jednostce. Trzeba się wykazać, żeby zostać u nas strażakiem. Zwłaszcza w grupie poszukiwawczej - kwituje naczelnik Buda. - W tej chwili mamy stażystę, który dojeżdża do nas ponad sto kilometrów.

Ochotnicy działają na terenie całego województwa, choć zdarzają się zapytania i spoza niego. Sytuacja ta może się zmienić, bo kolejne psy są szkolone w jeszcze ściślejszej specjalności - poszukiwań na terenie gruzowisk. A wtedy kto wie, gdzie okażą się potrzebni.

Wideo: Mężczyzna wskoczył do Warty. Trwają jego poszukiwania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska