Wiadukt jest budowany ciekawą i nowatorską metodą. W tzw. wytwórni wylewa się mające ponad 40 metrów elementy estakady, które później podnosi się i wypycha na zewnątrz, za pomocą niepozornie wyglądających siłowników. A każdy element waży około 900 ton. Na każdej nitce, elementów tych ma być 23. Czyli w połowie czerwca, bo wtedy zaplanowano zakończenie budowy wschodniej nitki, siłowniki będą musiały pchać most o wadze 20 tysięcy ton.
Wojciech Kałuża, kierownik robót mostowych tłumaczy: - Firma Mostmar spod Żywca jako podwykonawca dostała zadanie wybudowania w ciągu drogi S3 pięciu mostów. Większość z nich znajduje się na obwodnicy Świebodzina, między węzłami Świebodzin Południe i Północ. Jednak najbardziej skomplikowana jest budowa estakady, która wraz z przyczółkami mierzy aż 940 metrów. To najdłuższy tego typu obiekt w Lubuskiem i jeden z najdłuższych w Polsce – wylicza Kałuża.
Budowniczowie stanęli przed poważnym wyzwaniem. Przede wszystkim grząskie i bagniste podłoże. Estakada przebiega obok jeziora Zamecko i rzeczki Strugi Świebodzińskiej. Zanim wylano betonowe podpory, na których znajdą się elementy estakady, trzeba było wbić w ziemię prawie 600 pali. Niektóre z nich na głębokość 30 metrów. Na dodatek budowa trwa, mimo że obok przebiega ruchliwa droga nr 2, nr 3 oraz linia kolejowa Berlin – Warszawa. Pierwsza tzw. wschodnia nitka ma być gotowa jeszcze w czerwcu. Wtedy wytwórnię przerzuci się na drugą nitkę, a na już gotową wejdą kolejne ekipy, by na betonowym podłożu, wylewać warstwy bitumiczne, układać pobocza, chodniki...
Czytaj też: Do Świebodzina jadą elementy wielkiego wiaduktu
Razem z inżynierem budowy, świebodzinianinem Wojciechem Walkowiakiem, idziemy na miejsce budowy. Wiadukt z daleka robi ogromne wrażenie. Kiedy wejdziemy na górę jest jeszcze większe.
- Najważniejsza jest wytwórnia. Tu powstają kolejne segmenty mostu. Każdy liczy około 42 metrów, a na pierwszej nitce elementów tych będzie 23 a drugiej 24. Stało się tak, gdyż według wcześniejszego planu, gdyby estakada biegła po linii prostej, wtedy jeden z filarów, stałby na środku drogi krajowej nr 3 - mówi Walkowiak.
Dlatego ma on kształt łuku. Co ciekawe to tzw. konstrukcja sprężona. Przed wylaniem betonu, wśród gąszczu prętów zbrojeniowych, montuje się dodatkowo rury, w których umieszczone są liny sprężające. Po wylaniu i stężeniu betonu, liny te są naciągane, co powoduje sprężenie konstrukcji. Dzięki takiemu zabiegowi, po moście mogą przejeżdżać bardziej obciążone ciężarówki. Kiedy cały segment jest gotowy, forma jest opuszczana, a wtedy potężne siłowniki nieznacznie podnoszą go do góry.
Kolejnym krokiem jest nasuwanie wylanego elementu, na stojące podpory. To tak jakbyśmy do stojącego na torach pociągu, dopinali kolejne wagony i cały skład, był pchany przez lokomotywę. Funkcję lokomotywy pełnią siłowniki. By miały one łatwiej, bo przypomnijmy, że każdy element waży około 900 ton, na podporach zamontowano łożyska ślizgowe. To nie wszystko. W trakcie nasuwania betonowych elementów, przy każdej podporze są ludzie, którzy dodatkowo podkładają specjalne, pokryte teflonem płytki. To ułatwia ślizganie się konstrukcji po betonowej podporze.
- Samo nasuwanie trwa średnio od sześciu do ośmiu godzin - tłumaczy Gerard Woźny, dyrektor robót mostowych. - Przy każdej podporze w trakcie nasuwania, pracuje nawet trzech ludzi, a jednorazowo, dzięki siłownikom most przesuwa się o 25 cm. Myślę, że przy nasuwaniu ostatniego przęsła, pracować będzie około setka ludzi.
Produkcja jednego elementu trwa tydzień. Wtorek – zbrojenie, a w kolejnych dniach montaż lin sprężających, wylewanie betonu, jego dojrzewanie, by w poniedziałek rozpocząć wypychanie. I tak tydzień w tydzień.
Czytaj też: Kiedy pojedziemy drogą S3?
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?