Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlag człowieka trafia

ARTUR RYNKIEWICZ
Od kilku dobrych miesięcy trwa cicha wojna na ul. Kochanowskiego. Sprawa dotyczy parkingu przy Intermarche. A właściwie parkujących na nim swe auta kierowców. - To skandal, żeby tiry wjeżdżały na osiedle - mówią jedni. - Nic złego w tym nie ma. Zresztą gdzie te tiry? Ktoś pana wyrolował - mówią drudzy. Stanowiska w sprawie nikt jednak nie zabierze. Dlaczego? Bo ludzie boją się zemsty.

Mieszkańcy pytani o parking albo odwracają głowę, albo mrukną coś pod nosem szybko odchodząc. Z jednej strony chcą, żeby na parking przed ich oknami nie wjeżdżały tiry, ciężarówki, furgonetki. Z drugiej boją się głośno o tym mówić, bo już kiedyś zostali za to skarceni. - Powiem panu dużo, ale bez nazwiska w gazecie. Kiedyś było takich dwóch, którzy głośno krzyczeli, że załatwią sprawę parkingu raz na zawsze. I wiem pan co się stało? Jednemu wybili dwie szyby w samochodzie, a drugi miał wizytę w wulkanizacji. Od tego czasu ludzie się boją - mówi Andrzej B. mieszkaniec bloku sąsiadującego z parkingiem.

Szlag człowieka trafia

Andrzej B. dzwonił w tej sprawie kilkakrotnie do magistratu, Intermarche, na policję i straż miejską. Bez rezultatu. Do rozwiązania sprawy wystarczyłaby jedna rzecz: znak zakazu wjazdu pojazdom powyżej 3,5 t. - Urzędnicy mówią, że to teren sklepu, więc do nich mam dzwonić. W sklepie mówią, że to ich teren, ale oni żadnego znaku stawiać nie będą, bo im garażowanie aut nie przeszkadza. Odsyłają do spółdzielni. Tam znów każą dzwonić na policję i do straży. Szlag człowieka trafia od tej kołomyi - mówi zdenerwowany.
Cezary Mieszkowski, podinspektor ds. inżynierii ruchu Urzędu Miasta potwierdza, że postawienie znaku zakazu, to sprawa sklepu. - W całym mieście występuje zakaz postoju pojazdów powyżej 3,5 t. Podobnie jest przy ul. Kochanowskiego. Tyle, że tam nasza władza się kończy. To nie nasz teren. Właściciele sklepu mogą sobie sami postawić znak, bez pytania nas o zgodę - tłumaczy.
Zarządzający sklepem prezes Zygmunt Tumielewicz nie widzi jednak takiej potrzeby. Może to zrobić, lecz potrzebna jest inicjatywa ze strony spółdzielni, a na to się nie zanosi. - Chcielibyśmy, żeby sprawa parkingu się rozwiązała. Nie tylko tiry tu wjeżdżają, ale i inne cuda. Nawet auta wycofane z ruchu. Nie wspomnę o plamach oleju, które zostają na asfalcie po starych samochodach. Albo o mieszkańcach, którzy na parkingu malują farbą jakieś części. Sami się z tym nie uporamy - mówi.

Nie wiedzą czego chcą

Leszek Kaczmarek, prezes spółdzielni Staszica wie o co chodzi zarządcom sklepu: o parking strzeżony. Ale tego na pewno nie będzie. - Mieszkańcy są niezdecydowani. Pan Tumielewicz chce parkingu strzeżonego, bo to rozwiązałoby sprawę. Mieszkańcy natomiast chcą parkować, ale nie chcą za to płacić. I tak w wkoło Macieju - mówi. Bolą go jednak dwie sprawy. Pierwsza: że mieszkańcy nie przyjdą z tym problemem do niego. Druga: że Urząd Miasta ma policję i straż miejską, a nie korzysta z nich w tej sprawie. Z tego, co udało nam się jednak ustalić obydwie instytucje nie zajmą się tą sprawą, bo parking to teren sklepu, a nie miasta. Od początku roku spod Intermarche skradziono jedno auto. Sprawa parkowania przy sklepie nie jest trudna do rozwiązania, jednak żadna ze stron nie chce w niej zająć stanowiska. A wystarczyłaby odrobina dobrej woli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska