Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlak mrożący krew w żyłach: Płoń czarownico

Redakcja
Spalenie czarownic - inscenizacja podczas tegorocznej Nocy Muzeów
Spalenie czarownic - inscenizacja podczas tegorocznej Nocy Muzeów Fot. Bartłomiej Kubowicz
Pierwszy w Zielonej Górze proces czarownic odbył się w 1640 r. Ostatni ponad 150 lat później.
  • Czy to prawda, że oskarżona była czarownicą i na Łysej Górze bywała?
  • Czy to prawda, że oskarżonej czart maścią czarownic czoło i piersi smarował?
  • Czy to prawda, że miał czarne ubranie i buty i wyglądał jak czeladnik sukienniczy?
    - Tak - przytakiwałała torturowana kobieta. A to oznaczało tylko jedno - stos.

    Już drugi dzień przebywamy w zielonogórskim muzeum tortur. Wczoraj poznaliśmy narzędzia do cięcia, łamania i kłucia. Dziś zaglądamy do największego skarbu - do tzw. Extractu, czyli wyciągu z protokołów z przesłuchań kobiet oskarżonych o czary.

    - Jest to skrót z czterech ksiąg - pokazuje dokument dyrektor muzeum Andrzej Toczewski. - Prawdopodobnie posłużył on rodzinom oskarżonych do interwencji na dworze cesarskim, zakończonej uniewinnieniem dwóch kobiet. Jest to jedyny zachowany dokument dotyczący zielonogórskich procesów czarownic.

    Pierwszy stos

    Pierwszy proces czarownic odbył się w 1640 r. Oskarżono i spalono cztery kobiety: żonę wachmistrza, markietankę i żony dwóch zwykłych żołnierzy. Egzekucję wykonano na rozkaz dowódcy oddziału szwedzkiego stacjonującego wówczas w Zielonej Górze.

    14 lat później podobny los spotkał 84-letnią mieszkankę Łężyc Katarzynę Funck oskarżoną o odebranie mleka kilku krowom sąsiadów, sprowadzenie na wieś burzy oraz wywołanie choroby.

    Jednak najgłośniejsze procesy czarownic ruszyły w 1663 r. Oskarżenia rozpoczął właściciel Przylepu Melchior von Landskron podejrzewający Helenę Kilch o spalenie oberży. Torturowana kobieta przyznała się i oskarżyła kolejne osoby. W ciągu trzech lat zginęły 23 kobiety, głównie mieszkanki okolicznych wsi.

    - Ofiar byłoby jeszcze więcej, gdyby oskarżano jedynie ubogie kobiety - mówi Toczewski. - Jednak kiedy przed śledczych trafiły bogate zielonogórskie patrycjuszki, rodziny natychmiast zaczęły interweniować, docierając nawet na dwór cesarski.
    Dwie kobiety uratowano. W 1669 r. zakazano zielonogórskim sądom wydawania wyroków śmierci w procesach o czary.

    Zielona Góra nie była wyjątkiem. W tym samym czasie płonęły stosy m.in. Zbąszyniu, Bytomiu Odrzańskim, Sulechowie, Szprotawie, Świebodzinie, Krośnie Odrzańskim, Gubinie, Głogowie i Gorzowie. - W samych tylko Strzelcach Krajeńskich w czasie dwóch miesięcy spalono 150 kobiet.

    Ostatni stos

    A kiedy ostatni raz w Zielonej Górze zapłonął stos? W 1796 r. Rok wcześniej, 11 września, 59-letni Kirschke podpalił dom w Przylepie. W ogniu zginęło dziecko. Podpalacz został szybko zatrzymany i trafił do aresztu w Zielonej Górze. Zarzucano mu również inne podpalenia. Co było przyczyną zbrodni? Zawiedziona miłość. Kirschke podłożył ogień z zemsty na niewiernej narzeczonej. I niewiele to miało wspólnego z czarami.

    - Jednym z największych nieszczęść jakie mogło dotknąć mieszkańców był pożar, który wywołany w jednym miejscu natychmiast przenosił się na sąsiednie domostwa. Dlatego w sposób bardzo okrutny karano podpalaczy - tłumaczy historyk dr Stefan Dąbrowski. - A w tym przypadku w ogniu zginęło dziecko. Karą za to mogło być spalenie na stosie. Takie przypadki wcześniej się zdarzały.

    Wyrok wykonano 10 marca 1796 r. (kronikarz Führling, na którego powołuje się Hugo Schmidt, autor przedwojennej monografii Grünberga) lub 10 czerwca (kronika Johna). Miejsce kaźni wyznaczono na łące przed Płotami, niedaleko miejsca zbrodni.

    - Jak odnotował Führling na stos zużyto 23 sążnie drewna, 10 kop chrustu i dwie kopy słomy. Do tego dołożono jeszcze siarkę i smołę - wylicza Zbigniew Bujkiewicz z Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie.

    Prawdopodobnie było to ostatnie publiczne wykonanie wyroku śmierci poprzez spalenie na stosie.


    JAK BADANO CZAROWNICE

  • Próba wody. Najczęściej sprawdzano czy kobieta jest czarownicą poprzez pławienie. Domniemana czarownicę wiązano w "kozła" - lewą rękę z prawą nogą a prawą rękę z lewą nogą. Potem powoli spuszczano ją na linie do wody. Jeśli tonęła to była niewinna. Natomiast kiedy utrzymywała się na wodzie to uznawano ją za winną i sądzono. Tak skrępowane kobiety zazwyczaj dobrze unosiły się na wodzie, w czym pomagał kształt wygiętego ciała i suknie, które przed namoknięciem utrzymywały ofiarę na wodzie. W próbie wody zakładano, że czarownica została tak wyposażona przez diabła, że jest lżejsza od innych ludzi.

  • Próba wagi. Opierała się na przekonaniu, że czarownice posiadają jakąś nadzwyczajną lekkość i ważą mniej niż wyglądałoby to z budowy ciała. Domniemaną czarownicą rozbierano do naga, dokładnie rewidowano, a położna sprawdzała czy w miejscach intymnych nie ukryła jakiegoś ciężaru. Podobnie postępowano z mężczyznami. Oskarżonych ważono i porównywano ze specjalnie stworzonymi tabelami. Jeżeli wynik był zdecydowanie niższy od zakładanego, osobę badaną uznawano za winną stosowania czarów.
    Wielką sławę zdobyła holenderska miejscowość Oudwater, gdzie dokonywano próby wagi. Dzięki przywilejowi wydanemu przez cesarza Karola V, rada miasta mogła wystawiać zaświadczenie o pozytywnym zaliczeniu próby, które wykluczało podejrzenie o uprawianie czarów. Setki ludzi jechało tam po taki dokument. Jednak wielu z nich, ze strachu w ostatniej chwili się wycofywało.

  • Próba igły. Uważano, że szatan biorąc w posiadanie czarownicę dotykiem palca dawał jej znamię. Nie koniecznie musiało ono być w widocznym miejscu. Doświadczony śledczy szukał jej np. pod językiem lub w miejscach intymnych. Znamię diabelskie było nieczułe na nakłucia. Nie płynęła z niego krew. Mogło być też całkowicie niewidoczne. Dlatego ciało podejrzanej nakłuwano igłą szukając bezbolesnych miejsc.

  • Próba łez. Podobno czarownice nie potrafiły płakać. Dlatego sędzia prowadzący proces kładł ręce na głowie kobiety i kazał jej przysiąc na gorzkie łzy Jezusa Chrystusa, który płakał na krzyżu, że jest niewinna. Często przerażone kobiety nie potrafiły wtedy zapłakać, a sędzia mógł uznać, że łez było za mało i są diabelskim oszustwem.

  • Próba ognia. Oskarżona musiał przejść pomiędzy dwoma płonącymi stosami drewna, przenieść rozżarzony pręt lub przejść po rozpalonych węglach. Dowodem niewinności był brak jakichkolwiek poparzeń.


    KOGO SĄDZIŁ ZIELONOGÓRSKI TRYBUNAŁ:

  • Helena Klich z Przylepu, spalona 10 lipca 1663 r.
  • Anna Jaszke z Przylepu, stracona 22 września 1663 r.
  • Anna Mebel z Przylepu, stracona 22 września 1663 r.
  • Anna Baran z Przylepu, stracona 22 września 1663 r.
  • Ewa Werner z Przylepu, stracona 22 września 1663 r.
  • Maria Wojten (74 lata)
  • Urszula Gutsche, zmarła 9 maja 1664 r., ciało spalono
  • Urszula Magnus z Krępy, stracona
  • Anna Hasucka z Zawady, stracona
  • Sabina Grasse (78 lat), zmarła podczas tortur, ciało spalono
  • Anna Neuman (64 lata), zmarła podczas tortur, ciało spalono
  • Anna Klich z Przylepu, zmarła po torturach 4 listopada 1663 r., ciało spalono ("… zmarła przez diabła uduszona, bo jej szyja całkiem chwiejna i spuchnięta była.")
  • Elżbieta Grasse z Nietkowa (51 lat), żywcem spalona 6 lutego 1665 r.
  • Elżbieta Palet - zwolniona
  • Dorota Juthe - zwolniona.


    FRAGMENT PRZESŁUCHANIA ELŻBIETY GRASSE PO TORTURACH 27 PAŹDZIERNIKA 1664 r.

    - Kiedy oskarżona ostatnio do komunii przystępowała? - pytał sąd.
    - W roku 1663 w czwartek przed Zielonymi Świętami - odpowiedziała.

    - Czy to prawda, że oskarżona była czarownicą i na Łysej Górze bywała?
    - Tak.

    - Czy to prawda, że diabeł do nich [wg zeznań oskarżona namawiała na czary 14-letnią służącą Urszulę - red.] na balkon przyszedł?
    - Tak, służąca go jeszcze nie znała i przywoływała na górę, bo sądziła, że to człowiek.

    - Czy to prawda, że miał czarne ubranie i buty i wyglądał jak czeladnik sukienniczy?
    - Wyglądał jak wędrowny czeladnik.

    - Czy to prawda, że nazywał się Martin?
    - Tak.

    - Czy to prawda, że jej gach zażądał, aby mu ciało i duszę oddała?
    - Tak było wtedy i w następnych latach.

    - Czy to prawda, że odwiedzał ją przez wszystkie lata, żeby patrzeć, co ona czyni?
    - Odwiedzał mnie przez wiele lat.

    - Czy to prawda, że odtąd przez wszystkie lata do niej przybywał i nierząd z nim nienaturalny uprawiała?
    - Tak. Byłam ze swoim gachem w ciąży.

    - Czy to prawda, że jego natura była bardzo gorąca, a także niezbyt lekka i że takie odnosiła wrażenie?
    - Broniłam się z niewielką siłą.

    - Czy to prawda, że oskarżonej czart maścią czarownic czoło i piersi smarował?
    - Tak.

    - Czy to prawda, że owa maść do więzienia została przyniesiona i wrzucona do pieca, gdzie paliła się z trzaskiem?
    - Tak.

    - Czy to prawda, że myła się tylko w piwnicy?
    - Tak.

    - Czy to prawda, że nikt, także jej mąż, o tym nie wiedział, ponieważ ona, spodziewając się jego przyjazdu, wszystko sama robiła?
    - Potwierdzam w całości - mąż kładł się spać, a ja wychodziłam na dwór i kładłam się na ziemi.


  • Tomasz Czyżniewski
    0 68 324 88 34
    [email protected]

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska