Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczawno: O dramacie sprzed tygodnia przypominają znicze przy drodze

Redakcja
W miejscu gdzie wydarzyła się tragedia palą się dziś znicze
W miejscu gdzie wydarzyła się tragedia palą się dziś znicze fot. Mariusz Kapała
Strażacy byli pewni, że wjeżdżają tylko w kłęby dymu. Nie widzieli płonącej przyczepy i stojącego obok człowieka...

Choć dni mijają od tragedii, która zdarzyła się w Szczawnie, wciąż pozostaje pytanie: Czy tak musiało się stać? Mieszkańcy wsi mówią głośno: nie. Bo nikt nie zwalnia z myślenia, gdy siada się za kierownicą.

Tej soboty Maria Staszewska i jej pięć córek nie zapomną nigdy w życiu. A miał to być kolejny, normalny dzień na wsi. Tymczasem jej teściowi zapaliła się przyczepa z sianem. Kto tylko mógł pospieszył z pomocą. W ruch poszły wiadra, węże. Lejące się strugi wody spowodowały, że w miejscu tym unosiły się kłęby dymu. Przyczepa stała tuż pod linią wysokiego napięcia. By uniknąć niebezpieczeństwa, ludzie odsunęli ją bliżej drogi. Ktoś wezwał straż pożarną.

Cztery córki się uczą

- Wóz przyjechał wjeżdżając w kłęby dymu, bez zastanawiania się, co za tym dymem może być - opowiadają mieszkańcy Szczawna.

- Gdyby jechali wolniej, nie doszłoby do tragedii - mówi Staszewska. - Oni walili jak w dym. Zamiast się zatrzymać. A mąż tam stał…. To były sekundy….Uderzenie wozu strażackiego było tak duże, że obrócił przyczepę o 180 stopni. Dyszel pojawił się tam, gdzie był tył.

Nie wiadomo, czy wóz uderzył w mężczyznę czy obracająca się przyczepa. To będzie wyjaśniane. 44-letni rolnik miał zgniecioną całą czaszkę. Przyjechały dwie karetki, wezwano helikopter, ale potem go odwołano. Nie było szans na przeżycie.

Mieczysław Staszewski zostawił żonę i pięć córek, cztery się jeszcze uczą.

Musimy sobie poradzić

Wójt gminy Dąbie Krystyna Bryszewska przyjechała do rodziny Staszewskich, pytała, jak pomóc. Pytają o to i inni ludzie.

- Będziemy żądać odszkodowania od straży, nie od ludzi. Dla mnie nieważne, kto siedział w środku w samochodzie. To byli chłopcy od nas - mówi wdowa. - Tragiczne jest to, że straż zabiła mi męża. Teraz muszę się starać, by córki mogły dalej się uczyć.

Pani Maria dodaje, że nigdy nie korzystała z pomocy. I teraz też zrobi wszystko, by jakoś sobie poradzić, choć wiadomo - bez męża będzie trudniej. On był przecież prawdziwym gospodarzem, zarządzającym 48 hektarami ziemi. W zagrodzie są zwierzęta, maszyny i sprzęt.

- Mam zięcia, który lubi ziemię. Jakoś sobie poradzimy. Musimy - mówi, choć trudno mówić jeszcze, bo ból ogromny. A tu jeszcze policja podaje niezgodne z prawdą fakty, w akcie zgonu zamiast Szczawno wpisano Ciemnice. Trzeba wszystko prostować. I od nowa wracać do tej strasznej soboty…

Strażacy jechali do pożaru przyczepy. Nie przypuszczali, że ona stoi w innym miejscu. Byli pewni, że wjeżdżają tylko w kłęby dymu. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Krośnie Odrz. Wszczęła postępowanie w oparciu o Kodeks karny, paragraf mówiący o wypadku w ruchu drogowym ze skutkiem śmiertelnym.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Kazimierz Rubaszewski opowiada o zdarzeniu: - Palącą się przyczepę widział strażak. Pobiegł do remizy, udało mu się zebrać innych. W trakcie dojeżdżania wóz strażacki uderzył przyczepę...

Prokuratura powołała biegłych i to zarówno z zakresu techniki samochodowej jak i specjalistów od pożaru. Już rozpoczęło się przesłuchiwanie świadków oraz strażaków.

- Trzeba będzie ustalić, czy kierowca przestrzegał zasad ruchu drogowego - dodaje K. Rubaszewski. - Prowadzone czynności pozwolą na ustalenie, czy będzie można przypisać inne zawinienia, czy też nie.

Leszek Kalinowski
0 68 324 88 74
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska